Grindr, mniej znana, bo skierowana głównie do osób LGBT aplikacja randkowa (potocznie "Tinder dla gejów") została bohaterem według mnie niezwykle rażącego skandalu. Okazuje się, że informacje zawarte w kontach (szczególnie status nosicielstwa HIV) były przekazywane innym firmom.
Tinder dla gejów sprzedawał dane użytkowników na temat... nosicielstwa HIV
Operator usługi Grindr przekazywał wspomniane wyżej dane dwóm firmom: Apptimize oraz Localytics, które zajmują się optymalizacją programów mobilnych. Co więcej, oprócz nosicielstwa HIV, oddawano wiedzę o ID telefonu oraz położeniu GPS, co mogło spowodować identyfikację poszczególnych użytkowników. Jak wskazuje Antoine Pultier dla Buzzfeed (badacz z norweskiego SINTEF), scenariusz, wedle którego ktokolwiek mając dostęp do pozyskanych danych mógł zidentyfikować poszczególnych użytkowników jest jak najbardziej realny.
To niezwykle szokująca sprawa - Grindr miał być odpowiedzią na potrzeby przede wszystkim gejów, którzy w bezpieczny sposób mogli znaleźć "drugą połówkę", również z uwzględnieniem swojego stanu zdrowia. W zamyśle twórców usługi, dane na temat m. in. nosicielstwa chorób wenerycznych miałyby spowodować mniej przypadków zachorowania również na HIV wśród społeczności o odmiennej orientacji seksualnej. Kliniki prowadzące badania w kierunku HIV mogły bezpłatnie umieszczać w usłudze swoje reklamy, a i w poprzednim tygodniu Grindr wdrożył automatyczne przypomnienia (z interwałem 3-miesięcznym) o konieczności wykonania badania.
Jak wykazał SINTEF, oprócz lokalizacji danego użytkownika, Grindr pozwalał sobie na przekazywanie również płci, statusu związku, rasy i innych danych - również w plaintext. Nie ma jednoznacznych dowodów na to, że również status nosicielstwa był przekazywany w taki sposób. Plaintext jednoznacznie oznacza, że były to dane bardzo łatwe do przechwycenia przez cyberprzestępców.
Sposób obchodzenia się z danymi przez Grindr jest co najmniej szokujący. Równie zaskakujące jest przekazywanie zewnętrznym firmom informacji w plaintext
Jakakolwiek usługa społecznościowa, która by pozwalała sobie na tego typu praktyki powinna zostać w środowisku potępiona. Mało tego, informacje o nosicielstwie HIV, gdyby dostały się w niepowołane ręce, mogłyby stać się przyczyną tragedii wielu osób. Do dzisiaj w społeczeństwie funkcjonują szkodliwe dla nosicieli HIV mity, które skazują ich na ostracyzm.
Bardzo częste jest gorsze traktowanie nosicieli HIV w trakcie rekrutacji do pracy, w szkołach rówieśnicy odcinają się od "naznaczonego", a w mniejszych społecznościach na porządku dziennym jest stygmatyzacja na wzór "trądu". Społeczeństwo nie rozumie istoty HIV, mechanizmów przenoszenia się tej choroby oraz tego, że chorzy są absolutnie bezpieczni dla otoczenia, a największa tragedia rozgrywa się w ich organizmach. HIV bowiem to choroba śmiertelna (sama w sobie nie powoduje śmierci, ale robią to inne schorzenia, które są niesamowicie niebezpieczne w przypadku patologicznego obniżenia odporności). Grindr, którego założeniem było pozytywne działanie na rzecz społeczności LGBT w tym momencie stracił całe wypracowane przez siebie zaufanie w tej grupie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu