Felietony

Kiedy „Pro” znaczy tyle co nic - 7 rzeczy, które wkurzają mnie w iPadzie Pro

Daniel Oziębała
Kiedy „Pro” znaczy tyle co nic - 7 rzeczy, które wkurzają mnie w iPadzie Pro
106

iPady uchodzą za najmniej złe urządzenia w swojej kategorii, lecz nie są wolne od wad. Wręcz przeciwnie, jest ich tak wiele, że idą w sprzeczności z systemem nazewnictwa Apple, bowiem iPad Pro wcale nie wpisuje się w wyobrażenie urządzeń kierowanych do profesjonalistów.

Prezentując nowe modele iPadów Apple pokusiło się o określenie ich dumnym mianem „Twój nowy komputer”. Model Pro miał ponadto wpisywać się w potrzeby wymagających użytkowników i profesjonalistów wykorzystujących te urządzenia jako narzędzie pracy. Częściowo te ambitne zapewnienia mają pokrycie w rzeczywistości, ponieważ AppStore obfituje w różnorodne aplikacje z równie zróżnicowanych kategorii. Jednak łatwo przeoczyć fakt, że liczba niedogodności i ograniczeń nierzadko przekreśla listę zalet. Dlatego też poniżej spojrzymy na siedem rzeczy, które wkurzają mnie w iPadzie Pro.

1. Zarządzanie plikami #404

Prezentując osobną wersję systemu uszytą na miarę potrzeb iPada, Apple wprowadziło nową aplikację pozwalającą na dostęp do części plików i folderów znajdujących się na urządzeniu. Od tego czasu minęło już kilka wiosen, a aplikacja Pliki w dalszym ciągu ma liczne, niedopuszczalne wręcz, braki.

Przede wszystkim kuleje wsparcie dla zewnętrznych nośników, ponieważ próba przesłania pliku z iPada na pendrive nierzadko skutkuje niepowodzeniem (wg moich obserwacji jest to powiązane z systemem plików zewnętrznego nośnika). Kolejna uwaga dotyczy samego procesu transferu danych, gdyż iPadOS nie posiada bardzo przydatnej, a zarazem bardzo podstawowej funkcji, jaką jest pasek postępu. W efekcie nie wiadomo ile danych zostało przesłanych, z jaką prędkością odbywa się transfer, ani jaki jest szacowany czas do ukończenia operacji. Takowe rozwiązanie pojawia się podczas przesyłania plików za pomocą AirDrop, ale po jego zminimalizowaniu ciężko znaleźć je z powrotem, zatem przesyłanie plików odbywa się niejako „na czuja”.

Kuleje również zarządzanie dyskami, ponieważ nie można sformatować, zmienić systemu plików ani nazwy zewnętrznego nośnika. Szerzej ten temat poruszyłem w recenzji iPada Pro, więc osoby zainteresowana zachęcam do jego lektury.

Powyższe kwestie nie stanowią problemu nawet dla systemu autorstwa Google, Chrome OS, który nastawiony jest przede wszystkim na aplikacje webowe oraz stałe połączenie z siecią. Mało tego, ChromeOS wyświetla nawet stosowne komunikaty przypominające o dobrych nawykach, jak wysunięcie nośnika z poziomu aplikacji Pliki przed jego fizycznym odłączeniem.

2. Zarządzanie zasobami nie wpisuje się w wizję wydajnego sprzętu dla profesjonalistów

Można oczekiwać, że iPad Pro sprosta wymaganiom profesjonalistów i wpisze się w wymagający workflow. Tymczasem trudności można napotkać nawet przy tak podstawowych zadaniach i czynnościach jak pisanie tekstów czy buszowanie po rozmaitych zakątkach sieci.

Głównym problemem jest szybkie usuwanie zawartości z pamięci RAM, co objawia się ponownym wczytywaniem zawartości stron WWW, niepowodzeniem pobierania plików, a nawet ponownym uruchamianiem aplikacji. Teoria prezentuje się nieciekawie, a praktyka dodatkowo potęguje negatywne odczucia. Spójrzmy zatem na kilka sytuacji, w których występują opisane zachowania:

Przykład #1

Czytając dostępną na łamach konkurencyjnego portalu recenzję aparatu natknąłem się na link do serwisu MEGA, z którego można pobrać archiwum ZIP zawierające przykładowe zdjęcia w jakości stratnej oraz bezstratnej. Oczywiście plik pobrałem, jednak zapisane na dysku dane były niekompletne i zajmowały zaledwie 400 MB, choć oryginalne archiwum waży ponad 1,900 MB. Ponowiłem próbę, jednak schemat się nie zmienił.

Sięgnąłem więc po przeglądarkę Microsoft Edge, jednak ta błyskawicznie rozwiała wszelkie wątpliwości informując wprost, że nie ma niewystarczającą przestrzeń bufora.

Nie pomaga również skorzystanie z innych przeglądarek jak Mozilla Firefox, Google Chrome, Opera, czy nieco bardziej egzotyczna Aloha Browser. Co ciekawe, najnowsza wersja Opery jako jedyna przeglądarka w ogóle nie pozwala na korzystanie z serwisu MEGA.

Lepiej prezentuje się sytuacja pobierania plików o niewielkim rozmiarze wynoszącym mniej-więcej 200 MB, które nie dają większych powodów do narzekań. Gorzej wypada pobieranie kilku plików równocześnie, ponieważ aktywna pozostaje wyłącznie jedna karta, czasami dwie, a pozostałe wymagają ponownego pobrania całej zawartości.

Opisywana kwestia nie dotyczy wyłącznie serwisu MEGA, a ogółu stron WWW pobierających pliki do bufora przeglądarki, zamiast bezpośrednio do pamięci wbudowanej urządzenia. Punktem granicznym dla iPada Pro 2020 wydaje się być 500-600 MB, ponieważ pliki o takiej wadze czasami udaje się pobrać za pierwszym razem, kiedy indziej za dziesiątym, a jeszcze innym razem za piętnastym podejściem.

Przykład #2

Kontynuując temat nie sposób pominąć kwestię agresywnego usuwania zawartości nieaktywnych kart przeglądarki. Nie jestem osobą, która ma w zwyczaju przechowywanie -nastu, a nawet -dziesięciu otwartych kart, a raczej raptem kilku. Mimo tego zdarza się, że podczas pisania tekstów doświadczam ponownego wczytywania się stron, które były nieaktywne dosłownie przez kilka(-naście) minut. Być może nie brzmi to jak poważny problem, jednak potrafi wywoływać uczucie irytacji. W końcu nie po to wyszukuje i oznacza się potencjalnie istotne fragmenty, żeby system od tak odrzucił je na bok, prawda?

W taki właśnie sposób kierowany do profesjonalistów iPad Pro potrafi rzucać kłody pod nogi nawet w podstawowych zastosowaniach, które nie stanowią większego wyzwania dla archaicznych wręcz laptopów i komputerów osobistych czy Chromebooków z 4 GB RAM-u.

Wytłumaczenia dla takiej, a nie innej sytuacji można dopatrywać się w różnych aspektach, jednak kluczowa wydaje się być specyfika systemu oraz obrane podejście do zarządzania zasobami. Charakterystyka urządzeń mobilnych sprawia, że uzyskanie optymalnego kompromisu pomiędzy wydajnością i użytecznością a energooszczędnością odgrywa kluczową rolę. Cupertino zdaje się skupiać uwagę zwłaszcza na ostatniej cesze, tym samym ograniczając pozostałe aspekty swoich urządzeń. Nawet tych z serii „Pro”, którą przecież obowiązują nieco odmienne priorytety niż serię Air czy budżetowe modele skierowane dla mało wymagających użytkowników i sektora edukacji.

Jednym z efektów takiego podejścia jest brak wsparcia dla rozwiązania swap, pozwalającego na wykorzystanie pamięci wbudowanej urządzenia jako rozszerzenie pamięci RAM. Takie rozwiązanie od lat sprawdza się na komputerach osobistych, a Apple stosuje je również w nowych MacBookach z układami M1, dzięki czemu nawet bazowa wartość 8 GB RAM-u nie stanowi większego ograniczenia podczas pracy. Brak jego implementacji i aktywnego wykorzystywania w iPadOS-ie ma pozytywny wpływ na czas pracy urządzeń, jednak negatywnie odbija się na ich użyteczności i praktyczności. Jeśli idzie to w sprzeczności z wizją Cupertino to może warto chociaż pokusić się o podwojenie pamięci RAM z 6 do 12 GB i zastosowanie nieco mniej agresywnego zwalniania zasobów? Cóż, marzenia dobra rzecz.

3. Baza aplikacji w AppStore jest niesamowicie obszerna, a zarazem uboga w użyteczne oprogramowanie

Ostatnie lata obfitowały w garść interesujących zmian i nowości dotyczących iPadów. Pierwszą z nich było wprowadzenie systemu uszytego na miarę potrzeb tej kategorii urządzeń - iPadOS. Nie jest to rzecz jasna zupełnie nowy system, a raczej iOS dostosowany do specyfiki iPadów i wzbogacony o kilka dodatkowych usprawnień, w tym bardziej rozbudowaną wielozadaniowość i możliwość korzystania z kilku aplikacji lub dwóch okien jednej aplikacji równocześnie. Dobrze zapowiadała się również współpraca z istotnymi graczami na rynku oprogramowania profesjonalnego, m.in. Adobe.

Mniej atrakcyjnie prezentuje się ubiegły rok, stanowiący okres swoistej stagnacji. Przede wszystkim Cupertino nie odniosło się w żaden sposób do elementów systemu, które od dłuższego czasu były krytykowane za swoje ograniczenia. Jedną z takich aplikacji są Pliki, a także Mail. Cieszy zatem bogata biblioteka aplikacji dostępnych za pośrednictwem oficjalnego repozytorium w postaci AppStore, które są wolne od większości bolączek domyślnych pozycji.

Szkopuł jednak w tym, że ze świecą szukać użytecznego i funkcjonalnego oprogramowania klasy desktop. Zamiast tego otrzymujemy bardzo ograniczone oprogramowanie opracowane z myślą o smartfonach, choć zdarzają się wyjątki, ponieważ część aplikacji otrzymała wersje dedykowane większym urządzeniom Apple. I tutaj wracamy do wcześniejszego zdania, można nawet pokusić się o użycie tych samych słów. Szkopuł w tym, że otrzymujemy bardzo ograniczone oprogramowanie przygotowane z myślą o iPadach. W mojej ocenie porządne aplikacje napisane z myślą o iPadach można policzyć na palcach jednej dłoni drwala z wadą wzroku i wiecznie czerwonym nosem, a jedną z takich aplikacji jest Adobe Lightroom, który stanowi niejako łyżkę miodu w beczce pełnej dziegciu. Poza tym beczka jest pełna niemal bezużytecznych protez pozbawionych nie tylko zaawansowanych opcji, lecz również tych podstawowych, a zarazem bardzo przydatnych. Tutaj za przykład ponownie może posłużyć produkt Adobe, choć tym razem Photoshop, który od wielu miesięcy nie otrzymał żadnych istotnych nowości, mimo że są naprawdę potrzebne. W końcu to nie jest darmowa aplikacja, a oprogramowanie wymagające opłacania abonamentu. Tymczasem znacznie tańsze propozycje, chociaż również wykazują spore pole do poprawy, zapewniają użytkownikowi rozwiązania naprawdę przyspieszające i ułatwiające pracę, np. Pixelmator oferuje automatyczne wyrównywanie obrazków, tekstu i innych warstw względem siebie.

Trzeba natomiast oddać Adobe, że przynajmniej zdołało dostrzec potencjał tej kategorii urządzeń i jej odrębny charakter. Pozostali deweloperzy i twórcy oprogramowania zdają się w dalszym ciągu traktować iPady jako urządzenia nieprzystosowane do jakkolwiek wygodnej i komfortowej pracy. Dlatego też na próżno szukać wartych uwagi odpowiedników dla przydatnych programów jak:

  • AegiSub (edycja napisów),
  • Bigasoft Audio Converter (konwersja plików audio),
  • CUESplitter (dzielenie plików audio zgodnie z danymi .cue),
  • MusicBrainz Picard (zarządzanie tagami plików audio),
  • Spek (wyświetlanie spektrogramu dźwięku),
  • Audacity (edycja plików audio),
  • MKVToolNix (muksowanie plików MKV),
  • Bandicam, OBS (przechwytywanie obrazu i dźwięku z urządzenia).

Pozytywne nastroje mogło wywoływać niedawne przejście Apple z układów Intela na autorskie układy ARM, jednak od tego czasu minęło praktycznie pół roku, a płynących z tego korzyści dla iPada nie widać.

4. Instalacja oprogramowania spoza AppStore nie jest prosta. A przynajmniej nie tak, jak w 2018/19 roku

Apple od początku wyznaczało restrykcyjne zasady dla twórców oprogramowania chcących korzystać z zasięgów AppStore’a. Decyzje firmy nie zawsze działają na korzyść deweloperów, często ograniczając ich zasięgi lub wręcz uniemożliwiając dystrybucję aplikacji, co ma zastosowanie zwłaszcza w przypadku pozycji korzystających ze źródeł/baz danych o wątpliwej legalności. W ten sposób do oficjalnego źródła aplikacji nie trafiło wiele interesujących i przydatnych propozycji.

Jeszcze kilka lat temu rozwiązanie tej kwestii było proste, bowiem wystarczyło znaleźć interesującą nas aplikację i zainstalować ją za pośrednictwem Safari. Obecnie sytuacja jest znacznie bardziej złożona, ponieważ konieczne jest skorzystanie z PC oraz właściwego oprogramowania, np. AltStore, CydiaImpactor.

Osobiście nigdy nie miałem szczęścia do tych programów, a wszystkie próby kończyły się niepowodzeniem. To występują problemy z serwerem, to aplikacja nie widzi pliku iTunes.exe i na nic zdaje się wskazywanie jego lokalizacji, to wyświetlane są inne błędy.

Dla kontrastu weźmy produkt Google - ChromeOS. Mountain View wykazuje się znacznie mniej restrykcyjnym podejściem, dzięki czemu sporo użytecznego oprogramowania można znaleźć bezpośrednio w Play Store. W ten sposób bez trudu zainstalujemy emulator o nazwie PPSSPP i pogramy przykładowo w Personę 3 czy God of War: Chains of Olympus.

5. Przeglądarki internetowe są mocno ograniczone

Apple stosuje restrykcyjne wymogi w zakresie przeglądarek, niejako wymuszając na deweloperach korzystanie z określonych narzędzi, rozwiązań i fundamentów. Do tego stopnia, że dostępne w oficjalnym repozytorium przeglądarki można określić mianem „nakładek na Safari”, choć jest to w dużej mierze skrót myślowy, nie bezsprzeczna prawda.

Finalnie skutkuje to brakiem wsparcia dla różnorodnych rozwiązań powszechnie wykorzystywanych w sieci. Czasami objawia się to w postaci drobnych niedogodności (np. utrudnione przesyłanie wielu plików równocześnie do biblioteki mediów WordPress czy problemy z działaniem podstawowych elementów stron typu Seedr), jednak zdarzają się sytuacje, gdzie strona nie może funkcjonować prawidłowo, o czym więcej napiszę w kolejnym punkcie.

Dotkliwym brakiem jest również nieobecność rozszerzeń dla przeglądarek twórców trzecich i ich bardzo ograniczona oferta dla Safari. Podstawowe (AdBlock, ochrona przed potencjalnie groźnymi skryptami, VPN) zazwyczaj są wbudowane bezpośrednio w aplikację, jednak nie ma możliwości pobrania innych pozycji, jak rozszerzenie Momentum dla Firefoksa.

6. iPad Pro - wbrew barwnym słowom Apple - nie wpisuje się w wymagający workflow

Decydując się na zakup iPada Pro 11” dokonałem świadomego wyboru, ponieważ jego lekkość, mobilność oraz całokształt wpisują się w moje potrzeby i oczekiwania. Korzystając z iPada mogę kompletnie zatracić się w pochłanianiu kolejnych rozdziałów interesującej manhwy i innych typów treści. W ogólnym rozrachunku jest to moje ulubione urządzenie do konsumpcji treści zapewniające znacznie lepsze wrażenia i komfort użytkowania niż iPhone, który służy mi już głównie jako nawigacja, sprzęt do gier, pisania SMS-ów i prowadzenia rozmów telefonicznych. Dlatego też cenię sobie iPada Pro jako urządzenie do szeroko rozumianej rozrywki i konsumpcji treści (choć i tak doskwiera mi brak porządnego klienta sieci torrent i aplikacji do edycji napisów).

Nie mogę jednak udzielić równie przychylnej opinii w zakresie zastosowań profesjonalnych. Głównie dlatego, że system oraz oprogramowanie są pełne uproszczeń i braków uniemożliwiających mi nie tylko komfortowe wykonanie zamierzonych działań, ale często nawet nawet ich wykonanie w ogóle.

Zerknijmy jednak na powyższe stwierdzenie przez kontekst pisania dla serwisu AntyWeb. Pisząc teksty korzystam z Safari oraz Pages, a w zależności od potrzeb sięgam również po inne pozycje, np. Lightroom czy Pixelmator. Zdarza się jednak, że przygotowanie wpisu wymusza skorzystanie z dość szerokiej gamy aplikacji, które często nie są dostępne w AppStore i nie mają wartościowych zamienników. Jeden z takich wpisów dotyczy kodeka SBC, na którego przygotowanie składało się - w drobnym uproszczeniu - pięć etapów.

Etap 1: Przygotowanie materiału

Przekonwertowanie sygnału audio na strumień SBC, a następnie przechwycenie go bezpośrednio z przeglądarki; koniecznie w bezstratnej jakości dźwięku

Etap 2: Synchronizacja i zestawiewienie dwóch

Przygotowanie porównania jakości i wierności reprodukcji dźwięku SBC 328 oraz 477 kbps

Etap 3: Coś dla uszu, coś dla oczu

Przygotowanie materiału wideo ułatwiającego wychwycenie przejść między poszczególnymi ścieżkami

Etap 4: Montaż i muksowanie materiału

Połączenie materiału wideo oraz ścieżki audio w jeden plik

Etap 5: Publikacja

Powyższe etapy mogą wydawać się proste do wykonania, jednak przez wzgląd na liczne ograniczenia systemu i oprogramowania stanowią nie lada wyzwanie.

Na pierwszą ścianę natrafiłem już na etapie korzystania z enkodera SBC. Aby cały proces mógł przebiegać prawidłowo konieczne jest przesłanie pliku audio z urządzenia na zewnętrzny serwer. Rzecz w tym, że iPad nie pozwala na zaznaczenie plików audio, tym samym uniemożliwiając ich przesłanie. O dziwo materiał audio-wideo zapisany w kontenerze MP4 można przesłać bez problemu.

Kolejna kwestia dotyczy oprogramowania, a raczej jego braku. Do przygotowania materiału porównawczego potrzebne są narzędzia zapewniające wysoką precyzję i dokładność wykonywanych działań. Tymczasem w AppStore ze świecą szukać wartej uwagi aplikacji do montażu audio. Oczywiście można sięgnąć po GarageBand czy Ferrite Recording Studio, jednak nie zapewniają one potrzebnych narzędzi ani precyzji, jaką gwarantuje Audacity.

A skoro nie ma programu do montażu audio, to nie ma również możliwości nagrania właściwego materiału wideo. Nie wspominając już o tym, że aplikacje służące do przechwytywania dźwięku i obrazu z iPada są bardzo ograniczone i nie mogą równać się z programami typu OBS.

Nadzieja pojawiła się na kolejnym etapie, w końcu możliwości i użyteczność iPada w zakresie rysowania, edycji zdjęć i montażu wideo są często przytaczane jako jego mocne strony. Haczyk tkwi jednak w szczegółach, ponieważ oprogramowanie pozbawione jest precyzji, dokładności i komfortu pracy znanego z programów klasy desktop, np. DaVinci Resolve.

Korzystając z aplikacji Adobe Rush, Kinemaster oraz iMovie natrafiłem na liczne uproszczenia oraz ograniczenia, które w teorii powinny mieć pozytywne przełożenie na komfort i wygodę pracy. W praktyce stopniowo doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Dla przykładu, wspomniane Adobe Rush zapewnia niedostateczną precyzję przycinania ścieżek audio oraz ich synchronizacji z materiałem wideo. W efekcie dźwięk albo minimalnie wyprzedza obraz albo jest spóźniony. Równie ubogo prezentuje się eksport projektu. Napisać, że oferuje bardzo ubogą kontrolę nad poszczególnymi parametrami, to jak nie napisać nic.

7. Obraz wyświetlany na zewnętrznym monitorze jest niewłaściwie skalowany

Po podłączeniu zewnetrznego monitora iPad nie skaluje właściwie całego interfejsu, zamiast tego zachowując proporcje ekranu iPada. Po części jest to zrozumiałe, bo obraz wyglada dokładnie tak samo na obu ekranach. Z drugiej strony zachodzi ogromne marnotrastwo przestrzeni roboczej, zwłaszcza w przypadku monitorów 21:9 czy 32:9. Niektórzy twierdzą, że produkty z Cupertino są przeznaczone dla zamożnej części społeczeństwa, a Wojciech Cejrowski opisał luksus, jako sytuację, gdzie coś się marnuje, np. przestrzeń; stąd ogrom miejsca w luksusowych limuzynach (w bardzo dużym skrócie). Choć i w tym przypadku zachodzi marnotrastwo miejsca, ciężko mówić tu o luksusie.

Kiedy „Pro” w nazwie to niewiele więcej niż prosty zabieg marketingowy

W ofercie Apple widnieją produkty z różnych kategorii i przedziałów cenowych, jednak w mojej opinii Cupertino nierzadko przedstawia produkty i usługi dla grup docelowych, w potrzeby których wpisują się one niekoniecznie dobrze. O przypadłościach systemu iPadOS już sobie powiedzieliśmy, spójrzmy zatem na kwestie sprzętowe, zaczynając od najbardziej przystępnego cenowo urządzenia - iPada 10,2”. Często wymieniany jako urządzenie w sam raz dla sektora edukacji, iPad wykazuje liczne niedogodności utrudniające faktyczne wykorzystanie go w szkołach i na uczelniach. Jednym z głównych powodów - przynajmniej wg mnie - jest ograniczanie liczby dostępnych złączy do minimum, co wymusza sięganie po dodatkowe przejściówki i akcesoria. Oczywiście ciężko wymagać od producenta stosowania USB-A, USB-B, VGA czy RJ45, jednak złącze HDMI to już nieco inna historia. Jednym z częstych zadań wyznaczanych uczniom i studentom jest przygotowanie prezentacji, którą należy następnie przedstawić na forum całej grupy. Przydaje się wtedy skorzystanie z projektora, który zazwyczaj wykorzystuje złącze HDMI lub VGA. Niestety Apple nie zapewnia tegoż złącza w standardzie, zatem konieczne jest skorzystanie z odpowiedniego adaptera.

Podobny schemat zachodzi w przypadku serii Pro, która teoretycznie powinna wpisywać się w wymagający workflow. I tutaj ponownie brak HDMI stanowi dość irytującą niedogodność - w końcu sytuacje, gdzie ekran iPada Pro jest niewystarczający do wydajnej i komfortowej pracy nie należą do rzadkości, a skorzystanie z zewnętrznego monitora byłoby wręcz wskazane, np. montaż wideo na ekranie 21:9 lub nawet 32:9, czy praca na dwóch oknach 16:9 nierzadko zapewnia wyższy poziom komfortu i wygody niż ograniczanie się do proporcji 10:7 (1.43:1; dotyczy iPada Pro 11”) czy 4:3 (1.33:1; dotyczy iPada Pro 12,9”). Oczywiście można skorzystać z przejściówki, ale #1 trzeba ją mieć, #2 trzeba o niej pamiętać, #3 niektóre urządzenia mogą nie być z nimi w pełni kompatybilne, co pokazała niedawna afera z MacBookami wyposażonymi w układy M1. HDMI w standardzie przydaje się również do konsumpcji mediów i gier, więc jest dość uniwersalnym i przydatnym rozwiązaniem. Jak widać, nie dla Apple.

W przypadku serii Pro można również oczekiwać wejścia na karty pamięci, by móc błyskawicznie rozpocząć edycję zdjęć zrobionych lustrzanką/bezlusterkowcem. Ponownie, Cupertino nie przewiduje takiego scenariusza.

Jak zatem widać iPady, choć powszechnie zbierają bardzo pochlebne recenzje, nie są wolne od wad. A tych zgromadziło się tak wiele, że wg mnie iPady Pro zupełnie nie zasługują na przynależność do kategorii urządzeń dla profesjonalistów, bowiem nijak nie wpisują się w zdecydowaną większość zastosowań i potrafią rzucać liczne kłody pod nogi nawet w przypadku - wydawałoby się - podstawowych czynności. A każda kolejna bolączka kroczek po kroczku podważa sensowność zakupu tak kosztownego urządzenia, które nadaje się głównie do konsumpcji treści.

 

 

Autor zdjęcia tytułowego: Alexandar Todov

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu