Urlop to u mnie tradycyjnie czas odstawienia Internetu, z cyfrowego świata przechodzę do bardzo analogowego: nie ma maili, facebooków, jutubów. Ba, nawet AW idzie w odstawkę - przez dwa tygodnie nie wyciągnąłem z plecaka komputera, ze smartfona skorzystałem niewiele razy. W ruch poszły za to papierowe gazety. Jak co roku. I znowu muszę stwierdzić, że ciekawie prezentują się teksty sprzed kilku lat, w których silono się na prognozowanie przyszłości. PiS miało się skończyć, Kaczyński miał odejść, firmie X wróżono wielką przyszłość (skończyło się raczej mizernie), a w nowych technologiach zapowiadano cuda...
Przeglądanie starych gazet to fascynujące zajęcie. Autorzy tak często nie mieli racji...
Gazety, te papierowe, dzienniki, tygodniki, miesięczniki, to rozrywka, za którą co roku zabieram się podczas urlopu. Kolekcja do przejrzenia spora, są numery w miarę świeże, są też kilkuletnie, sięgające np. roku 2010. Te z początku dekady czy nawet z roku 2013 są najlepsze, pokazują, jak bardzo rzeczywistość odbiega od prognoz. Ktoś stwierdzi, że to samo dotyczy tekstów w Internecie i... ma rację. Sam pewnie napisałem sporo tekstów, w których wybiegałem w przyszłość i całkowicie się myliłem. Różnica polega na tym, że w Sieci rzadko przeglądamy artykuły sprzed kilku lat, zwłaszcza te, które nie są uniwersalne. A jeśli posiadamy stos starszych gazet, to kusi, by do nich zajrzeć. I zaczynają wychodzić "kwiatki".
Kaczyńskiego wygryzą, PiS upadnie
Od razu zaznaczę, że w całym tym przeglądaniu, dość szybko wertuję gazety w działach politycznych, nie tracę czasu na artykuły o ministrach, o których świat zdążył już zapomnieć. Ale czasem trafiają się tytuły wywołujące uśmiech na twarzy. Dotyczą np. wyborów prezydenckich, w ktorych na początku 2015 roku widziano jednego pewniaka i grupę ludzi bez szans na urząd. Uwagę przyciągają również teksty prognozujące upadek Prawa i Sprawiedliwości, partii, która później zdobyła większość w Parlamencie. Czasem są to wywiady z politykami, czasem przemyślenia autora, który dzisiaj może się drapać w głowę i zastanawiać, jakim cudem ów polityczny trup (jak widziano sprawę w roku 2013) nagle zdobywa pełnię władzy w naszym kraju. Kaczyński miał przejść na emeryturę, a tymczasem wygrał wszystko. Naprawdę niezła rozrywka - polecam przejrzeć starsze gazety.
Grafen polską specjalnością, czyli Polska przegrała grafen
Najwięcej uwagi poświęcam tekstom gospodarczym i technologicznym. A tam sprawy mają się podobnie do tych politycznych. Jasne, część się sprawdziła, analitycy czy autor mieli rację, przewidzieli rozwój niektórych sektorów biznesu czy turbulencje na rynku, popularyzację pewnych rozwiązań. Trzeba jednak podkreślić, że trafiały się całkowicie chybione strzały. Dotyczy to np. entuzjazmu wyrażanego w kontekście rozwoju Internetu rzeczy, autonomicznych samochodów czy inteligentnych domów. Niekiedy zakładano, że już kilka lat wystarczy, by na tych polach doszło do bardzo poważnych zmian. I o ile firmy dokonały sporego progresu w kwestii pojazdów samojezdnych, o tyle nadal sporo dzieli nas od ich wprowadzenia na rynek, a już tym bardziej od ich upowszechnienia. Entuzjazm był tu zbyt duży, zmiany, które zajmą kilka dekad, ktoś rozpisał na kilka lat.
Czasem można przeczytać o tym, jak Nokia czy Microsoft podbije rynek mobilny, jak Apple Watch zmieni świat, jak handel online zdominuje nasze życie. Gazety poinformowały mnie także, że grafen to materiał przyszłości, który jest dla Polski wielką szansą, o czym przekonywali nad Wisłą ważni politycy (sprawa przypomina historię z gazem łupkowym), lecz już po kilku kwartałach pojawiły się wpisy o tym, że Polska przegrała grafen. Tak, jak wcześniej ktoś zbyt optymistycznie podchodził do tematu, tak później inna osoba postawiła krzyżyk na biznesie, który naprawdę raczkuje. W obu przypadkach błąd, co pokazuje rzeczywistość. Zaczęliśmy zakładać, że skoro świat rozwija się tak szybko, to perspektywa kilku dekad przestała obowiązywać - wszystko musi się wydarzyć, teraz, zaraz, ewentualnie za kilka lat. A jeśli do tego nie dojdzie, to można mówić o klęsce, rozczarowaniu, przegranej szansie. Tymczasem nadal widać, że niektóre zmiany poważnie rozciągną się w czasie.
Gazety a big data
W tym wszystkim intryguje, jakie prognozy opublikowałby autor, gdyby korzystał w 2010 roku nie tylko z własnych obserwacji i rozmowy z dwiema osobami, lecz z dużego zbioru danych, tzw. big data. Efekt byłby podobny do tego, co obserwujemy, czy wiedza stałaby się pełniejsza i przez to wzrosłaby szansa na postawienie lepszych prognoz? Czy człowiek posiadający wsparcie maszyny i dysponujący wielkim zasobem informacji, byłby w stanie przewidzieć, że PiS nie upadnie, lecz przejmie władzę, a Microsoft kupi oddział komórkowy Nokii, co po pewnym czasie będzie musiał uznać ze kiepską decyzję i klapę? Pewnie kilka lat temu ktoś pisał, że tak wygląda przyszłość, może nawet zakładał, że to bliższa przyszłość. Wciąż działamy jednak w oparciu o stare, sprawdzone rozwiązania. Za jakiś czas przekonamy się, czy nastąpi tu rewolucja i któremu autorowi trzeba będzie przyznać rację. Zweryfikuję to w oparciu o papierowe gazety...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu