Felietony

Houston, we have a problem – przepis na kosmiczną aferę

Maciej Sikorski
Houston, we have a problem – przepis na kosmiczną aferę
Reklama

Parafrazując popularne juwenaliowe hasło (oczywiście wykracza ono poza imprezy studenckie), można rozpocząć tekst zdaniem: tak się bawi, tak się bawi:...


Parafrazując popularne juwenaliowe hasło (oczywiście wykracza ono poza imprezy studenckie), można rozpocząć tekst zdaniem: tak się bawi, tak się bawi: Ra-si-ja. Dowcipów na temat naszych wschodnich sąsiadów nie brakuje i nierzadko można dojść do wniosku, że nie są one wyssane z palca. W przypadku tego kraju (naszego zresztą też) zawsze trzeba być przygotowanym na dość niecodzienne zjawiska, o które trudno w innych państwach. Najlepszym przykładem jest wczorajsza awaria - dosłownie i w przenośni można ją nazwać kosmiczną.

Reklama

Zapewne nikogo nie trzeba przekonywać, że Rosja (a wcześniej ZSRR) solidnie przyczyniła się do eksploracji kosmosu (o ile to, czego dokonała ludzkość, można uznać za jakąkolwiek eksplorację). Cały sektor związany z badaniami, szeroko pojętym podbojem i adaptacją owych zdobyczy jest u nich poważnie rozwinięty i stanowi chlubę narodową. Wczoraj okazało się, że tę chlubę można dość łatwo wyłączyć. Może nie tyle wyłączyć, co zdestabilizować.

Media obiegła informacja, iż Rosjanie utracili kontrolę nad swoimi satelitami cywilnymi oraz Międzynarodową Stacją Kosmiczną. Gdy nie dało się tego faktu utrzymać w tajemnicy i nakręcała się już spirala paniki, postanowiono oficjalnie skomentować wydarzenia. I uspokoić wszystkich – z wypowiedzi przedstawicieli poszczególnych urzędów można było wywnioskować, że nic poważnego się nie stało. Awaria nie dotyczy satelitów wojskowych (bo mają swój system), większości satelitów meteorologicznych i telekomunikacyjnych. Pozostałych jest jednak całkiem sporo, a przewidywany czas przywracania łączności to dwie doby. Co się właściwie stało?


W skrócie wygląda to tak: na terenie Rosji rozsiane są stacje odpowiedzialne za śledzenie satelitów i sterowanie nimi. Nad ową siecią nadzór sprawuje centrum zarządzania lotami kosmicznymi. I to łączność między siecią, a centrum padła i unieruchomiła cały system. Powód? Podczas prac budowlanych/remontowych w jednej z podmoskiewskich miejscowości, ktoś przeciął kabel…

Od wczoraj zastanawiam się, jak to możliwe, że tak ważny system należący do państwa, które chce uchodzić za globalne mocarstwo, jest uzależniony od kabla znajdującego się w kanalizacji? I dlaczego można go doprowadzić do stanu chwilowej (choć dwie doby to już dłuższa chwila) bezużyteczności w dość prosty sposób? Nie potrzeba superagenta, superkomputera i superhakera – wystarczy grupka robotników. Najciekawsze w całej historii jest to, że jeszcze wczoraj wieczorem nie do końca wiedziano, gdzie dokładnie kabel uległ uszkodzeniu.

Przedstawiciele odpowiednich agencji przekonują, że nic wielkiego się nie stało, bo systemy działają w trybie awaryjnym, a Międzynarodowej Stacji Kosmicznej nic nie zagraża, ponieważ teraz Rosjanie sterują nią za pośrednictwem amerykańskich kanałów (już u podstaw projektu założono, że może dojść do komplikacji i zadbano o taką możliwość). Amerykanie również przekonują, że wszystko jest ok, a system bezpieczeństwa działa prawidłowo. Mówiąc krótko: oficjalnie tragedii nie ma. Ale nie da się ukryć, że ktoś traci na tym przestoju spore pieniądze, a (to dużo poważniejszy efekt wpadki) Rosja straciła na prestiżu za sprawą nieszczęsnego przecięcia.

Okazało się, że uszkodzenie jednego z najważniejszych (z dzisiejszego punktu widzenia) systemów w kraju nie należy do zadań trudnych, że zlokalizowanie źródła problemu wcale nie musi nastąpić w kwadrans po awarii, a także, że nie da się wszystkiego naprawić w kilka godzin. Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś postanowił to wykorzystać w przyszłości i powtórzyć cały proces, ale tym razem w konkretnym celu. I w tym miejscu należy się chyba cieszyć, że nie jesteśmy w opisywanej materii taką potęgą, jak Rosja – całkiem prawdopodobne, iż mielibyśmy z tego tytułu poważne problemy.

Reklama

Źródła zdjęć: demotivators.to

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama