7 lat temu świat jaki znamy stanął na głowie. Jeden człowiek dostarczył niezbitych dowodów na to, że nowa technologia nie oznacza tylko lepszej komunikacji pomiędzy ludźmi, ale też – permanentną inwigilację.
Kim jest Edward Snowden?
Samo pochodzenie Snowdena nie jest tak istotne, jednak warto wiedzieć, że urodził się i wychował w rodzinie z długimi tradycjami, jeżeli chodzi o pracę dla rządu Stanów Zjednoczonych. Jego dziadek i ojciec byli oficerami w Straży Wybrzeża, jego matka – urzędniczką w sądzie stanowym w Maryland, a starsza siostra – prawniczką w FJC. Naturalnie więc oczekiwano od Edwarda, by swoją przyszłość również wiązał ze służbami. Dlatego też m.in. zgłosił się do wojska podczas wojny w Iraku, jednak nie ukończył szkolenia ze względu na wypadek. Co ciekawe – nigdy nie ukończył też studiów.
Snowden w służbach wywiadowczych
Pracę w CIA Snowden dostał dzięki uczestnictwu w specjalnych targach pracy. Zatrudnienie dostał głównie dlatego, iż już wtedy niezwykle mocno interesował się zagadnieniami sieci komputerowych i cyberzagrożeń. Kariera w CIA powiązana była właśnie z tymi obszarami. Przez 4 lata (2009-2013) Snowden był przypisany do NSA (National Security Agency) jako pracownik Della i Booz Allen. W tym czasie pomagał m.in. przygotować systemy informatyczne do obrony przed cyberwłamaniami ze strony chińskich służb.
Nie jest do końca wiadomo, jakie zadania Snowden wykonywał w czasie swojej pracy w NSA, ponieważ jego wersja wydarzeń różni się od oficjalnej, co nie powinno nikogo specjalnie dziwić. Skupiając się na tym, co mówi sam Snowden, w NSA odpowiedzialny był za analizę infrastruktury sieciowej i tworzenie nowych sposobów na zbieranie danych użytkowników internetu oraz sieci komórkowych.
Edward Snowden a walka z masową inwigilacją
W pewnym momencie swojej pracy Snowden zauważył, że dostęp który posiada pozwala na bezproblemowe i nieograniczone zbieranie danych takich jak zdjęcia, konwersacje i rozmowy telefoniczne prawie wszystkich ludzi oraz jak duży jest potencjał narzędzia, które pomógł stworzyć. Program ten miał bowiem w założeniu chronić Amerykanów przed powtórką z ataków 11 września. Snowden widział jednak, że zbierane są dane nie tylko osób, których zachowanie może sugerować ich powiązania z terroryzmem, ale też biznesmenów, polityków (m.in. Angeli Merkel) czy przede wszystkim - zwykłych ludzi. Snowden przyznał, że zza swojego biurka był w stanie podsłuchać rozmowę Baracka Obamy. W przypadku całego NSA dziennie przez "ręce" agencji przechodziło nawet 3/4 ruchu sieciowego w Stanach.
Na początku Snowden próbował raportować o swoich etycznych wątpliwościach przełożonym, jednak ci nie reagowali na jego uwagi. Chęć ujawnienia światu prawdy o NSA wzbierała w nim wraz z tym, jak widział, jak najbardziej poufne informacje o ludziach traktowane są przez pracowników agencji. Czarę goryczy przelał widok dyrektora wywiadu, Jamesa Clappera, zapewniającego Kongres USA że NSA nie zbiera żadnych danych amerykańskich obywateli
Wtedy też Snowden postanowił działać – zwolnił się z Della i przeniósł do Booz Allen. Cel przenosin był jeden – podniesienie swoich uprawnień w dostępie do tajnych dokumentów w celu ich kradzieży i opublikowania. Zbieranie danych zaczął w kwietniu 2012 r. i do maja 2013 r. wykradł ponad 1,7 mln dokumentów. W tym samym czasie skontaktował się z dziennikarzami The Guardian i The Washington Post, którym przekazał posiadane przez siebie informacje i pliki. W maju wziął miesięczny urlop i udał się do Hongkongu, rzekomo mając tam leczyć swoją epilepsję. Wtedy też amerykańskie dzienniki rozpoczęły publikację serii artykułów, bazujących na dokumentach przekazanych im przez Snowdena. Edward oczywiście do kraju już nigdy nie wrócił.
To właśnie z The Guardian świat dowiedział się o tym, że NSA przechowuje zapisy rozmów telefonicznych zarówno Amerykanów jak i Europejczyków, a także – że dane te przekazywane są bezpośrednio przez firmy telekomunikacyjne, takie jak Verizon. Kolejne artykuły ujawniły istnienie programu PRISM, pozyskującego informacje o działaniach użytkowników w sieci i w którym brały udział Facebook, Google, Microsoft i Apple. Z danych Snowdena jasno wynikało, że NSA współpracuje także z innymi wywiadami, co pozwala agencji śledzić ludzi na całym świecie, bez względu na ich narodowość i miejsce pobytu. Dzięki zbieraniu metadanych (nad czym również pracował Snowden) można było przypisać aktywność w sieci do konkretnej osoby w świecie rzeczywistym, ale także – zdalnie włamać się na jej komputer, wykraść znajdujące się tam pliki czy nagrywać osoby za pomocą wbudowanej kamery i mikrofonu. Co więcej – dzięki projektowi Politerain możliwe jest wykorzystanie internetu jako broni.
Film o Snowdenie nie wyczerpuje tematu
Przekazane przez Edwarda Snowdena informacje wstrząsnęły nie tylko opinią publiczną, ale też i wywiadami wielu państw na świecie. W jednej chwili iluzja anonimowości w internecie, wraz z zaufaniem do instytucji państwa upadły bezpowrotnie. Snowden stał się oczywiście wrogiem #1 rządu Stanów Zjednoczonych. Pomimo tego, że ludzie w wielu krajach organizowali marsze poparcia dla jego działań, żadne z państw (w tym Polska) nie chciało udzielić mu azylu w obawie przed gniewem USA. Schronienia udzieliła mu dopiero Rosja, jednak pod warunkiem, że zrezygnuje on z dalszej działalności jako whistleblower.
Od tamtego czasu minęło 7 długich lat, w czasie których o wyczynie Snowdena zdążono nagrać film a on sam wydał książkę – Pamięć Nieulotna. Film bardzo dobrze pokazuje, w jaki sposób Snowdenowi udało dostać się do tak poufnych informacji i wynieść je omijając zabezpieczenia. Fakt, że Snowden najpierw rozdał ludziom kostki Rubika, aby potem w jednej z nich wynieść kartę pamięci nie wzbudzając niczyich podejrzeń pokazuje, że dużo łatwiej jest „złamać” ludzi niż cyfrowy system zabezpieczeń.
Film skupiając się na losie Snowdena pomija jednak kilka ważnych aspektów. Pomimo tego iż sąd apelacyjny w USA uznał, że zbieranie przez NSA danych było niezgodne z ustawą Patriot Act, na bazie której powstała ta instytucja, to jej programy, np. PRISM wciąż operują bez żadnych zakłóceń.
Jaka przyszłość czeka Snowdena i... nas?
Wiedząc, jak wysoką cenę za swoją odwagę poniósł Snowden, aż przykro patrzy się na to, jakie efekty przyniosło jego poświęcenie. Brak znacznych zbiorowych reakcji ze strony ludzi spowodował, że z czasem fakt szpiegowania nas przez rządy zamienił się w świadomości społecznej z czegoś skandalicznego w coś normalnego. Osobiście przypomina mi to sytuację z Panama Papers, w której ujawniono, że najwięksi tego świata unikają płacenia podatków, po czym nie wyciągnięto wobec nikogo żadnych konsekwencji. Najmocniej potwierdza to chociażby afera Cambridge Analitica, w której dane użytkowników były wykorzystywane do prowadzenia rozgrywek politycznych. Co więcej, CIA kontynuuje próby zbierania jak największej liczby informacji o użytkownikach i nie widać, by chciało przestać. Sam Edwart Snowden przestrzegał m.in. przed tym, że rządy będą chciały wykorzystać epidemię COVID-19 by wprowadzić narzędzia szpiegowania obywateli na jeszcze wyższy poziom, oczywiście pod pretekstem ich ochrony. Sam wyrażałem swoje zaniepokojenie tym, jakiś czas temu i jak widać słusznie, bo wdrażanie takich narzędzi ma miejsce na naszych oczach. Także w Polsce.
To, co możemy z tej historii wyciągnąć dla siebie, to wiedza. Wiedza o tym, że w sieci nie jesteśmy bezpieczni za zasłoną anonimowości i że są instytucje żywo zainteresowane tym, co robimy i jakie mamy poglądy. I że zamiary tych instytucji względem nas nie muszą być wcale dobre. Od ujawnienia danych o NSA minęło 7 długich lat. W tym czasie zarówno Stany Zjednoczone jak i inne mocarstwa mogły stworzyć program znacznie bardziej inwazyjny niż PRISM, o którym nie będziemy mieli pojęcia aż do czasu, gdy pojawi się nowy Snowden.
Patrząc, że z historii tego pierwszego nie wyciągnęliśmy należytych lekcji jako społeczeństwo, obawiam się jednak, że kolejny może się już nie pojawić.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu