W Polsce bardzo dużo mówi się o potrzebie wykorzystywania nowych technologii w szkolnictwie; o zastąpieniu ciężki tornistrów, zgrabnymi etui na tablet...
W Polsce bardzo dużo mówi się o potrzebie wykorzystywania nowych technologii w szkolnictwie; o zastąpieniu ciężki tornistrów, zgrabnymi etui na tablety wypełnione e-podręcznikami. A jak przyszłość edukacji wygląda z perspektywy jednej z największych amerykańskich korporacji?
Karol Kopańko, Antyweb.pl: Jak ocenia Pan Polskie szkolnictwo na tle europejskim?
John Davies, Intel Vice President: To zawsze trudne pytanie, bo edukacja jest bardzo szeroką dziedziną. Ważne jest jednak, że kiedy chcemy rozmawiać z oficjelami to są oni bardzo na nas otwarci, podczas kiedy w innych krajach spotykamy się często z brakiem aktywności i wręcz zniechęceniem. Tutaj natomiast rządzący sami starają się wychodzić z inicjatywą.
Czyli jest u nas całkiem dobrze.
Odnoszę wręcz wrażenie, że Polska jest głodna edukacji, a tego nie widać w innych krajach.
Jak więc pod wpływem technologii będzie zmieniała się edukacja?
Już teraz najbardziej nowatorscy profesorowie kiedy mają prowadzić wykład, to nie wygląda on jak 90 minut nudnego ględzenia, a ja pasjonująca dyskusja. Przed wykładem po prostu umieszczają w Internecie treści, które pomogą studentom przygotować się do rozmowy, a potem po prostu stają za katedrą i mówią: „Ok, a teraz pytania”. Oczywiście nie mówię, że wszyscy będą chcieli podążyć za zmianami, ale będą to tylko niechlubne wyjątki.
A może większy nacisk położymy na edukację z domu, w wirtualnych placówkach?
Myślę, że będzie to komplementarne, pójdziemy na pewno w kierunku, który Pan podkreslił, ale mimo to, wciąż będziemy potrzebowali „fizycznych szkół”. Identycznie sytuacja ma się przecież w przypadku pracy. Ja np. teoretycznie mógłbym codziennie pracować z domu, ale tego nie robię i chodzę do biura. Wtedy możemy trafić na tzw. niezaplanowaną interakcję. Spotkamy się z kolega przy automacie do kawy, nawiązujemy przyjacielską pogawędką, a może wyniknie z niej jakiś świetny pomysł na rozwój firmy.
Kontakt fizyczny jest nieodzowny.
Tak, oczywiście będzie więcej możliwości do pracy z domu, ale tak czy siak trzeba będzie zebrać się razem i wszystko przedyskutować
A jak zmieni się sam sposób nauczania?
Obecnie wielu nauczycieli jedynie mówi uczniom czego maja się nauczyć, wkuć na pamięć. „Tu masz tabelkę, zapamiętaj ją, a za tydzień piszemy test”. A nie tędy droga do efektywności. W przyszłości będziemy dzielili materiał do opanowania na mniejsze projekty realizowane w kilku osobowych grupach. Dzięki temu rozwijają się też umiejętności pracy w grupie.
Skoro będzie to praca wspólna, to jak ja oceniać? Bo przecież oceny to nieodzowny element edukacji.
Ulegnie on diametralnej zmianie. Jeśli jeszcze 10 lat temu spytałbym Ciebie kiedy wybuchła wojna 30-letnia, to oczywiście musiałbyś sięgnąć do zasobów swojej pamięci. Jeśli trafiłbyś z datą, to w nagrodę otrzymałbyś punkt.
Natomiast teraz takich odpowiedzi się już nie premiuje, przecież masz Wikipedię w swoim telefonie i w każdej chwili możesz korzystać z jej usług. Teraz nauczyciel musi zadawać pytania, nie o specyficzny czas, a np. o konsekwencje wojny dla rozwoju europejskich mocarstw. Nie znajdziesz tego w prosty sposób w Internecie. Musisz ruszyć głową używając danych, które są w sieci.
A więc będziemy ćwiczyli myślenie krytyczne.
Dokładnie. Weźmy np. studia wyższe. Nigdy nie powinny one wtłaczać Ci na siłę pustej wiedzy do głowy. Powinny uczyć cię jak myśleć i tworzyć własne rozwiązania. A teraz coraz większy nacisk będzie kładziony na sposoby znajdowania informacji.
Czyli nauczyciel będzie przychodził do klasy i mówił: „Dziś nauczymy się jak sprawdzać wiarygodność Wikipedii w połączeniu z innymi źródłami”?
Właśnie tak. Tu jest też ogromne pole do popisu dla nauczyciela np. w ocenianiu prac domowych uczniów. Będzie on musiał zauważać kiedy ktoś zrobi proste copy&paste z Internetu, a kiedy użyje umysłu, aby odpowiedzieć na pytanie kreatywnie.
Ale czy nie oznacza to tego, że przeniesiemy wiedzę z naszych umysłów na urządzenia? Że staniemy się od nich na kolejny sposób uzależnieni.
To po części prawda, ale ludzie zawsze byli od czegoś uzależnieni, od ciężkich tomiszczy książek na przykład.
A co z edukacją w najbiedniejszych regionach świata, gdzie dostęp do nowych technologii nie jest tak popularny?
Bardzo dużo robimy np. w Afryce. Tamtejsze kraje są dość specyficzne ponieważ do tej pory zdecydowanie popularniejsze w użyciu od komputerów są smartfony. Jednak Intel, jako taki, nie produkuje urządzeń. Dlatego też staramy się dostarczyć odpowiedni ekosystem. No bo, załóżmy, że jakaś biedna wioska w Afryce dostanie komputer i potem co?
Potrzebuje Internetu.
A jeszcze wcześniej energii. Kiedy już ją mają głowimy się nad tym jak dostarczyć im szerokopasmowy Internet.
Balony Google’a?
To rozwiązanie na raczej daleką przyszłość. Na razie wykorzystujemy anteny, albo kable.
A skąd Afrykanie mają wiedzieć jak obsługiwać komputer?
Mamy programy, w których szkolimy nauczycieli pod tym kątem. A oni potem przekazują uczniom wiedzą, która chroni ich przed trafieniem na ulicę i pomaga np. w założeniu własnego biznesu.
I ten jeden komputer zmieni sytuację.
Wszystko zaczyna się od małej iskry. Należy pamiętać, że my nie dajemy im ryby, a wędkę. Dajemy im narzędzie, dzięki któremu mogą lepiej zadbać o własny los.
Wywiad został przeprowadzony podczas konferencji Intel Education Summit, 6 XI w Centrum Nauki Kopernik
Foto Child pressing a touch pad via Shutterstock; 3, 5
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu