Felietony

Zawsze kiedy chcę zagrać, coś ciągle się aktualizuje. Ciągle!

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Długo cieszyłem się z tego, że twórcy ciągle poprawiają swoje gry i doceniałem możliwości, które dało im podłączenie do internetu. A teraz? Teraz ciągle coś się aktualizuje, dosłownie każdego dnia.

Dawno, dawno temu dostawaliśmy grę w pudełku i na tym kończyło się wsparcie producenta. Tytuł mógł się zawieszać, nie działać na większości konfiguracji, na konsolach klatkować lub wyłączać i nic nie mogliśmy z tym zrobić. Kiedy konsole i komputery zostały wreszcie powszechnie podłączone do internetu, producenci dostali możliwość...naprawiania swoich błędów.

Reklama

I teoretycznie to kapitalna sprawa, bo zawsze najlepszymi testerami są gracze (skala, różne scenariusze) i zgłoszone błędy często da się załatać wypuszczając do sieci aktualizację gry. Niestety doprowadziło to do patologicznej sytuacji, w której gonieni terminami wydawców producenci wypuszczają na półki sklepowe niedorobione gry, które później łatają. Doskonałym przykładem jest tu Cyberpunk 2077, który w takiej formie nie powinien nigdy trafić do sprzedaży, a 9 miesięcy po premierze CD Projekt RED dalej łata błędy, których w tak dużej grze w ogóle nie powinno być. Wystarczy wczytać się w rozpiskę naprawionych elementów by złapać się za głowę, że takie babole mogły w ogóle funkcjonować przez tyle miesięcy. Ale nie żebym czepiał się tylko polskiego producenta - zauważyłem, że ostatnio masa nowych gier dostaje duże łatki premierowe, a to oznacza, że nie są doskonałe kiedy lądują na sklepowych półkach.

Chcę pograć, ale nie mogę

Gram regularnie na PlayStation 4/PlayStation 5, PC i Switchu. Nintendo jak to Nintendo dostaje najmniej aktualizacji gier i tu raczej nie ma problemu. Na PC-cie informacje o updacie, szczególnie w grach sieciowych pojawiają się natomiast ciągle. I ja rozumiem, naprawianie balansu rozgrywki, łatanie dziur po ostatniej aktualizacji, ale takie Call of Duty Warzone to niekończący się poligon aktualizacji, gdzie średnio co drugi dzień jest jakaś łatka, a wczoraj przez 10 minut czekałem aż zainstalują się shadery. One instalują się regularnie, ciągle, bez przerwy uniemożliwiając błyskawiczne uruchomienie gry. A kiedy gra przemieli już aktualizację, to chce się restartować. A ja chcę wyłączyć komputer, bo przeszła mi przez ten czas ochota na granie. Regularnie czekają też na mnie aktualizacje na Steamie, więc nie jest to przytyk wyłącznie do Battlenetu.

PlayStation 5? Praktycznie nie ma dnia żeby coś mi się nie aktualizowało, a z uwagi na mały dysk konsoli, nie mam tam zainstalowanych zbyt wielu gier. A jak dopcham dysk do końca, to oczywiście muszę oglądać monit informujący o tym, że aktualizacja nie może zostać pobrana...bo nie ma na nią miejsca. A te łatki często nie ważą 10-15 megabajtów tylko po kilka giga, przy czym ostatni patch do Cyberpunka 2077 chyba wymieniał prawie całą grę, bo potrzebował na PC 55 GB tymczasowej przestrzeni, a zajmował 34 GB. Na PlayStation natomiast ponad 30 GB, więc współczuję każdemu z bardzo wolnym łączem. No, ale spoko - chyba każdy przyzwyczaił się już do tego, że wszystko jest łatane na potęgę.

Mówiąc szczerze - mam tego trochę dość bo wystarczy, że nie będę włączał jakiejś sieciowej gry przez kilka dni, by nie móc jej później uruchomić kiedy ustawię się na granie ze znajomymi. Bo ciągle jakaś aktualizacja - i nawet kiedy ta szybko się pobierze, to później musi się jeszcze zainstalować, uniemożliwiając uruchomienie tytułu. Doceniam oczywiście ciągłe naprawianie, szczególnie gier stawiających na rozgrywkę sieciową - ale nie kosztem komfortu grania. Mam bowiem czasem wrażenie, że te łatki są po prostu niedopracowane i wymagają kolejnych łatek, a kolejne jeszcze kolejnych. Jakby nie można było tego zrobić raz na kwartał/sezon w grze sieciowej, a dobrze.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama