Google

Były pracownik pozywa Google. Za dyskryminację białych mężczyzn o konserwatywnych poglądach

Maciej Sikorski
Były pracownik pozywa Google. Za dyskryminację białych mężczyzn o konserwatywnych poglądach
Reklama

Kto czuje się dyskryminowany w Dolinie Krzemowej? Z ostatnich doniesień wynika, że... biali mężczyźni o konserwatywnych poglądach. Dwaj byli pracownicy Google pozwali firmę, która, ich zdaniem, nie zapewniła odpowiedniej ochrony wszystkim zatrudnionym. Co ciekawe, pół roku temu jeden z tych inżynierów stał się bohaterem skandalu, który doprowadził do usunięcia go z szeregów korporacji. Ta afera może zatoczyć szerokie koło, niebawem na pierwszy plan w Dolinie Krzemowej wysuną się pozwy. Każdy będzie miał jakiś powód.

Google ma problem. Może nie taki, jak GoPro, które chyli się ku upadkowi i podobno szuka już dla siebie kupca, ale temat może być omawiany na wysokim szczeblu, bo łączy się z polityką, kwestiami zatrudnienia, sprawami społecznymi, przyszłością korporacji i możliwymi konsekwencjami finansowymi. Oto bowiem doczekaliśmy czasów, gdy na dyskryminację narzekają... biali mężczyźni o konserwatywnych poglądach. Dekadę temu ktoś uznałby to za żart, dzisiaj sprawa brana jest na poważnie i doczekała się licznych komentarzy w mediach.

Reklama

Ta historia zaczyna się kilka kwartałów temu. W połowie ubiegłego roku James Damore, inżynier zatrudniony w Google, podzielił się z innymi pracownikami notatką zatytułowaną "Google’s Ideological Echo Chamber". Tłumaczył w niej m.in. dlaczego w tej branży na stanowiskach technicznych czy decyzyjnych znajdziemy więcej mężczyzn - wskazywał na przyczyny biologiczne. Jednocześnie przekonywał, że osoby o poglądach konserwatywnych są uciszane w "postępowych" miejscach pracy, a ich głos powinien być bardziej słyszany.

Zapewne nie będzie wielkim zaskoczeniem, gdy napiszę, że niedługo po podzieleniu się tymi opiniami z innymi, Damore stracił pracę. Jego notatkę uznano za przekroczenie ważnych granic, powielanie niebezpiecznych stereotypów. Sprawą zajął się wówczas sam szef Google, Sundar Pichai. Oczywiście nie skończyło się na wewnętrznym załatwieniu problemu, zrobiła się afera na całą Dolinę Krzemową, szerzej branżę tech, może nawet USA. Ponownie zaczęto rozmawiać o kwestiach różnorodności w firmach, ochronie mniejszości, walce ze stereotypami, ale też o wolności słowa. Teraz temat powrócił.

James Damore skierował do sądu pozew przeciw Google. Przekonuje w nim, że korporacja nie dba o bezpieczeństwo i komfort pracy pracowników. Podnoszona jest kwestia faworyzowania określonych pracowników czy kandydatów na pracowników i nie wiąże się to z umiejętnościami. Podkreśla się w nim, że teraz dyskryminowani są biali mężczyźni o konserwatywnych poglądach, zwolennicy prezydentury Donalda Trumpa. Co więcej, pojawiła się informacja, iż w Google funkcjonuje ostracyzm wymierzony w niektórych przedstawicieli mediów, głównie tych reprezentujących prawą stronę sceny politycznej. Damore domaga się nie tylko zadośćuczynienia finansowego, ale też zahamowania wspomnianych procesów. A wspiera go w tym inny pracownik amerykańskiej firmy: David Gudeman, także zwolniony inżynier. W jego przypadku utrata pracy wiązała się ponoć ze sprzeczką z muzułmaninem zatrudnionym przez giganta z Mountain View.

Czy to będzie wyłącznie sprawa na płaszczyźnie byli pracownicy - firma? Nie sądzę. Damore stał się już bohaterem niektórych przedstawicieli mediów i części opinii publicznej, wydaje się mało prawdopodobne, by tylko on (i Gudeman) reprezentowali takie poglądy w Google oraz w Dolinie. Kilka lat temu pozwy wnosiły kobiety, przedstawiciele mniejszości seksualnych czy etnicznych, teraz będą to robić przedstawiciele większości. Jedni im przyklasną, drudzy stwierdzą, że to skandal. Jeszcze inni będą przekonywać, że należy ich wysłuchać, bo każdy ma prawo do wypowiedzenia swojej opinii, a ta nie musi z automatu wiązać się ze zwolnieniem. Nawet, jeśli jest kontrowersyjna. Szykuje się dłuższa debata.

Reklama

Zastanawia, czy, ewentualnie jak, zagadnienie wpłynie na rozwój technologiczny? Z jednej strony dotyka to bowiem kwestii zatrudnienia, pytania o to, czy pracę otrzymają najlepsi, z drugiej strony dotyka atmosfery w miejscu zatrudnienia. Jest też wątek ewentualnej fali pozwów, która za kilka-kilkanaście lat może zalać Dolinę. Ludzie będą pozywać korporacje za wszystko, bo każdy poczuje się w jakiś sposób urażony, niedoceniony, dyskryminowany. Wydumany problem białego mężczyzny i czarnowidztwo? Może. Ale pięć lat temu pewnie niewiele osób uwierzyłoby w to, że w Google zostanie wymierzony taki pozew, jak ten wyżej opisany. Chciałbym napisać, że to zmierza we właściwym kierunku i sytuacja w końcu się wyprostuje, ale jakoś ciężko przyjąć mi taką myśl...

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama