Gry

Krew i przemoc a potem *ujowe klasy

Grzegorz Marczak

Rocznik 74. Pasjonat nowych technologii, kibic wsz...

Reklama

Tekst autorstwa dr  sulla z zaprzyjaźnionego z Antyweb serwisu grastroskopia.pl Przemoc jest wszędzie. Wyziera z telewizyjnego ekranu, sączy się z ...

Tekst autorstwa dr   z zaprzyjaźnionego z Antyweb serwisu grastroskopia.pl

Reklama

Przemoc jest wszędzie. Wyziera z telewizyjnego ekranu, sączy się z doniesień radiowych, a także prasy. Gry wideo nie są tu wyjątkiem. Sam nie jestem jakimś przeciwnikiem „krwawych” scen, którymi epatuje nas elektroniczna rozrywka, ale czasem nawet mnie unosi się brew ze zdziwienia.

Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że jestem ostatnią osobą, która piętnowałaby gry za przemoc i jej wpływ na tak zwanych „młodocianych”. Sam bawię się grami od wielu, wielu lat i jakoś nie zauważyłem, aby przysłowiowestrzelanie do kosmitów wypaczyło moją wrażliwość, moralność i tak dalej. Nie jestem przecież ekhem… groźny dla otoczenia, ani nie stałem się nieczuły na ludzką krzywdę (lub naszych czworonożnych braci mniejszych). Z satysfakcją przyjmuję dość częste – negujące zły wpływ gier – badania. Ot choćby takie jak te ostatnie prosto z Australii.

Mimo to czasem brew mi się unosi ze zdumienia. Dlaczego? Ponieważ przemoc, którą serwują nam  ostatnimi czasy gry wideo jest odrobinę… przesadzona, a może raczej jest nie na miejscu. Przynajmniej według mojej skromnej opinii. Opinii gracza po 30tce, który z niejednego, „growego” pieca chleb jadł. Co ostatnimi czasy sprawiło, że brew mi się uniosła? Chodzi o dwa tytuły. Nietrudno zgadnąć, że mowa tu o Bioshock Infinite iTomb Raider. Szczególnie ten ostatni tytuł swoim poziomem niczym nie uzasadnionej przemocy wylewającej się z ekranu zadziwił mnie dokumentnie. O obydwu grach jeszcze napiszę – kiedy je skończę! Tak… nie ukończyłem jeszcze Bioshocka, ani Tomb Raidera. Przygody młodej Lary Croft zamierzam ukończyć w ten weekend. Niestety idzie mi jak po grudzie. Ten tytuł po prostu mnie zniechęca. TR to taki mroczny, krwawy Uncharted BEZ szczypty humoru, czyli tego co charakteryzowało przygody Nathana Drake’a. Sama  Lara C. to jakiś kobiecy odpowiednik Terminatora T-800. Nieważne. Jak już wspomniałem o Tomb Raiderze jeszcze coś skrobniemy na GS.

Wróćmy zatem do pojęcia ogólnego, czyli powszechnej w grach przemocy. Jak już wspomniałem mnie ona – z wyjątkami – nie przeszkadza. Ja jednak jestem osobą dorosłą, z ukształtowaną psychiką i tak dalej. Co jednak z młodszymi graczami? Tak, tak… wiem, że akurat gry o których wyżej wspominałem mają oznaczenia PEGI 18, ale wiadomo, że rodzicie powszechnie ignorują oznaczenia na pudełkach gier, a sami sprzedawcy generalnie nie mają prawa odmówić sprzedaży takiej gry młodocianemu (tak, tak!). System PEGI nie ma w pięknym kraju nad Wisłą żadnej mocy prawnej.

Okay, ale skąd to moje zainteresowanie grającą młodzieżą? Otóż jeden z moich znajomych – nobliwy osobnik tuż przed 4 kreską na karku ostatnimi czasy wrócił na łono gier komputerowych. Zakupił konsolę i rozbudował peceta. Te działania nie umknęły jego latorośli. 10 latek skwapliwie przyklasnąć odrodzeniu się „growego” hobby u rodziciela.

Wszystko było w porządku, aż do momentu kiedy młodzian popełnił fatalny błąd. Przy dorosłej widowni grając we wspomnianego już przeze mnie Tomb Raidera w jednym z etapów jako Lara Croft metodycznie wystrzelał wilki w klatkach. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty… Kiedy zapytano go dlaczego to zrobił skonfundowany, jakby nie wiedząc o co chodzi odparł po głębszym namyśle, że zacytuję dla pedeków.

Dlaczego akurat ten fragment rozgrywki wzbudził uwagę dorosłych? Jak już wspomniałem Tomb Raider to gra brutalna ponad wszelką miarę i „młodzian” już wcześniej dusił kultystów, rozwalał ich czekanem i tak dalej. Skąd zatem to zbulwersowanie dotyczące tych wilków w klatkach? Otóż dlatego, że ani mnie, ani mojemu znajomemu (czyli ojcu dzieciaka) nie przyszło nawet na myśl, aby powystrzelać te zwierzaki w klatce.

Reklama

W ogóle patrząc na dzisiejsze młode pokolenie to mam czasem ochotę gdzieś się schować ze strachu. Nie mam tu na myśli zdziczałych gimnazjalistów o których tak często trąbią media. Mówię o dzieciakach w wieku powiedzmy 6-10 lat. Dla młodziaków w tym wieku przemoc to jak bułka z masłem. Podam jeden przykład, który sprawił, że opadła mi szczęka.

Dawno, dawno temu, kiedy autor tego felietonu był jeszcze piękny i młody (dziś już tylko piękny!) wraz z przyjaciółmi bawiłem się na podwórku. W co? Dla każdego 30+ latka to oczywiste, że w „Wojnę”. To znaczy braliśmy jakieś kije, udające pepesze. Ewentualnie któryś z wybrańców miał jakiś tandetny, plastikowy pistolecik czy coś w ten deseń. Biegaliśmy i wrzeszczeliśmy „ratata tratata”. Czasem jeśli dopadliśmy jakieś pudła to robiliśmy czołg „Rudy 102”. Oczywiście jeśli mieliśmy odpowiednią ilość taśmy samoklejącej i kilkanaście tub po papierze toaletowym to od razu mieliśmy „gites” armatę. Było świetnie ponieważ każdy miał wyznaczoną rolę (ja byłem, ze względu na ekhem… gabaryty tym grubym generałem) ba! Jeden z kolegów zawsze zgłaszał się na ochotnika do roli psa Szarika! To była niewinna, choć „militarna” i pełna bajkowej (tak bajkowej) przemocy zabawa. Jedynym, brutalnym aspektem całej tej akcji było głośne, aczkolwiek niewinne „ratat tata” wydobywające się z naszych młodych gardzieli.

Reklama

Dlaczego o tym wspominam? W mojej okolicy mieszka sporo dzieciaków. Siłą rzeczy, spacerując z psinką obserwuję czasem ich zabawy. Mówiąc szczerze to czasem inwencja dzieciaków sprawia, że opada mi szczęka do samej ziemi. Akurat byłem świadkiem zabawy w „wojnę” rodem z XXI wieku. Wyżej wspomniałem jak robiliśmy to my – dzieci PRLu. Jak bawi się nowe pokolenie? Mówiąc krótko – brutalnie i dość szokująco.

Spacerując sobie spokojnie ze zwierzakiem do moich uszu doszły słowa jednego z dzieciaków: hej bawimy się w Battlefielda? Jako, że usłyszałem tytuł jednej z najpopularniejszych strzelanek zacząłem dyskretnie przyglądać się dzieciakom. Pierwsza obserwacja. Mamy chyba renesans zabawek militarnych na jakieś cholerne, plastikowe kulki. W dodatku są to sprzęty bardzo realistyczne. Czego tam ta gównażeria nie miała? Plastikowe M4, kałasze, FN FAL, plastikowe Glocki i tak dalej. Byłem naprawdę zaintrygowany i z ciekawością patrzyłem jak dziś wygląda zabawa w „wojnę”. Nie musiałem długo czekać na to, aby oczy wyszły mi z orbit.

Dzieciarnia podzieliła się na dwa obozy. Czy zaczęli (tak jak my kiedyś) latać bez ładu i składu wołając „ratata tata”. Nic bardziej mylnego. Pierwsza grupa wzięła na cel drugą po czym zaczęli wrzeszczeć gleba, kurwa, gleba. Ci drudzy uklęknęli na trawie i zostali brutalnie skrępowani plastikowymi opaskami zaciskowymi (serio!). Następnie terroryści zostali dość brutalnie zaciągnięci pod ścianę pobliskiego budynku gdzie zostali… rozstrzelani.

Nie wiem, czy potem zmienili się rolami i na przykład wykonano na antyterrorystach np. poderżnięcie gardła przed wirtualną kamerą (nałożyli im worki na łeb i odczytali manifest?). Nie wiem… uciekłem do domu. Dodam tylko, że na pobliskim placu zabaw siedziały sobie plotkujące mamusie tych delikwentów. Żadna nawet nie mrugnęła. Kto wie? Może to akurat były rodzicielki TYCH nie skrępowanych opaskami zaciskowymi.

Kiedy wspominam tamto wydarzenie zastanawia mnie, czy przypadkiem odrobinę nie przesadzam. Być może po prostu nie rozumiem tego, dopiero kształtującego się pokolenia. Pokolenia, które urodziło się już po 11 września. Dzieci, dla których przemoc jest oswojonym potworem przez małe „p”. Czymś naturalnym, integralną częścią życia – choćby tego medialnego z którym obcują niemal 24 godziny na dobę. W końcu wystarczy włączyć telewizor, aby od razu mieć do czynienia, a to z terroryzmem, albo za przeproszeniem „mamą małej Madzi” i tak dalej.

Reklama

Tak więc może ten Tomb Raider ze swoją, bulwersującą mnie przemocą nie jest niczym szczególnym, ani szokującym. Choć z drugiej strony nadal czuję się nieswojo widząc dzieciaka, który dla pedeków strzela do wilków w klatce, albo grupkę uzbrojonych w plastikowe karabiny gówniarzy wykonujących egzekucję na swoich kolegach „terrorystach” klęczących przy ścianie.

Chyba jestem już na to wszystko za stary. Idę grać w Mario Bros.

Update: Oryginalnie ten fragment tekstu miał się pojawić gdzieś tak w jego środku, ale dopiero teraz (na innym komputerze) znalazłem nagranie wideo bez którego z pewnością czytelnicy mogliby mi zarzucić hmm… konfabulację. W jednym z poprzednich akapitów napisałem jak się bawią chłopcy. A co robią dziewczynki? Dziewczynki grają w HUJOWE KLASY. Tak na miły Bóg! Już pomijam, że TO słowo piszemy przez “ch”. Nie wiecie jak się gra w te ee… klasy? To rzućcie okiem na ostatni materiał wideo. Nie, nie nagrałem dzieciaków jak w TO “grają” bo to byłoby odrobinę podejrzane – dorosły facet kręci kamerą bawiące się dzieciaki. Po prostu następnego dnia z samego rana na spacerze z psem – licząc, że deszcz nie zmyje kredy – nieco zażenowany… a zresztą szkoda gadać po prostu oglądajcie. Co za czasy!

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=c203nFpFGsg


Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama