Recenzja

Na taką odsłonę kieszonkowych stworków czekałem od lat! Pokemon Sword i Shield - recenzja

Kamil Świtalski
Na taką odsłonę kieszonkowych stworków czekałem od lat! Pokemon Sword i Shield - recenzja
13

Nowa odsłona Pokemonów wzbudziła od groma emocji. Najwierniejsi fani marki dość szumnie opowiadali o swoim niezadowoleniu w związku z decyzjami twórców. W praktyce jednak wszystko okazało się burzą w szklance wody -- wiadomo że ich złość była głośna, ale Pokemon Sword Shield sprzedają się jak świeże bułeczki. I jako gracz który wciągnął się w przygody w Galar bez reszty -- ani przez chwilę nie będę udawał, że mnie to dziwi. Może i nie ma tam wszystkich 800+ Pokemonów, ale ponad 400 okazuje się w pełni wystarczające, by zaserwować wiele godzin doskonałej zabawy.

Nowa generacja i region, stary fun i satysfakcja

Nowa generacja Pokemon przynosi ze sobą nie tylko zestaw nowych stworków, ale także innych usprawnień i nowości. Podobnie sprawy mają się i tym razem -- o ile jednak na temat nowych stworków nie ma się za bardzo co rozpisywać (są super!), podobnie jak i samym regionie -- o tyle zmiany w mechanice to rzecz obok której trudno przejść obojętnie.

Jeżeli śledziliście zapowiedzi gry, to prawdopodobnie słyszeliście już o nowej formie Dynamax. Ogromne rozmiary Pokemonów i stadionowe walki to delikatne odświeżenie formuły walk, które zostało okraszone efektownymi animacjami i delikatną zmianą balansu. Nie będę ukrywał że podoba mi się dużo bardziej niż mega ewolucje -- a starcia z takimi formami dostarczają jeszcze więcej frajdy. Nawet Butterfree w takim wydaniu potrafi być niemałym wyzwaniem!

Tak komfortowo jeszcze nie było

Spędzając w ostatnich dniach długie godziny z konsolą w dłoni cały czas myślałem tylko o jednym: jak komfortową jest ta zabawa. Pokemon Sword i Shield to z jednej strony jeszcze więcej tego samego, z drugiej zaś... znane pomysły ewoluowały i wykonane są lepiej niż kiedykolwiek. Uwielbiam to że zrezygnowano z losowych walk w trawach, a zamiast nich -- od razu widzimy z kim będziemy mieć do czynienia. Uwielbiam jeszcze większe ułatwienie pracy nad wymarzonym teamem (EV training jeszcze nigdy nie był tak przyjemny!). Wielkie brawa też za zróżnicowane walki o odznaki — fajnie widzieć, że twórcy nareszcie zdecydowali się odejść od dawnego schematu i pokazać, że można to pokazać nieco inaczej. A przede wszystkim uwielbiam to, jak komfortowa, przyjemna i wciągająca jest ta zabawa. A zaprezentowany w tej odsłonie teren Wild Area to miejsce, od którego nie potrafię się oderwać.

Wild Area to lokacja której Pokemony potrzebowały od lat

Pokemonowy end-game wcześniej był dla wielu ciągłym powtarzaniem walk z Eliterną Czwórką i pracą nad stworkami, które wystawiał później do walk online. Tym razem ten proces staje się jeszcze przyjemniejszy: w obszarach Wild Area można spotkać setki rozmaitych gatunków Pokemonów których poziomy bardzo fajnie się skalują, a ponadto -- każdego dnia mamy tam szansę stawić czoła innym formom Dynamax. W zależności od tego jak trudny będzie to pojedynek, można liczyć na rozmaite nagrody -- cukierki z doświadczeniem, nowe ataki i przedmioty które wspomogą nas w dalszej walce. To miejsce gdzie ciągle kryje się coś nowego, co rusz czekają nowe wyzwania. I choć szumnie zapowiadane tam raidy online po kilku godzinach jawią mi się jednak na wielką wydmuszkę, to rozgrywka nawet ze wsparciem AI daje od groma frajdy. Po prostu -- i aż!

Technicznie jest lepiej niż myślałem

Nowa generacja konsol to zawsze test dla twórców serii. I choć nie da się ukryć że w kwestiach technicznych 3DSowe odsłony Pokemonów były dalekie od ideału, to i tak gracze z całego świata wtapiali w nie setki godzin. Tutaj jest to jeszcze łatwiejsze: bo Pokemon Sword i Shield nie tylko prezentują się ślicznie zarówno w trybie przenośnym jak i na TV, ale też działają zaskakująco dobrze. Podczas mojej dotychczasowej, liczącej sobie około 30 godzin, przygody -- zdarzyło się grze kilka razy chrupnąć, ale z porównaniem do poprzednich generacji -- były to drobnostki. Szczerze mówiąc spodziewałem się, że pod tym względem będzie dużo, duuużo, gorzej. Częściej poproszę takie rozczarowania! Tym bardziej, że Pokemony na telewizorze sprawdziły się naprawdę fajnie -- choć nie będę ukrywał, że lwią część gry spędzam jednak w trybie przenośnym, bo jednak ta seria dla mnie zawsze pozostaje tą przenośną.

Pokemon Sword i Shield nie są idealne, ale nie muszą, by wciągały na długie godziny

Pokemon Sword i Shield to nie jest odsłona idealna. Mimo że twórcy w uroczy sposób przywiązują tam uwagę do szczegółów, do ideału im daleko. Pewnie że chciałbym by interakcji ze stworkami było więcej, a fabuła nieco bardziej rozbudowana. Oczywiście że brakuje mi głosów podczas przerywników, a same scenki nie wyglądają zbyt spektakularnie. Jakieś bardziej solidne drużynowe zadania online przyjąłbym zaś z otwartymi ramionami. Ale mimo wszystko to gry, które wciągają już od pierwszych chwil -- a kolorowy region Galar intryguje i zachęca do dalszej eksploracji. Eksporacji dużo szybszej i łatwiejszej, dodajmy, niż miało to miejsce we wcześniejszych odsłonach -- Rotom Bike, Corviknight Taxi to rzeczy które pomogą nam jeszcze szybciej przemierzać tamtejsze tereny. Pokemon Sword i Shield to masa usprawnień które sprawiają, że absolutnie nie mam ochoty wracać do poprzednich gier z Pokemon w tytule. A że nie wszystko jest zorganizowane tak, jak wymarzyliby to sobie najbardziej hardkorowi gracze? No cóż, nie można mieć wszystkiego.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu