Filmy

Nie traćcie półtorej godziny na netflixowe Ni No Kuni, zrobiłem to za was. Kwintesencja niewykorzystanego potencjału

Kamil Świtalski
Nie traćcie półtorej godziny na netflixowe Ni No Kuni, zrobiłem to za was. Kwintesencja niewykorzystanego potencjału
Reklama

Filmy i serie (zarówno te aktorskie jak i animowane) na podstawie gier kojarzą mi się przede wszystkim... źle. Wszelkiej maści Tekkeny, Street Fightery, Hitmany czy Dead or Alive były sporym rozczarowaniem, choć miejscami pojawiały się niespodziewane perełki i pozytywne zaskoczenia. Ni no Kuni, niestety, do nich nie należy.

Fantastyczny świat z nudną historią i zmarnowanym potencjałem

Nie ma co ukrywać: żadna z odsłon Ni No Kuni nie była grą wybitną. Do jedynki mam sporo sentymentu i naprawdę ją lubię — dwójka okazała się sporym rozczarowaniem. Jednak współpraca przy pierwszej części ze studiem Ghibli dała tytułowi sporo rozgłosu. I faktycznie — animacje w Dominion of the Dark Djinn  oraz Wrath of the White Witch za które byli odpowiedzialni robiły wrażenie, jednak netflixowy film nie ma z nimi absolutnie nic wspólnego.

Reklama

Ni No Kuni to opowieść o młodzieńcach podróżujących między światami by ocalić swoją przyjaciółkę. Mimo że pochodzą ze współczesnej Japonii, w sytuacji zagrożenia życia zostają magicznie przeniesieni do fantastycznego świata, gdzie ta ma swój odpowiednik. Kursując pomiędzy chcą zadbać o jej zdrowie i życie. Opowieść w filmie, delikatnie mówiąc, nie urzeka. Oglądając Ni no Kuni od Netflixa miałem wrażenie, że oglądam nie do końca udaną animację dla dzieci. A później okazało się, że to film dla widowni 13+ — co rozwiało moje wcześniejsze pytanie o brak dostępności polskiego dubbingu (czy chociażby lektora). No dobrze.

Nie czaruje tam nic, bo słabe elementy to nie tylko fabuła

Świat wykreowany w grach był jakiś. Barwny, tajemniczy, pełen magii. Tutaj miałem wrażenie, że losowe elementy na odwal się zostały ze sobą posklejane z nadzieją, że nikt nie zauważy śladów po taśmie która je spaja. Niestety, efekty są słabe. A kiedy dodamy do tego średniej jakości animację (wzbogacaną okropnymi wstawkami CGI, które aż rażą w oczy), mdłą muzykę i bohaterów którzy są zwyczajnie irytujący — naprawdę trudno mi dostrzec w Ni No Kuni pozytywy. I myśląc o tym filmie pierwszym skojarzeniem jest zmarnowanie ponad półtorej godziny. Mam wrażenie że ani Level-5, ani ludzie z Netflixa odpowiedzialni za pomoc w realizacji tego filmu, nie do końca mieli na niego pomysł. Zlepek scen które w bólach złożono historię która może i tworzy całość, ale ani to spójne, ani harmonijne, ani jakoś wyjątkowo przyjemne. Szkoda, bo mam wrażenie, że bazując nawet na motywach materiałów źródłowych można było stworzyć coś o wiele lepszego. A skoro już nikt się specjalnie nie wysilił, można było zrezygnować z tych paru scen walki, obniżyć kategorię wiekową i przy odpowiednim opracowaniu zachęcić do siebie młodszych odbiorców. Myślę że efekt byłby dużo fajniejszy...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama