Gry

DuckTales Remastered - recenzja

Arkadiusz Ogończyk
DuckTales Remastered - recenzja
0

Jako dzieciak dorastający w latach 90-tych byłem wręcz zachwycony za każdym razem, gdy w wieczorynce puszczano „Kacze Opowieści”. Od tamtych czasów minęło jednak wiele lat, podczas których kolejne pokolenia dorobiły się nowych idoli, nie kojarząc już Sknerusa McKwacza. Czy studio WayForward będzie w...

Jako dzieciak dorastający w latach 90-tych byłem wręcz zachwycony za każdym razem, gdy w wieczorynce puszczano „Kacze Opowieści”. Od tamtych czasów minęło jednak wiele lat, podczas których kolejne pokolenia dorobiły się nowych idoli, nie kojarząc już Sknerusa McKwacza. Czy studio WayForward będzie w stanie przekonać osoby nie znające oryginalnych losów Kaczogrodu do DuckTales Remastered?

Tak, a osiągnięcie tego to przede wszystkim zasługa pięknej dwuwymiarowej oprawy. W odnowienie klasycznych poziomów z NES-a (gra jest remake’iem) włożono masę pracy – tak samo jak w animowanie postaci i podłożenie ich głosów, do czego zaangażowano obsadę z kreskówki powstałej pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku. Przywiązanie do szczegółów zdobędzie serce każdego kto ma słabość do ładnej, plastycznej, niemal namalowanej pędzlem grafiki 2D. Dodając do tego sympatyczną, skoczną ścieżkę dźwiękową otrzymamy grę będącą prawdziwym cukierkiem dla ucha i oka.

Rozgrywka to już hołd dla starych czasów, dla atakowania „stworków” skokiem na głowę, zbierania monet i poszukiwania skarbów. Fabuła to tylko pretekst do podjęcia się przygody – zabójczo bogaty Sknerus pragnie bowiem być jeszcze bardziej bogaty, złe kaczki chcą mu to uniemożliwić, a siostrzeńcy i siostrzenica Donalda wciąż wpadają w tarapaty. Jest to zatem wytarty schemat, jednak wciąż nadający się do tego typu gry. Klimat wielkiej wyprawy dla najmłodszych został utrzymany, a sam model rozgrywki może ucieszyć i starszych i młodszych... Zależnie od wyboru poziomu trudności. Nie ma co ukrywać, że w dzisiejszych realiach platformówka z NES-a jest zwyczajnie hardkorowo trudna i ostro zachodzi za skórę nawet na poziomie normal. Bardzo ograniczona liczba „serduszek”, pojawiające się wszędzie złośliwości w stylu kolców i trudnych do wymanewrowania przeciwników stanowią prawdziwy sprawdzian dla zręczności palców. Zdarzało się też, że czułem się oszukany przez system kolizji gry, który nie egzekwował ataku w odpowiednim czasie przez co łatwo traciłem swój zapas energii. Na poziomie trudności easy gra staje się za to bezstresowa i pozwala ginąć bez konsekwencji, przyjemnie brnąc do końca przygody. Skutkuje to bardzo krótkim czasem zabawy (do końca dojdzie się wtedy w około trzy godziny), należy zatem wybrać między wyzwaniem w starym stylu i psuciem sobie krwi, a wesołym spacerem wśród ładnego otoczenia. Niestety obie opcje są naprawdę skrajne i zdecydowanie brakuje tu czegoś pomiędzy nimi...

Poziomy przygotowane przez WayForward zabiorą nas w tak niezwykłe miejsca jak Transylwania, Amazonia, Himalaje czy Księżyc. Każde z nich ma nieco inne przeszkadzajki i masę poukrywanych „w tle” diamentów. Ponieważ manią Sknerusa są pieniądze, cały czas w górnym rogu ekranu obserwujemy ile milionów daje nam każda ekspedycja, a w przerwie między wyborem kolejnych plansz możemy np. skoczyć na główkę do naszego sejfu, pływając wśród monet niczym w basenie (motyw doskonale znany z komiksów i kreskówek o Kaczkach). Można wykorzystać je też do odblokowywania bonusowych ilustracji, szkiców i projektów. Nasz bohater mimo podeszłego wieku korzysta przede wszystkim z dwóch umiejętności: niszczenia przeszkód swą laską (uderza w nie z gracją baseballisty) i używania jej do wielokrotnego odbijania się od ziemi, po to by wyżej skakać oraz unikać przeszkód.

Rozgrywka wymaga zatem użycia zaledwie dwóch przycisków, jednak nie pozwala ani na chwilę tracić uwagi. Każdy świat w jakim się znajdziemy jest rozbudowany i oferuje kilka rozgałęzień, dlatego należy dobrze obserwować swoje położenie na mapie, szukać skrótów, poznawać zachowanie oponentów i zwyczajnie być gotowym do planowania swoich ruchów. Zdarzają się bowiem sytuacje gdy dostęp do niektórych skarbów można stracić np. przez nieuważne rozwalenie przeszkody, którą „z pędu” niszczymy, gnając do mety.

Jest to klasyczny platformer 2D, który przypadnie do gustu osobom uwielbiającym pewien wspólny element dla najlepszych tytułów w tym gatunku – czyli satysfakcję z dźwięku wpadających monet. Podobnie jak to robi Mario i Sonic, tak samo McKwacz zbiera prawdziwe bogactwa podczas swej wyprawy i za każdym razem gdy do naszej kieszeni wpada kolejny mały diamencik czujemy odrobinkę ciągle rosnącej satysfakcji. Czasem trudno to opisać, ale tego typu dobrze zrealizowane, małe elementy potrafią zbudować siłę całej gry. W DuckTales Remastered dochodzi do tego odgłos odbijania się na laseczce i sama mechanika tej czynności, podczas której Sknerus skacze niczym piłka. Jedyną poważną rysą na tym wizerunku jest to, że gra czasem wydaje się reagować na nasze komendy z opóźnieniem, przez co tracimy cenne życie, co szybko stanie się denerwujące dla każdego kto zechce bawić się na poziomie wyższym niż "łatwy".

Rozmawiając o tej produkcji nie da się pominąć aspektu jej ceny, gdyż jest zwyczajnie za droga – zwłaszcza jak na coś co da się skończyć w trzy godziny. Wiem, że oprawa wizualna i bardzo dobra muzyka potrafią to usprawiedliwić, jednak 59 złotych to za ten tytuł to po prostu za dużo. Polecałbym poczekać aż cena spadnie o około połowę, choć biorąc pod uwagę, że wydawcą jest Capcom może potrwać dość długo. Gracze mający wielką ochotę na śliczne platformówki mają pewnie teraz nie lada orzech do zgryzienia... Jeśli jest się jednak wielkim fanem produkcji z NES-a, lub chce się je lepiej poznać to DuckTales Remastered warto zapisać na wysokim miejscu na swej liście „do zaliczenia”.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu