Kim jesteśmy dla Facebooka? Użytkownikami. Firma dostarcza usługę, my z niej korzystamy. Mamy z tego jakieś profity (różne), oni też - zarabiają. Ale ...
Kim jesteśmy dla Facebooka? Użytkownikami. Firma dostarcza usługę, my z niej korzystamy. Mamy z tego jakieś profity (różne), oni też - zarabiają. Ale zadam jeszcze raz pytanie: kim jesteśmy dla Facebooka? I musiałbym się ugryźć w język, gdyby pracował w tej korporacji i chciał odpowiedzieć "użytkownikami". Jesteśmy ludźmi.
Ciekawe wieści płyną zza Oceanu: jedna z top menedżerek Facebooka, Margaret Gould Stewart, dała mediom, konkurencji oraz Internautom temat do dyskusji. Sprawa dotyczy tego, jak korporacja powinna nazywać ludzi korzystających z jej usług. W tym przypadku chodzi o Facebooka, lecz po pierwsze, zagadnienie nie jest świeże i było już wcześniej poruszane, a po drugie, tropem pani top menedżer mogą pójść inni. Zaczną drążyć temat i okaże się, że niewłaściwie nazywają ludzi, którym oferują produkt.
Facebook odchodzi od słowa "user". Do tej pory w taki sposób określali ponad miliard osób odwiedzających serwis. To byli użytkownicy. Byli, bo od pewnego czasu Facebook wprowadza nowe standardy - pracownicy firmy mają używać słowa człowiek/ludzie. W rozmowie wewnątrz korporacji, a zwłaszcza poza nią, padnie zatem stwierdzenie daily average people, a nie daily average users. Ktoś spyta: co to właściwie zmienia?
W odpowiedzi mogę przywołać wpis sprzed tygodnia. Opisywałem przepychanki słowne Tima Cooka i Marka Zuckerberga. Ten pierwszy stwierdził, że dla firmy zarabiającej na reklamie i zbieraniu danych (Google, Facebook), użytkownik ich usług jest produktem, a nie partnerem. Szef Facebooka podobno bardzo emocjonalnie podszedł do tych słów i nie omieszkał dać prztyczka w nos CEO Apple. W pewnym stopniu skierował uwagę na poczynania firmy z Cupertino, ale ludzie zaczęli się też zastanawiać nad słowami Cooka. Niektórym pewnie zaświtało w głowie, że z punktu widzenia kolorowego Google czy niebieskiego Facebooka faktycznie są towarem.
Imperium Zuckerberga najwyraźniej próbuje uciec od skojarzeń tego typu. Warto przy tym zaznaczyć motyw, który dla nas nie jest do końca zrozumiały z powodu różnic językowych. Słowo user używane jest zarówno w odniesieniu do osoby korzystającej z Facebooka, jak i do człowieka biorącego narkotyki. Po angielsku powie się "drug user", po polsku nikt chyba nie skusi się na konstrukcję "użytkownik narkotyków". Ich user ma zatem gorszy bagaż, niż nasz użytkownik. Niby wszystko zrozumiałe, ale pojawia się pytanie, czy wspomniana zmiana niesie ze sobą coś więcej, niż tylko zabawy z językiem?
Według zapewnień pani top menedżer pracownicy Facebooka mają nie tylko mówić "człowiek", ale też myśleć w ten sposób o użytkownikach. Muszą nadać im cechy ludzkie i zdać sobie sprawę z tego, że po drugiej stronie łącza siedzi ktoś z krwi i kości. Podobno w firmie jest specjalny zespół, który uczy pracowników takiego podejścia. Na dobrą sprawę, działanie ma podłoże biznesowe: jeśli przygotuje się produkt z myślą o człowieku, coś, co będzie nastawione na ludzkie potrzeby, wykorzysta jego wady i zalety, to może się po prostu spotkać z lepszym odbiorem. Ludzie będą zadowoleni. Użytkownicy też.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu