Wczoraj pisałem o amerykańskim sądzie, który ukarał nastolatka za wspieranie terroryzmu wpisami na Twitterze. Nie jestem zaskoczony, podobnie jak tym,...
Wczoraj pisałem o amerykańskim sądzie, który ukarał nastolatka za wspieranie terroryzmu wpisami na Twitterze. Nie jestem zaskoczony, podobnie jak tym, że chińskie władze starają się blokować spływające do sieci informacje o wybuchach w Tiencin.
Ogromne wybuchy w mieście Tiencin zelektryzowały cały świat. W internecie można było obejrzeć nagrania naocznych świadków tragedii. Chińskie władze postanowiły zrobić z tym porządek. Chodzi o 165 kont szerzących „plotki” o rzekomym krachu na giełdach, które miały być następstwem niebezpiecznych wypadków. Ba, rzeczone komentarze miały przyczynić się do wprowadzania zarówno społeczeństwa jak i opinii publicznej w błąd, prowadząc do strat finansowych dla Chin.
Jakby tego było mało, na celownik zostali wzięci dziennikarze i nie chodzi o blokowanie im dostępu do sieci. Jak donoszą chińskie media, dziennikarz magazynu Caijing, Wang Xiaolu, został zatrzymany za swój raport dotyczący najnowszych doniesień giełdowych w Chinach. Niedługo po tym przyznał, że głosił nieprawdziwe informacje oparte na „zasłyszanych plotkach”, opierając swój raport na „subiektywnych przypuszczeniach”.
Chińczycy mają u siebie specjalny wydział zajmujący się cenzurą w sieci. Mówi się, że jego pracownicy mają obecnie pełne ręce roboty - pracują w pocie czoła nad usuwaniem blogów i wpisów na mikroblogowej platformie Weibo. Oczywiście tych dotyczących niedawnych wybuchów, bo to właśnie owe wpisy prowadzą do niewygodnych dla władz chińskich pytań dotyczących tragedii.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu