Dzisiejsze smartfony nie tylko są super wydajne, robią piękne zdjęcia czy też potrafią łączyć się z siecią 5G. To też przenośne akumulatory o pojemnościach kilkukrotnie większych niż jeszcze kilka lat temu. Tak duże baterie trzeba jakoś ładować. Dlatego właśnie popularyzacja technologii szybkiego ładowania jest jedną z najważniejszych zmian, jakie zaszły na współczesnym rynku mobile.
Szybkie ładowanie to największe usprawnienie w świecie smartfonów
Smartfony ewoluują i urządzenia, które mamy dziś w rękach przeszły długą drogę od tych, które pojawiły się na rynku 10 lat temu. Postęp pod wieloma względami jest wręcz astronomiczny. Telefony z 2011 r. miały spory problem, żeby uzyskać 10 000 punktów w testach Antutu, a dziś 600 000 nie jest uważane za jakiś niezwykle imponujący wynik. RAM? Pierwsze smartfony nie miały nawet 512 MB, a rozdzielczość ekranu 480x800 była uważana za wysoką. Podobnie z bateriami. Standardowa bateria w telefonie z 2010-11 roku miała około 1500 mAh. Tak, jedną czwartą tego, co dziś można spotkać w smartfonach. To wszystko jednak blednie, jeżeli porównamy to z prędkościami ładowania, jakie wtedy były standardem w smartfonach. Ładowarki wtedy wypluwały z siebie potężne… 5 W. I z taką właśnie mocą ładowaliśmy telefony przez długi czas.
Baterie (na szczęście) urosły
Przez długi czas jako konsumenci musieliśmy męczyć się z tym, że producenci nie zwracali za bardzo uwagi na to, ile ich urządzenia działają na jednym ładowaniu. Fakt, baterie dosyć szybko urosły do pojemności ok. 3000 mAh, ale równie szybko przestały nadążać za coraz jaśniejszymi i większymi ekranami o wyższej rozdzielczości. Skutkowało to tym, że nie dziwiło nikogo, iż dany smartfon będzie potrzebował podłączenia do gniazdka jeszcze przed końcem dnia.
Latami obserwowaliśmy, jak producenci systematycznie ulepszali poszczególne komponenty telefonu. Dostawaliśmy jeszcze mocniejsze procesory, jeszcze lepsze (i więcej) aparaty, więcej pamięci wewnętrznej oraz RAMu. Jednak dopiero stosunkowo niedawno zwrócono uwagę na to, ile telefon wytrzymuje na jednym ładowaniu. Wtedy też zaczęły rosnąć ogniwa. Najpierw mieliśmy 4000 mAh, potem standardem stało się 4500 mAh, by finalnie dojść do sytuacji, gdy dziś nawet budżetowe telefony mają baterie o pojemności 5000 mAh. Na horyzoncie majaczą nam już z resztą telefony z bateriami o pojemności 6000 a nawet 7000 mAh. Oznacza to, że już niedługo standardem będzie to, że smartfony na pojedynczym ładowaniu będą mogły wytrzymać nie jeden, nie dwa, a trzy i więcej dni. Już samo to pozytywnie wpływa na doświadczenie użytkownika z telefonem, ponieważ nikt nie lubi, gdy smartfon pada mu w środku dnia. Dzięki zwiększonej pojemności ogniw będziemy mogli na dobre pożegnać się z takimi elementami wyposażenia jak powerbanki. Jednak rozmiar baterii to tylko jeden element układanki.
Drugim jest to, jak szybko jesteśmy w stanie ją naładować
Tak, jak już wspomniałem, 5 W to już w większości wypadków przeszłość. Choć wciąż są marki, które uważają taką właśnie moc za standard, większość producentów nawet w budżetowych telefonach daje już 10 W mocy. Średnia półka to dziś najczęściej przekrój od 15 do 18 W, podczas gdy flagowe modele wypuszczane są z 30-33 W ładowarkami.
Jednak, jak w każdej branży, także tutaj znajdują się firmy, których celem jest popchnięcie rozwoju danego produktu i przesunięcie granic dalej i dalej. W przypadku ładowania jedną z takich firm jest realme, które dzięki opracowaniu standardu VooC (znanego także jako Dash Charge) umożliwia użytkownikom ładowanie swoich smartfonów znacznie szybciej niż konkurencja. Do dziś pamiętam moje pierwsze zetknięcie się z 65 W w przypadku realme X50 Pro 5G. Wtedy zrobiło to na mnie olbrzymie wrażenie, jednak byłem przekonany, że technologia ta jeszcze długo zostanie domeną jedynie flagowców. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że do sprzedaży w Polsce trafia realme 7 Pro, który również oferuje 65 W ładowanie w smartfonie za… 1300 zł. Innymi słowy – dziś każdy, kto chce kupić nowy smartfon, może pokusić się o taki, który naładuje swoje ogniwo w niesamowicie krótkim czasie.
Jeżeli bowiem mówimy o liczbach, to przy całkowicie rozładowanym urządzeniu 65 W spokojnie naładuje nam 15 proc. baterii o pojemności 4500 mAh w… 3 minuty. Cały smartfon natomiast - w niecałe pół godziny. Oznacza to, że nie musimy już zostawiać telefonu do ładowania „na całą noc” (ba, jest to raczej niewskazane), a wystarczy, że podepniemy go na chwilę przed wyjściem, by zgromadził on wystarczająco energii na cały dzień.
Szybkie ładowanie jest bezpieczne
Dużo mitów narodziło się dookoła tematu ładowania smartfona. Chyba najczęściej powtarzanym jest ten o szybszym zużywaniu się baterii w przypadku gdy traktuje się je prądem o większej mocy. Na szczęście, w przypadku baterii fizyka jest po naszej stronie. Wszystko dlatego, że gdy bateria jest w stanie kompletnego rozładowania, jest ona w stanie przyjąć naprawdę duży ładunek energii w krótkim czasie. Kluczem do zachowania bezpieczeństwa jest tutaj moment, w którym bateria już znacząco się napełni. Wtedy też trzeba nieco zmniejszyć stosowane napięcie, by nie doprowadzić np. do przegrzania. Dlatego właśnie szybkie ładowanie osiąga najlepsze wyniki wtedy, gdy najbardziej go potrzeba – gdy smartfonowi pozostało już niewiele prądu.
Szybkie ładowanie to największe udogodnienie dla użytkowników
W momencie, w którym moc topowych procesorów już dawno wyprzedziła zapotrzebowanie, systemy operacyjne są tak dopracowane, że każda kolejna wersja wnosi jedynie niewielkie poprawki, a nawet średniopółkowce są w stanie zrobić dobrze wyglądające zdjęcie, baterie długo pozostawały nierozwiązanym problemem. Zmiana w kierunku szybkiego ładowania pozwala znacząco zmienić przyzwyczajenia ludzi odnośnie korzystania z telefonu. Nie tylko bowiem mniej osób będzie miało problem z rozładowanym smartfonem poza domem, ale nawet jeżeli taka osoba się znajdzie, wystarczy kwadrans spędzony w kawiarni, by naładować urządzenie na resztę wieczoru (i kolejny ranek). Pozwoli to uniknąć wielu sytuacji, w których najbardziej potrzebujemy naszego telefonu, chociażby żeby zamówić sobie powrotną taksówkę, czy też uchwycić ważną chwilę na spotkaniu ze znajomymi, a ten jak na złość właśnie padł.
Powstaje więc pytanie – co przyniesie przyszłość? Odpowiedź jest prosta: jeszcze szybsze ładowanie. Już dziś opracowany jest standard ładowarki o mocy 120 W. A to oznacza jeszcze krótszy czas potrzebny na napełnienie ogniw telefonu. Być może niedługo dojdziemy do momentu, w którym telefon będziemy mogli naładować do pełna zaledwie w minutę.
-
Materiał powstał we współpracy z marką realme
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu