Ostatnie miesiące i lata to naprawdę udany okres dla polskich seriali. Przed nami jeszcze kilka interesujących premier, ale najważniejszą na przestrzeni nadchodzących dni będzie "Rojst" - oryginalny serial serwisu Showmax. Czy ta produkcja podtrzyma dobrą passę? Widziałem przedpremierowo dwa z pięciu odcinków i nie mogę doczekać się kolejnych. A to i tak niewystarczająca rekomendacja, bo podobnie jak tytułowe bagno, serial wciąga jak cholera.
Showmax koncertowo zdaje egzamin - Rojst to serial, na jaki wszyscy czekaliśmy [recenzja przedpremierowa]
Rojst był od samego początku niesamowitą tajemnicą. Tytuł, obsada, fabuła, data premiery - wszystkie składowe były ujawniane przez Showmax stopniowo, bez pośpiechu, co mogło irytować niektórych (rozpuszczonych) widzów, którzy przywykli do 3-minutowych zwiastunów będących przeglądem całej historii z filmu czy serialu. Takie działania mogą narobić apetytu, ale dość często zdradzają zbyt dużo, co powoduje, że w kinie czy przed telewizorem siedzimy nieco znudzeni. Brak elementu zaskoczenia zaszkodziłby serialowi Showmaksa i już rozumiem skąd takie podejście serwisu.
"Rojst" przenosi nas w lata 80. To okres, który część z widzów będzie znała tylko z opowieści i fotografii, dlatego bardzo ważne było, by nie uznać zbyt wielu kwestii za oczywiste. Przedstawienie surowej, szarej i skomplikowanej rzeczywistości nie jest łatwe, ale Showmax wychodzi z tego zadania obronną ręką. Z przyjemnością patrzę na każde ujęcie, starannie dobrane kadry i świetną scenografię. Podejrzewam, że jej niektóre elementy nie wymagały zbyt wiele ingerencji ekipy - wystarczył odpowiedni dobór lokalizacji i delikatne szlify. Całość nakręcono w formacie kinowym, co daje wybrzmieć ukazywanym na ekranie przestrzeniom. Każdy, nawet niewielki detal tła był dopilnowany i dopracowany, dlatego jeśli będziecie oglądać uważnie, to dostrzeżecie ile uwagi poświęcono tym szczegółom, które składają się na miejsce akcji.
Rojst zabiera nas do czasów PRL-u - tak wyglądają lata 80.
A wybrano na nie niewielkie miasteczko na południowym zachodzie Polski, w którym wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. Każdy trybik (osoba) doskonale zna swoją rolę i nikt nie zamierza się tutaj komukolwiek sprzeciwiać - tak, jak życzyłyby sobie tego władze PRL-u. Ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że takie nieduże, zamknięte społeczności tylko z zewnątrz wyglądają na odpowiednio ułożone - wewnątrz aż kipi od emocji, lecz każdy musi swoje spostrzeżenia zachować dla siebie i się nie wychylać. Wiele osób ma jednak sporo za uszami, a mieszkający tu od dawna Witold Wanycz (Andrzej Seweryn), dziennikarz Kuriera Wieczornego, doskonale zna mechanizmy rządzące okolicą.
Dwóch dziennikarzy, dwa śledztwa
W miasteczku pojawia się nowa twarz, Piotr Zarzycki (Dawid Ogrodnik), który wraz z żoną Teresą (Zofia Wichłacz) porzucił Kraków, by swoje pierwsze kroki w zawodzie stawiać na nowym terenie, poza zasięgiem jurysdykcji jego ojca. To nowy nabytek lokalnej gazety, który niezwykle ambitnie podchodzi do powierzonych mu zadań, choć nie tylko. W przyszłości miałby zastąpić Wanycza, który od dłuższego czasu realizuje wszystkie kroki niezbędne do organizacji wyjazdu do RFN. Nie jest to tylko efekt jego widzimisię - wkrótce zorientujemy się, że przed czymś ucieka, o czymś stara się zapomnieć. Cały plan idzie w łeb, gdy w lesie odnalezione zostają dwa ciała - prostytutki i działacza partyjnego, a Zarzycki nie będzie chciał grać zgodnie z regułami i będzie wciągać go w dziennikarskie śledztwo.
Zamiast całkowitej posłuszności, wybiera drogę, na której będzie dociekać prawdy i od razu zwróci na siebie uwagę tych, którzy wyjaśnili sprawę i przekazali gazecie gotowe materiały na historię. Wanycza natomiast zacznie doganiać przeszłość, ponieważ mieszkańcami wstrząśnie kolejny dramat. Dwójka nastolatków, Karol i Justyna, popełnia samobójstwo, które zostaje zatuszowane. Dziewczyna okazuje się być córką dawnego przyjaciela Wanycza, który wyszedł z więzienia po odsiedzeniu wyroku za działalność opozycyjną. To dodatkowo komplikuje sprawy i zmusza Wanycza do podjęcia działań. Tutaj warto dodać, że mocną stroną serialu jest muzyka, którą od czasu do czasu słyszymy w tle. Nie wychodzi na pierwszy plan, jedynie uzupełnia to, co widzimy na ekranie. Są jednak takie sceny, w których hity tamtych czasów przypominają nam, w jakim okresie dzieje się akcja (jak chociażby rozbrzmiewające na dyskotece "Wszystko, czego dziś chcę" w oryginalnym wykonaniu Izabeli Trojanowskiej).
Na niecałe 2 godziny wróciłem do 1984 roku
"Rojst" wciąga niesamowitym klimatem. Nie odniosłem ani przez chwilę wrażenia, że cokolwiek dzieje się przypadkowo czy na siłę. To w dużej mierze zasługa fantastycznej obsady, która doskonale sprawdza się w swoich rolach. Andrzej Seweryn, jako zmęczony i nieco wypalony dziennikarz, wypada po prostu świetnie. Zna się na swoim fachu, wie jak pociąga za sznurki, ale na twarzy nosi wypisaną niechęć do dalszej walki z systemem. Jego przeciwieństwem jest Zarzycki, w którego wcielił się Dawid Ogrodnik. Jest niesamowicie ambitny i zdeterminowany, lecz brakuje mu doświadczenia, co - w zależności od sytuacji - będzie jego wadą i zaletą. Na ekranie oglądamy też Agnieszkę Żulewską, Magdalenę Walach, Ireneusza Czopa, Jacka Belera, Wojciecha Machnickiego oraz Piotra Fronczewskiego. Za scenariusz odpowiadają Jan Holoubek oraz Kasper Bajon. Ten pierwszy stanął także za kamerą. Wydaje się, że historia została świetnie rozpisana na każdy z 5 odcinków, gdyż fabuła nabiera tempa i dynamiki z każdą minutą. Nie trudno domyślić się, na co będzie stać Zarzyckiego, ale działania Wanycza są nieprzewidywalne i choć nie grają w otwarte karty, to dążą do tego samego.
Cieszę się, że Showmax wybrał właśnie ten projekt, jako swój pierwszy serial oryginalny. Polscy widzowie nie mogą w ostatnim czasie narzekać na deficyt dobrych polskich produkcji, a "Rojst" jest swego rodzaju odskocznią od pozostałych tytułów, ze względu na możliwość powrotu do tamtych specyficznych czasów. Premiera pierwszego odcinka odbędzie się już w tę niedzielę 19 sierpnia, a kolejne odcinki będą pojawiać się co tydzień. W pełni rozumiem powody takich działań Showmaksa, ale po tym, co widziałem do tej pory uważam, że najlepiej będzie obejrzeć od razu całość, odcinek za odcinkiem. I wielka szkoda, że Showmax nie wspiera (jeszcze?) 4K - "Rojst" został nakręcony w ultrawysokiej rozdzielczości, ale nie będzie nam dane tego docenić.
Prolog serialu obejrzycie już dziś na Showmax.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu