Miniaturyzacja komputerów to jedno, ale przejęcie części ich funkcji przez smartfony sprawia, że coraz mniej czasu spędzamy przed dużym ekranem. „N...
Smartfony zastępują nam komputery? Przynajmniej częściowo
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Miniaturyzacja komputerów to jedno, ale przejęcie części ich funkcji przez smartfony sprawia, że coraz mniej czasu spędzamy przed dużym ekranem.
„Nic nie zastąpi komputera” – to prawda. Próbowały palmtopy, próbowały tablety, których funkcjonalność starano się rozszerzyć przez podłączenie fizycznej klawiatury. Wszystkie próby spełzły na niczym. Nie zmienia to jednak tendencji do coraz większego zmniejszania czasu spędzanego przed komputerem. Niespecjalnie dotyczy to oczywiście osób wykorzystujących komputer jedynie do pracy. Myślę raczej o ludziach, którzy spędzają sporo czasu w serwisach społecznościowych lub przeglądają strony www. Bo do tak „podstawowych” zastosowań nie trzeba włączać komputera, siadać przy biurku, czy zabierać laptopa na kanapę. Można po prostu przesunąć palec po małym ekranie, włączyć interesującą nas aplikację i skorzystać z niej na smartfonie. W końcu ten jest zawsze pod ręką, możemy go bez problemu użytkować wisząc do dołu głową, leżąc na działce na hamaku, czy czekając aż odwiruje się pranie. Ten trend staje się coraz popularniejszy wśród osób prowadzących tak zwane „drugie życie w sieci” i trudno im się dziwić. Wygoda, a pewnie i po części lenistwo – bo i po co wstawać z łóżka do komputera, kiedy telefon leży pod ręką?
Co mogę?
W dzisiejszych smartfonach ograniczenia nakładamy sobie sami. Najczęściej przez brak wiedzy lub lenistwo. Każdy posiadacz takiego urządzenia wie, że może na nim przeglądać strony www i wysyłać/odbierać e-maile. Nawet dla mnie, osoby mocno zainteresowanej nowymi technologiami, to najważniejsze możliwości telefonu. Szybkie sprawdzenie jakichś informacji na stronie i czytanie elektronicznej korespondencji. W tym drugim przypadku zrezygnowałem nawet z SMS-ów. Maile są przecież wygodniejsze, nie łączą się z żadnymi kosztami u operatora, pozwalają bezpłatnie załączyć pliki (w wielu nawet wysokich taryfach abonamentowych MMS-y wciąż są dodatkowo płatne). Odpowiednia konfiguracja smartfona pozwala również na ich automatyczne odbieranie, praktycznie tak samo szybko jak SMS-ów, z podobnymi notyfikacjami. Czysta wygoda. To jednak podstawa – co więcej?
Mówi się, że jeśli coś jest do wszystkiego – jest do niczego. Smartfona używam do słuchania muzyki. Tak, wiem, że na rynku jest cała masa urządzeń przystosowanych tylko do tego, co więcej, dają lepszy dźwięk, więcej możliwości jego korekty, nie obciążają baterii smartfona. A słucham muzyki bardzo dużo – telefon jest po prostu wygodny. Kilka miesięcy temu zakupiłem abonament Premium w usłudze Spotify, dzięki czemu ułatwiłem sobie sprawę jeszcze bardziej. I choć mój operator (Orange) nie oferuje darmowego transferu, to poświęcenie kilku minut na synchronizację albumów, które chcę przesłuchać, rozwiązuje kwestię dostępu do muzyki poza zasięgiem sieci WiFi, nie obciążając mojego pakietu 3G. Doceniam również możliwość scrobblowania przesłuchanych przeze mnie utworów do serwisu Last.fm, którego od lat jestem użytkownikiem. Powiecie jednak, że zbaczam z tematu, porównując telefon do odtwarzacza mp3. Nie zapominam jednak o domowym zastosowaniu – część kin domowych pozwala podłączyć np. iPhona jak iPoda i sterować odtwarzaczem przy pomocy pilota, puszczając muzykę przez urządzenie do stacjonarnych głośników. Tym sposobem wyeliminowałem częste podłączanie laptopa, którego dysk dotychczas wzbogacał moją kolekcję klasycznych płyt o albumy w wersji elektronicznej.
Ręka do góry kto używa komunikatora Skype. Zamiast siedzieć na krześle, przy biurku, wystarczy zainstalować aplikację na smartfonie, połączyć się z domową siecią WiFi i rozmawiać na kanapie, w kuchni, łóżku, czy na balkonie - przednia kamera to bardzo przyjazne urządzenie. Co ciekawe, podczas takich rozmów mniejszy ekran telefonu nie gra większej roli, a możliwość prowadzenia rozmowy w każdym zakątku domu sprawia, że smartfon jest wygodniejszy od komputera, szczególnie stacjonarnego.
Czego nie mogę?
Nigdy nie próbowałem i pewnie nie odważę się pracować na smartfonie na tabelach. Nawet na modelach z dużymi ekranami. Możliwe, ale niepraktycznie. Szybkie sprawdzenie danych – jasne, ale już klasyczna praca na tabeli odpada. Do tego potrzebny jest ekran odpowiednie wielkości. Podobnie z filmami. Krótki materiał na YT jest w porządku, ale projekcja pełnometrażowego obrazu zakrawa na masochizm. Zapomnijcie o tworzeniu grafiki 2D i 3D – nawet jeśli zaopatrzycie się w droga, rozbudowaną aplikację, na przeszkodzie stanie wielkość ekranu i brak myszki. Problematyczna jest też kwestia pisania – o ile krótkie notatki robi masa osób, o tyle napisanie czegoś dłuższego niż kilkaset znaków graniczy z cudem. Albo nerwicą. Częściowo pomaga kupno telefonu z fizyczną klawiaturą, jednak to wciąż malutkie guziki, na których dłuższe pisanie staje się niejednokrotnie powodem irytacji. Nie pomontujecie wideo, edycja zdjęć, nawet z drogą aplikacją, nie umywa się do Photoshopa, nie nagracie piosenki. Podobnie jak w przypadku tego, co da się zrobić, można wymieniać i wymieniać. Jest natomiast złota zasada – proste działania są wygodniejsze, bardziej skomplikowane wręcz odwrotnie.
Mam tu wszystko, ale czy to bezpieczne?
O tym, jak wiele naszych danych i potrzebnych informacji umieszczamy w smartfonie, większość z nas przekonuje się dopiero, kiedy takie urządzenie zostaje nam skradzione. Wiele mówi się o odzyskiwaniu danych z komputerów, chociażby przy uszkodzonym dysku. Równie dużo o wirusach i trojanach, które w podejrzliwych wzbudzają strach przed wykonywaniem przelewów internetowych. A tymczasem prawie całkowicie zapominamy o danych zgromadzonych właśnie na smartfonie. Skoro telefon jest zawsze w kieszeni, mnóstwo osób umieszcza w nim krótkie notatki, chociażby w kalendarzu – jedne mniej, drugie bardziej istotne. I choć nie podejrzewam, żeby ktoś z Was zapisywał tam pin do karty bankomatowej, to już na przykład hasła do internetowych usług tak. Sam czasem nie potrafię ich spamiętać, szczególnie że niejednokrotnie trzeba użyć wielkiej litery czy znaku specjalnego. Skoro telefon jest cały czas podpięty do naszego konta lub kont email, ewentualny złodziej ma do nich prosty dostęp, przynajmniej do chwili aż zmienimy hasło – chyba że będzie szybszy i zmieni je przed nami. Pamiętajcie również, że telefony podpięte są do kont, których używacie w sklepach AppStore, Google Play czy usłudze Windows Phone. W końcu często podpinamy do nich karty kredytowe lub bankomatowe.
A serwisy społecznościowe? Używamy i też na komputerze, ale właśnie na smartfonie ustawiamy automatyczne logowanie – w końcu mamy telefon zawsze przy sobie, a nikt nie lubi tracić czasu na wpisywanie hasła, jeśli ma akurat kilkanaście sekund na „przelecenie” swojej osi czasu. Dla jednych kradzież urządzenia podpiętego do Facebooka czy Twittera będzie drobnostką, bo korzysta z nich sporadycznie lub umieszcza mało istotne treści. Dla innych to praca lub wirtualne życie, a i przecież obie platformy służą do komunikacji również w ważnych sprawach.
I choć mówi się, że nie ma zabezpieczeń, których nie da się złamać, to warto pamiętać o ustawieniu kodu dostępu do telefonu. Wiem, że jego wpisywanie za każdym razem kiedy odblokowujemy ekran jest bardzo uciążliwe, ale niejednokrotnie może uratować nam skórę i po kradzieży zapłaczemy nad finansowym aspektem utraty jedynie fizycznego urządzenia. Wielokrotnie zarzuca się iPhonowi brak slotu na karty pamięci. Faktycznie, to ogranicza rozbudowę przestrzeni na gromadzenie danych, sprawia jednak, że trudniej się do niego dostać kiedy aparat wpadnie w niepowołane ręce. Kartę można po prostu wyciągnąć i odczytać ją na innym urządzeniu. Warto o tym pamiętać i zaszyfrować. Zarówno urządzenie jak i kartę – znajdziecie tę opcję chociażby w Androidzie, w zakładce „Bezpieczeństwo”.
Ja przyznaję się bez bicia. Facebooka, Twittera używam najczęściej właśnie na smartfonie. Tam też najczęściej czytam e-maile. Telefon stał się moim głównym oknem do patrzenia na sieć i do komputera, jakkolwiek bym go nie lubił, siadam dopiero wtedy, gdy muszę zrobić coś „poważniejszego”.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu