Ciekawostki technologiczne

Leczył ebolę... homeopatycznymi dźwiękami. Gdzie jest granica głupoty?

Jakub Szczęsny
Leczył ebolę... homeopatycznymi dźwiękami. Gdzie jest granica głupoty?
95

XXI wiek, medycyna potrafi działać cuda, a i udało nam się opanować (a nierzadko nawet zlikwidować) wiele chorób, które jeszcze 100 lat temu potrafiły dziesiątkować całe wioski. Mimo to co jakiś czas dowiadujemy się o niezwykłych "pomysłach" samozwańczych czasami lekarzy lub znachorów, którzy sprzeciwiają się skorumpowanemu przemysłowi farmaceutycznemu i sprzedają tylko obietnice - albo słodzik o rzekomych cechach leku.

Co gorsza, alternatywne "leki", preparaty homeopatyczne są często sprzedawane w aptece i możecie mi wierzyć lub nie, pytając o specyfik na kaszel podsunięto mi... Oscillococcinum, w którym znajdziecie (1 tabletka): 0,85 g sacharozy oraz 0,15 g laktozy. Fani leków homeopatycznych powołują się jednak na potencjał homeopatyczny bazujący na pseudonaukowej teorii "pamięci wody", wedle której najpowszechniej występujący na świecie rozpuszczalnik ma rzekomo przechowywać informacje na temat substancji, które w nim się znajdowały.

Wspomniane Oscillococcinum charakteryzuje się stężeniem substancji aktywnej na poziomie 200C, co odpowiada 1 części substancji aktywnej na 10^400 rozpuszczalnika. Czyli, zasadniczo... nie ma tam niczego, co rzeczywiście leczy. Co odpowiedziałem aptekarce? Że gdybym chciał kupić słodzik, to kupiłbym sobie... TAK! Słodzik. Ostatecznie wyszedłem z apteki z wybranym przez siebie na chybił-trafił syropem na kaszel i dodatkowo czymś przeciwalergicznym, tak na wszelki wypadek.

Homeopatyczne fale dźwiękowe. Czujecie ten absurd?

Moim skromnym zdaniem absurdalne jest wszystko, co opiera się na gusłach, a ma rozwiązywać typowe ludzkie problemy. Jeszcze gorzej jest, gdy znamy powszechnie zaakceptowane i doskonale uargumentowane sposoby radzenia sobie z przypadłościami, a i tak porzucamy je na rzecz "magicznych" metod leczenia. Kiedy już myślałem, że widziałem już wszystko... zaskoczył mnie jeden z kalifornijskich lekarzy: dr William Edwin Gray III, który leczył (!) m. in. ebolę, SARS, świnkę, malarię i inne podobne schorzenia "homeopatycznymi dźwiękami". Jak wpadł na te "specyfiki", jak potwierdził ich skuteczność i jakie efekty one wywoływały - nie wiadomo. Co do jednego jestem pewien, w stu procentach nie działały.

Według Graya, fale dźwiękowe mogą przenosić energetyczne sygnały, które zachowują się jak leki - wpływając na choroby powodując ostatecznie ich cofanie się. Uznał, że dobrym sposobem na ich wyprodukowanie będzie umieszczenie fiolek z lekami homeopatycznymi w pobliżu cewek przewodzących: następnie nagrywał dźwięki przez nie wydawane. Łącznie wyprodukował 263 nagrać "eRemedies" - każde z nich kosztowało 5 dolarów. Oczywiście, można było nabyć je w okazyjnej cenie: 25 za 100 dolarów. Niesamowita okazja, prawda?

Gray chwalił się również, że skonstruował nową metodę leczenia wirusa ebola - tylko za pomocą telefonu komórkowego. Wystarczy, że pacjent odsłucha kilka razy odpowiednie nagranie "eRemedy" i... zostanie uzdrowiony. Podsumujmy: wykształcony lekarz wykorzystał leki homeopatyczne do stworzenia... homeopatycznych dźwięków. Dobre.

Przypomina mi to niegdyś popularny program I-Doser. Oczywiście to dobra bujda na resorach

I-Doser był swego czasu bardzo popularny m. in. w grupach mocno zainteresowanych substancjami psychoaktywnymi. Nie bez powodu, bo niektóre "presety", albo jak kto woli zestawy dźwięków obiecywały efekty podobne do tych po zażyciu niektórych specyfików: fani opioidów, kannabinoidów, stymulantów zaczęli więc wielkie testy I-Dosera - z czystej ciekawości spróbowałem i ja. Cóż mogę powiedzieć? Mimo odsłuchu na całkiem dobrych słuchawkach, przy okazji nielichej karty dźwiękowej okazało się, że straciłem tylko 30 minut swojego życia. Z tego co pamiętam, to wybrałem jakiś popularniejszy zestaw, który miał symulować działanie marihuany: efekty tej sesji były bardzo dalekie od tego, co obiecywał producent pliku.

Oprócz treści dla fanów "odlotu" dla I-Dosera stworzono niezliczoną ilość "dose'ów", które miały za zadanie rozluźnić lub uśpić użytkownika, bądź zwiększyć jego kreatywność. O ile doskonale zdaję sobie sprawę ze skuteczności białego szumu w trakcie zasypiania (sam go nierzadko stosuję, mam niesamowite problemy z zaśnięciem), tak już inne presety kompletnie mnie nie przekonywały.

Główny bohater tego tekstu - dr Gray musi liczyć się z tym, że wkrótce straci licencję. Zresztą jak on sam przyznaje, nie zamierza się zbyt mocno bronić przed komisją medyczną, która postawiła go w stan oskarżenia o szeroko pojęte szarlataństwo. Najpoważniejsze zarzuty dotyczą stosowania niepotwierdzonych naukowo praktyk medycznych z narażeniem pacjentów na utratę zdrowia i życia. Trudno więc byłoby mu wytłumaczyć się logicznie ze swojego postępowania - nawet, jeżeli by tego chciał.

Gorsze jednak jest to, że ludzie - mając tak doskonały dostęp do sprawdzonych informacji wierzą w takie rzeczy. Przecież już nawet na zdrowy rozsądek, "homeopatyczne dźwięki" wydają się być kompletnie absurdalne. Nie przeszkadza to jednak niektórym chwytać się takich "wynalazków" i w nich szukać rozwiązania swoich problemów. Cóż, jest na to popyt - będzie i podaż.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu