Internet miał być fantastycznym miejscem, umożliwiającym wymianę poglądów, ułatwiać rzeczową dyskusję, umożliwiać łatwe prezentowanie skomplikowanych tematów. Niestety takie modelowe dyskusje zaczynają umierać, a ludzie chowają się przy pomocy banów w swoich bańkach.
Dyskusja na argumenty umiera. Coraz więcej ludzi zamyka się w bańkach...
W narożnikach stoją...
Z racji tego, że jednym z, nomen omen, gorących tematów jest konferencja COP26 w Glasgow, postaram się pokazać, jak w polskim internecie prawie całkowicie umarła (a może nigdy nie zdołała się naprawdę narodzić) poważna debata klimatyczna. Temat niezwykle ważny, którego następstwa czy to klimatyczne, czy prawne, czy ekonomiczne będą miały ogromny wpływ na życie milionów ludzi. Tymczasem w Polsce w ostatnim czasie wszyscy skupili się na korespondencyjnym ośmieszaniu przeciwników, zamiast poznawać ich argumenty.
Zacznijmy jednak od przedstawienia osób dramatu. Zasadniczo strony konfliktu w tej dziedzinie można podzielić na dwie główne grupy:
- klimat się zmienia i ludzkość jest przyczyną
- klimat się zmienia, ale to przyroda
Osób uważających, że klimat się nie zmienia, dziś już prawie nie ma. Ostatecznie nawet Ci, którzy nie mają dostępu do badań naukowych pamiętają, jakie zimy bywały dawniej oraz że o trąbach powietrznych można było usłyszeć w relacji ze Stanów Zjednoczonych, a nie od kuzyna z sąsiedniej wsi.
Oczywiście kwestią, która wywołuje konflikty, nie jest sam klimat, ale to co, czy i za ile powinniśmy zrobić, żeby uniknąć nieprzyjemnych efektów zmian. Tu mamy co najmniej cztery grupy:
- nic nie trzeba robić, zmiany są korzystne. Będzie „Adriatyk” nad Bałtykiem...
- zatrzymanie zmian jest poza naszym zasięgiem, a jego próby są politycznym skokiem na kasę
- musimy zrobić ile się da, licząc się z realiami ekonomiczno-społecznymi
- musimy rzucić wszystko i za każdą cenę doprowadzić do drastycznego ograniczenia emisji.
W polskich mediach trafiło to w warunki rozognionej wojny polsko-polskiej, gdzie „Polsk”, o które walczą uczestnicy w tej niekończącej się bitwy jest co najmniej kilka. Na to nakładają się jeszcze w mechanizmy social mediów, które też z natury promują dyskusje podszyte rozbuchanymi emocjami, a nie chłodną argumentacją.
Klimatyczne bańki
Jako osoba starająca się na bieżąco śledzić tematykę zmian klimatu, zauważam od dłuższego czasu szybkie zamykanie się grup mających podobne zdanie we własnych bańkach. Co ciekawe, bańki te nie zapominają o przeciwnikach, którzy często co prawda wzajemnie się banują, ale zbanowanych przed forum swojej bańki dalej próbują ośmieszać.
Ale lećmy od początku, jako pierwsi z dyskusji klimatycznej wykluczyli się radykalne środowiska lewicowe i ekologiczne, stawiające na bardzo krzykliwe promowanie swoich postulatów i niespecjalnie chcące zauważyć, że świat jest zbyt skomplikowany, żeby dało się wszystkich opodatkować, a połowę rzeczy wyłączyć.
Nie znaczy to, że tego typu środowiska nie mają na świecie wpływów politycznych, ale mówimy tu o dyskusji i uświadamianiu sytuacji zwykłym ludziom w naszym kraju. Z racji tego, że w Polsce te środowiska generalnie nie mają tak silnej pozycji jak np. w Niemczech, praktycznie całkowicie zniknęły z radarów osób chcących poznać argumenty każdej ze stron. Jeśli głośno kogoś słychać, to głosy z zagranicy.
Środowiska naukowe w te klocki (dyskusje nieakademickie) z kolei dobre nigdy nie były. Jeśli kogoś można tu wyróżnić na plus, to Tomasza Rożka, za jego bardzo przystępny w odbiorze cykl filmów dotyczący ocieplania klimatu, czy umiejętne przedstawianie problemu w popularnych mediach, jak np. ostatnio u Stanowskiego w Hejt Parku.
Problem w tym, że ten sympatyczny popularyzator nauki nie ma chyba chęci, aby spróbować skrzyżować argumenty z najczęściej dość agresywnymi osobami ze środowisk przeciwnych. Patrząc na poziom większości „debat”, które zdołały się odbyć, trudno mu się dziwić. Ja mimo wszystko żałuję, jego spokojny charakter dawałby szansę na to, że dyskusja nie zmieni się we wzajemne ataki personalne, a do tego ma umiejętność prostego i obrazowego pokazywania spraw skomplikowanych.
Miłe awantury początki
Jeśli w ostatnich latach gdzieś trwała choć przez chwilę dyskusja klimatyczna, to na szeroko pojętej „prawicy” zahaczającej też o centrum. Wywołane to zostało głównie staraniami Jakuba Wiecha z serwisu energetyka24.com. Początki wyglądały obiecująco, pojawiło się kilka wywiadów / debat m. in. z Łukaszem Warzechą, politykami z Konfederacji, czy seria rozmów z twórcą Politiko.tv, Rafałem Otoką Frąckiewiczem,.
Ciekawy i dołujący był szczególnie ten ostatni przypadek. Twórca polityko.pl, choć styl prowadzenia jego programów jest mocno kontrowersyjny, dość długo starał utrzymać pewien balans w prezentowaniu spraw klimatu. Szczerze powiedziawszy, wiązałem ze współpracą tych panów pewne nadzieję, że rozwinie się to w szerszy cykl, które wciągnie do dyskusji innych niezacietrzewionych z każdej strony.
Skończyło się niestety... zupełnie „po polsku”. Panowie pokłócili się o nie mający kompletnie żadnego znaczenia merytorycznego wpis jednego z posłów, zaczęli zarzucać sobie sekciarstwo, chęć wykorzystania zasięgów, a ich kolejny film, zamiast przybliżyć widzom niezwykle ciekawy temat podejścia Niemiec do atomu, zmienił się w ambicjonalną walkę kogutów. Od tamtej pory panowie toczą korespondencyjny pojedynek, nie szczędząc sobie złośliwości.
Podobnie skończyły się zresztą dyskusje z innym prawicowym dziennikarzem, Łukaszem Warzechą, choć tutaj akurat pola do jej podtrzymania nie było raczej od samego początku. Pan Łukasz od pewnego czasu znany jest z tego, że banuje każdego, kto ośmieli się skrytykować jego stanowisko. Co zabawne, jak się ostatnio okazało, bany rozciągnął też na prawdziwe życie (metaversum a rebours? ;) ) i nie zgodził się na debatę ze wspomnianym Wiechem, na jednej z konferencji poruszających tę tematykę.
Klimatologia i geopolityka w 1,5 godziny
Zresztą, problemem wszystkich debat / wywiadów, które zdołały się odbyć była też ich forma. Były one skierowana do wąskich grup będących w stanie wytrzymać 1,5-godzinną dyskusję pełną odwołań do pism naukowych, których większość słuchaczy i tak nie jest w stanie zweryfikować. Przejrzałem trochę filmów i większość z nich miała widownię 20 - 40 tys., sądząc po komentarzach i porównaniu do innych filmów, składającą się w większości ze zwolenników gospodarza programu, jego gościa, a osób z zewnątrz raczej wielu nie było.
Tymczasem wyzwania, jakie przed nami stoją (niezależnie czy ktoś zagrożenie rozumie jako zmiany klimatyczne, czy jako zmiany polityczno-ekonomiczne) powodują, że jest potrzebna formuła, pozwalająca dotrzeć do wszystkich. Zresztą, taka rzeczowa, ale czytelnie prowadzona i moderowana dyskusja przydałaby nam się w przynajmniej kilkunastu innych dziedzinach. Nikt jednak chyba o tym nie myśli, licząc, że okopanie się na własnych pozycjach będzie dla jego bańki bardziej prorozwojowe i w ten sposób przechyli szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Merytokracji nie będzie
Może to kwestia tego, że mamy listopad, najsmutniejszy miesiąc w roku, ale powoli przestaje wierzyć w to, że podzieleni na wiele plemion Polacy znajdą choć jeden temat, na który będą w stanie porozmawiać bez emocji, za to posiłkując się wyłącznie argumentami naukowymi. Za szybko dziś dyskutanci zaczynają dbać o własne ego, kanał i dopieszczanie własnych fanów, a za mało jest myślenia o prawdziwych problemach.
To, co tu przedstawiłem jako przykład, jest oczywiście tylko wycinkiem polskiego internetu, ale podobne mechanizmy działają w innych spornych dziedzinach. Banowanie niewygodnych w dyskusji przeciwników to dziś plaga, komentowanie zbanowanych „na odległość” to norma. Ostra argumentacja w dyskusji jest akceptowana, ale jednostronnie, jeśli użyje jej przeciwnik, to pach, ban i po sprawie. Biorąc pod uwagę, że liczba poważnych problemów narasta w tempie geometrycznym, to coś mi się wydaje, że przy takim podejściu, liczba nocników będzie tak duża, że zabraknie nam rąk, żeby się z nimi w nich wszystkich obudzić
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu