Gry

Don’t Starve to po prostu świetna gra

Grzegorz Marczak
Don’t Starve to po prostu świetna gra
37

Przepis na Don’t Starve. Wybuduj laboratorium alchemiczne. Przygotuj: walkę o przetrwanie, konstruowanie, gromadzenie, zbieranie i tworzenie, dodaj do tego odrobinę tajemnicy, barwną, bajkową oprawę graficzną i nieco humoru. Po podgrzaniu i wymieszaniu podawaj w sosie rogalowym. Smacznego. Recenz...

Przepis na Don’t Starve. Wybuduj laboratorium alchemiczne. Przygotuj: walkę o przetrwanie, konstruowanie, gromadzenie, zbieranie i tworzenie, dodaj do tego odrobinę tajemnicy, barwną, bajkową oprawę graficzną i nieco humoru. Po podgrzaniu i wymieszaniu podawaj w sosie rogalowym. Smacznego.

Recenzja pochodzi z serwisu Niezgrani.pl

Gracze uwielbiają walkę o przetrwanie. Trend „odmitologizowywania” postaci, która przychodzi nam sterować istnieje i przybiera na sile od dobrych paru lat. W związku z tym stworzenie gry, w którym głównym celem jest przetrwanie jest dalekie od rewolucji. Jednakże Klei Entertainment podjęło temat w sposób na tyle urokliwy, że ciężko jest się w Don’t Starve nie zakochać

Don’t Starve nie jest grą dla mięczaków. Nie ma tutaj żadnego samouczka, nie ma przebacz...

Sprawa jest prosta – lądujemy w środku upiornego lasu, a naszym celem jest przetrwanie. Zaczynamy skromnie, od podstaw – majstrujemy pierwsze narzędzia, takie jak topór, kilof, rozpalamy ognisko i staramy się przeczekać noc. A noce są niebezpieczne – jeżeli zostaniemy bez źródła światła, mroki krainy, której przyszło nam walczyć o przetrwanie zakończą nasz żywot i zaprowadzą do innej krainy – wiecznych łowów.

Następnego dnia wybieramy się na zebranie pożywienia – wczorajsze jagody i marchewka zebrane „przy okazji”, nie zapełniły nam żołądka na długo. Sklejamy więc pułapkę na małe zwierzęta i szukamy. Złapaliśmy kilka królików, które zjadamy na surowo. Błąd – gdybyśmy je usmażyli, poziom „najedzenia” wzrósł by bardziej i nie spadł by nam poziom „poczytalności”, który również jest ważny w Don’t Starve. Pierwsza lekcja – myśl!

Fajnie by było mieć jakąś bazę wypadową. Trzeba więc znaleźć jakiś kamieniołom, żeby zebrać surowce. Szukając natrafiamy na skupisko pająków. Wyposażeni tylko w siekierkę i pseudo-zbroję, zrobioną z trzciny i patyków (sic!), rzucamy się na gniazdo. W końcu to tylko pająki. Po zabiciu dwóch musimy uciekać, mając zaledwie resztę życia. Panika pulsuje nam w żyłach – „jak to, przecież pająki we wszystkich grach są słabiutkie!”. Wracamy do poszukiwań kamieni i innych surowców.

W końcu znajdujemy kamieniołom. Kilka minut z kilofem w ręku i już mamy kamienie, które przydadzą nam się do budowy ulepszonego ogniska, a także złoto, którego potrzebujemy do niektórych maszyn – przede wszystkim maszynerii, która pozwoli nam opracowywać prototypy nowych przedmiotów.

Wybieramy więc miejsce pod swój nowy dom. Naszą uwagę przykuwa możliwość wybudowania swojej farmy. Niestety, potrzebny jest nawóz. Szukamy więc nawozu. Oddalamy się od swojego obozowiska. Nagle słyszymy wycie jakichś stworów. Po parudziesięciu sekundach atakuje nas kilka dzikich, demonicznych psów. Giniemy. Koniec. Musimy zaczynać od początku.

Giniemy z głodu. Z powodu wychłodzenia organizmu, podczas zimy (pory roku się zmieniają). Zabijają nas sprowokowani świnio-ludzie. Zabijają nas macki na mokradłach. Pszczoły, którym chcemy odebrać miód. Cienie i duchy, jeżeli staniemy się niepoczytalni. Pająki. Agresywne żaby. Gigantyczne ptako-oczy. Enty. Don’t Starve jest brutalne, żądne krwi i chce nas zabić. Jedno potknięcie, jeden błąd i zapasy, materiały i wszystko na co pracowaliśmy ostatnie kilka godzin, idzie w diabły.

Don’t Starve jest grą głęboką, głównie dzięki zaawansowanemu systemowi wytwarzania przedmiotów – można o tym mówić godzinami. Po spędzeniu kilku dni w świecie gry wciąż odkrywam coś nowego. Pierwotnie chciałem do wszystkiego dojść samemu, ale ostatecznie poddałem się i sięgnąłem doencyklopedii poświęconej temu tytułowi.

Obszar, który zwiedzamy jest mocno urozmaicony. Raz trafimy na sawannę, innym razem na pola, później do lasu czy na mokradła. Przy czym warto zauważyć, że niektóre miejsca są zdecydowanie bardziej niebezpieczne  niż pozostałe. Od czasu do czasu pojawiają się także miejscówki unikalne, generowane losowo, gdzie czekają na nas wyjątkowe atrakcje. Raz będzie to lodowe berło, pilnowane przez stado ogarów, innym razem chroniony przez strażników świnio-ludzi, ołtarz dostarczający światła, napędzany rosnącymi dookoła krzakami jagód (serio!). Ta gra naprawdę potrafi zaskoczyć, chociaż pewne elementy zaczynają się powtarzać. Mam za sobą już około dziesięciu podejść, ale czuję, że do znudzenia jest mi jeszcze daleko. W tym szaleństwie jest metoda i ja chcę ją poznać. Rozgryźć wszystko i pokonać grę. Przeżyć zimę – nie bać się zapuścić na bagna.

Jednym z filarów, na których stoi Don’t Starve, jest specyficzna oprawa audiowizualna. Gra wygląda jak śliczna, barwna wycinanka, albo kolorowanka dla dzieci. Sprawia to naprawdę wspaniałe wrażenie. Styl ten jest zresztą poniekąd podobny do tego, który widzieliśmy już w innej grze Klei Entertainment – Shank. Jednakże dwuwymiarowe przedstawienie trójwymiarowego świata ma swoje wady – zdarza się, że nie możemy czegoś sięgnąć, albo czegoś nie zobaczymy, ponieważ zasłaniał to będzie inny obiekt – na przykład wysokie drzewo. W gęstwinach lasów czasami ciężko się manewruje. [EDIT] Jak poinformował w komentarzu Ferezjusz, można obracać kamerę przyciskami „Q” i „E”

Werdykt czyli bierz i graj

Warto też wspomnieć, że Don’t Starve nie jest grą dla mięczaków. Nie ma tutaj żadnego samouczka, nie ma przebacz, jeżeli zginiemy. To typowa produkcja rougelike (tak zwany „rogal”), w której jedynym stałym postępem jest nasza wiedza o grze i doświadczenie, jakie nabywamy jako gracz. Po tygodniach spędzonych z tym tytułem możecie po jednej źle rozegranej akcji skończyć z niczym. Żadnego zapisu gry, którymi można by się pochwalić znajomym. Nic. Dla jednych to wada, dla innych zaleta, ale bywa po prostu okrutnie.

Chciałbym Wam opowiedzieć o innych rzeczach, które mnie w Don’t Starve zachwyciły. O dziesiątkach tajemnic, zagrożeń, o kompleksowości i sensowności tego tytułu. O dodatkowych postaciach, które odblokowujemy z czasem. O tym, że deweloper wciąż udoskonala swój produkt (w najnowszej łatce zostaną dodane jaskinie!). Najlepiej będzie jednak, jeżeli po prostu zagracie. To świetna gra, która bardzo silnie zaszczepia w nas syndrom „jeszcze jednej tury”. Chce się zbudować jeszcze jedną farmę, nową broń, dokończyć coś, zwiedzić. A kiedy zginiemy i zaklniemy siarczyście chcemy spróbować jeszcze raz. Dopóki nie przetrwamy zimy. Przynajmniej.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Grygranieniezgrani