Jeff Bezos może i jest uznawany za najbogatszego człowieka na ziemii, ale jako szef firmy kosmicznej musi oglądać plecy Elona Muska i jego SpaceX. O ile technologie rozwijane przez Blue Origin wyglądają bardzo obiecująco, to już samo tempo rozwoju jest zaskakująco powolne. Efektem jest prestiżowa, ale i wymierna finansowo, porażka w sprawie kontraktów kosmicznych dla wojska. W efekcie decyzji U.S. Air Force 40% misji dla wojska w latach 2022 - 2024 trafi do firmy Muska, a do Blue Origin okrągłe zero.
Kto późno przychodzi... Bezos przegrywa z Muskiem wojskowe kontrakty kosmiczne
Nigdzie im się nie śpieszy
Blue Origin jest dla mnie pewnego rodzaju tajemnicą. Firma stworzona przez właściciela Amazona ma wymarzone zaplecze finansowe, na rynku kosmicznym funkcjonuje już 20 lat, ale wygląda na to, jakby nigdzie jej się nie spieszyło. Wyścig kosmiczny? Wolne żarty. Powolny development, dość rzadko przeprowadzane testy i generalnie taktyka cichociemnych, szczególnie na tle rozpychającego się łokciami na prawo i lewo SpaceX, to cechy najlepiej charakteryzujące te firmę.
Czas na ziemie nie jest aż tak względny
Mające przez lata znacznie mniej stabilne zaplecze finansowe SpaceX tymczasem prze do przodu niczym walec, zdobywając kolejne kosmiczne przyczółki. W efekcie jej produkty są uznaną marką, a Blue Origin wciąż wygląda jak bogaty, ale jednak start-up. Nie można się więc dziwić, że wojsko wybrało dla swojego programu znanego pod nazwą NSSL funkcjonujące już komercyjnie i latające regularnie rakiety, zamiast produktu, którego producent nie zdecydował się jeszcze poddać weryfikacji tak rynkowej, jak i technologicznej.
Nagroda pocieszenia czy nadchodzący koszmar?
Jednocześnie jeszcze bardziej bolesną decyzją i to na kilku polach może okazać się wybór drugiego zwycięzcy, czyli konsorcjum Boeinga i Lockheed Martina ULA (United Launch Alliance), który przeprowadzi 60% zleceń. Co paradoksalne, dla Bezosa powinna to być nagroda pocieszenia, ULA wygrała nie dzięki Atlasom, ale obietnicy, że na 2022 r. będzie gotowy Vulcan, nowa rakieta wyposażona w silniki BE-4 od... Blue Origin.
Jeśli jednak przeanalizujemy całą sytuację dokładniej, to wychodzi na to, że USAF nie bardzo ufa konstrukcji rakiety New Glenn, której prace są na podobnym etapie co Vulcana, albo i dalszym. ULA pierwszy silnik od Blue Origin otrzymało dopiero w lipcu 2020 r. i cały czas jest to konstrukcja „w budowie”. Biorąc pod uwagę plany mówiące o starcie pierwszej rakiety tego typu w 2021 r., ULA nie ma praktycznie żadnego marginesu czasowego na błędy, co ponoć mocno przedstawicieli konsorcjum frustruje.
Biorąc pod uwagę ostatnie pasmo sukcesów Boeinga, to turbulencji można się spodziwać, a jeśli wystąpią i Vulcan „nie dojedzie” na czas, zacznie się szukanie winnych. A to może się okazać dość przykre dla Blue Origin, które z pewnością będzie pierwszym kandydatem do oczernienia. Swoją drogą, ciekawe czy decyzja USAF nie ma związku z tym, że ULA w razie opóźnień ma back-up w postaci certyfikowanych już do tego programu Atlasów i Delt, a Blue Origin nie ma nic.
Tym razem zabolało
Decyzja U.S. Air Force musiała, dotychczas „stoicką” firmę zaboleć, oświadczenie wyrażające dezaprobatę tą decyzją opatrzono wielkim tytułem podkreślającym, że silniki BE-4 będą użyte w ramach tego wojskowego programu (tak jak nakreśliłem powyżej). Czy wpłynie to jakoś na zmianę polityki Blue Origin? Sam jestem ciekaw i szczerze powiedziawszy, mam nadzieję, że ktoś się tam w końcu wkurzy i podkręci tempo działania.
O ile nie liczę, że wpłynie to na zdopingowanie SpaceX, ta firma i tak napędzana jest ambicjami Muska tak mocno, że nie bardzo da się jeszcze ją przyśpieszyć, o tyle przydałby się ktoś, kto w jakimkolwiek stopniu dotrzyma im kroku. Starsi gracze, tacy jak Boeing, Lockheed Martin czy Northrop Grumman ewidentnie nie wytrzymują warunków wyścigu, jakie narzuciło ostatnio SpaceX.
SpaceX wygryzie wszystkich?
Warto w tym miejscu dodać, że drugim przegranym i oczywiście bardzo rozczarowanym decyzją USAF jest wspomniany Northrop Grumman, którego rakieta OmegA jest równie niegotowa jak projekty ULA i Blue Origin. Ogólnie rzecz biorąc, cały program NSSL może bardzo mocno przetasować pozycję wśród dostawców usług kosmicznych dla wojska i generalnie agencji państwowych.
Starzy gracze ciągle mają tu jeszcze ciągle „plecy” wynikające z całych dekad współpracy oraz różnych układów polityczno-biznesowych, ale jeśli ULA nie dotrzyma terminów z Vulcanem, a w międzyczasie SpaceX ogarnie Starshipa, to nawet ciągnięcie na siłę za uszy może Boeingowi i Lockheedowi okazać się niewystarczające do utrzymania dotychczasowej pozycji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu