Niebawem do kin wejdzie film Gwiezdne wojny: ostatni Jedi - fani sagi pewnie skreślają kratki w kalendarzu i modlą się o to, by czas przyspieszył. Mam nadzieję, ze rozczarowania nie będzie i z tego balona powietrze nie ujdzie z hukiem. A skoro już o nadziei mowa... Liczę na to, że ziści się scenariusz, w którym za film z tego uniwersum weźmie się Denis Villeneuve, reżyser Blade Runner 2049.
Gwiezdne wojny, ich kręcenie, to wielki prestiż dla twórców, ale też olbrzymie wyzwanie: za sprawą filmu z tego świata można zdobyć silną pozycję w Hollywood i przejść do historii albo wywrócić się na nim niczym na skórce od banana. Zdaje sobie z tego sprawę wspomniany Denis Villeneuve, który w jednej z rozmów nie ukrywał, że byłby zainteresowany reżyserią obrazu w ramach Star Wars. Jednocześnie jednak dał do zrozumienia, że bardziej niż główną sagą chciałby się zająć projektem z bocznej ścieżki, czyli tzw. spinoffem.
Warto mieć oczywiście na uwadze, że na główną sagę nie ma szans, bo w obecnej karty są już rozdane, w kolejnej, czwartej, też wyznaczono reżysera. Nie ma tu zatem dysputy w stylu "wezmę to albo tamto". Nie ma też jasnej deklaracji, bo sam reżyser ma plany, a Disney nie musi być zainteresowany współpracą z tym człowiekiem. Ale chciałbym zobaczyć jego popis w uniwersum. Blade Runner 2049 zrobił na mnie wielkie wrażenie, a Łotr 1 pokazał, że wyjście poza główną sagę może być bardzo ciekawe - ten film wspominam znacznie lepiej niż Przebudzenie mocy. Ciężkie, gęste klimaty rodem z Łowcy androidów i świat Skywalkerów? Ja to kupuję. Wierzę przy tym, że ten twórca mógłby zaproponować jeszcze inne spojrzenie na przywołany temat. Inne, lecz wciąż dobre.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu