Kiedy dowiedziałem się, że dostanę do testów produkt marki Devialet, bardzo się ucieszyłem. W końcu nie codziennie ma się okazję obcować ze sprzętem audio, który ma za zadanie zaskoczyć słuchacza innowacjami i nieszablonowymi rozwiązaniami. Ta francuska marka od początku swojego istnienia błyszczy na każdych międzynarodowych targach audio dźwiękiem znacznie wykraczającym poza gabaryty odsłuchiwanego urządzenia.
Niejednokrotnie dziesiątki inżynierów Devialeta pracują latami, by stworzyć jeden całkowicie nowatorski produkt. Tak samo było z Phantomem - czterdziestu inżynierów, 102 patenty, dziesięć lat pracy i zdumiewający efekt końcowy.
Pierwsze co pomyślałem po otworzeniu paczki z Phantomem, to "pewno tak wygląda system audio na USS Enterprise". Wrażenie przy pierwszym zetknięciu jest naprawdę niezwykłe. Połączenie oryginalnego sferycznego kształtu, bardzo solidnego i świetnie spasowanego tworzywa sztucznego z aluminium tworzy razem obraz systemu hi-fi, który w nowoczesnym mieszkaniu śmiało może robić za elegancki i nowoczesny element wystroju wnętrza. Zapewniam, że każdy gość po ujrzeniu Phantoma najpierw zapyta skonsternowany "a co to jest?" po czym i tak nie uwierzy w wasze tłumaczenia i będzie chciał usłyszeć jak to gra. U mnie tak to wyglądało za każdym razem. A jakie zdziwienie było, gdy goście próbowali go podnieść... Każdy myślał, że to sam plastik, a tak naprawdę to 12 kilogramów bardzo solidnie zbudowanego małego dzieła sztuki w stylu hi-tech.
Phantom gra równie zaskakująco jak wygląda. Przede wszystkim dźwięk jest mocny z bardzo niskim fundamentem basowym. Pasmo przenoszenia rozpoczynające się od 16Hz to generalnie teren zarezerwowany dla subwooferów, więc daje to pewny obraz sytuacji. Basy są tak mocne, że podczas głośniejszych odsłuchów sam odruchowo szukałem subwoofera w pomieszczeniu, a dzięki 750 watom mocy nieraz czułem się jak na koncercie. Pomyślcie co potrafi w takim wypadku model Phantom Gold, który ma 4500 watów. Domyślam się, że przy pełnej głośności można tym bloki burzyć. Niemniej, omawiany w tej recenzji Phantom też chucherkiem nie jest i bez problemu radzi sobie z wygenerowaniem dźwięku o głośności 99dB. To wystarczy na każdą domówkę o ile nie robimy jej na stadionie narodowym (tam pewno kilka Gold'ów by wystarczyło :]).
Jak to możliwe przy takiej wielkości systemu? Przecież ta obudowa ma 6 litrów! To tyle co niewielkie głośniki podstawkowe, a ich bas na pewno nie jest porównywalny z subwooferem... Tutaj właśnie diabeł tkwi w szczegółach, bo Devialet postanowił wykorzystać prawa fizyki w sposób inny niż wszyscy. Inżynierowie marki upchnęli całą elektronikę i głośniki pod ciśnieniem przy użyciu 1200 kilogramów i zamknęli wszystko hermetycznie, aby głośnik "widział" to jak znacznie większą obudowę. Co to ma do rzeczy? Już tłumaczę - większa ilość powietrza pozwala na zastosowanie większej membrany o głębszym skoku, co z kolei przekłada się na możliwość wytworzenia większego ciśnienia akustycznego (dlatego subwoofery mają takie wielkie skrzynie). Producent określa Phantomy mianem "implozyjnego centrum dźwięku", a samą technologię odpowiedzialną za pracę głośników w hermetycznych warunkach i pod dużym ciśnieniem nazwał "Heart Bass Implosion". Rzeczywiście przy wyższych poziomach głośności bas aż czujemy na żebrach. Jak przy dobrym subwooferze o dużej pojemności.
To właśnie "implozyjne centrum dźwięku" doskonale poradziło sobie z reprodukcją ścieżki dźwiękowej z Tronu. Można było usłyszeć ogromną dynamikę i nisko schodzący, zwarty i prężny bas. Scena dźwiękowa, jak na pojedynczy głośnik, była naprawdę niezła, ale jeśli was stać, pomyślcie nad dokupieniem kolejnego Phantoma. Przekonacie się wtedy, jak dwa tak niewielkie (i bezprzewodowe!) urządzenia potrafią niemal zaginać przestrzeń i budować scenę jak dobrej klasy znacznie większe kolumny. W zasadzie nie zawahałbym się nawet powiedzieć, że Phantom jest wręcz stworzony do elektronicznej muzyki.
Słuchając "Streets of Philadelphia" muzycznego weterana - Bruce'a Springsteena, dało się usłyszeć mocny ale i bardzo relaksujący wokal. Perkusja grała nie wchodząc na inne pasma, wybrzmiewała dokładnie tak krótko jak powinna (niesłychanie wysoki damping factor) i stanowiła dobrą podstawę dla reszty dźwięków. Często słucham tego utworu późnym wieczorem, gdy przychodzi czas na relaks i tutaj przydaje się rzadko spotykana cecha Phantoma, którą jest umiejętność grania cicho. Spora część sprzętów audio gubi mnóstwo detali i bas przy cichym słuchaniu. Z Phantomem nie ma takiego problemu. Odpowiedzialny jest za to między innymi system ADH, czyli "Analog/Digital Hybrid".
Na czym on polega owe ADH? Pierwsze waty mocy pochodzą z wbudowanego analogowego wzmacniacza klasy A, a gdy potrzeba ich więcej, uruchamiany jest równolegle cyfrowy wzmacniacz klasy D. Devialet zapewnia, że to właśnie wzmacniacz klasy A odpowiada za jakość generowanego dźwięku, podczas gdy klasa D zapewnia odpowiednią głośność nie generując jednocześnie zniekształceń. Jeśli ktoś miał kiedyś do czynienia ze wzmacniaczem klasy A, to doskonale rozumie posunięcie francuskiego producenta. Klasa A to pełny i naturalny dźwięk, który z powodu potrzeby odprowadzenia ogromnej ilości ciepła (wzmacniacz stale pobiera maksymalny prąd, ma niską sprawność energetyczną a tranzystory mocy wytwarzają ogromne ilości ciepła) wymaga dużej obudowy z ogromnymi radiatorami, więc połączenie klasy A i D na zasadzie master-slave wydaje się być złotym graalem świata audio.
Koncert Pink Floyd - The Wall wypadł dobrze. Wokal był poprawnie umiejscowiony i o odpowiedniej rozpiętości, bas świetnie zgrywał się z resztą, ale do pełnego wrażenia obcowania z koncertem zdecydowanie polecam tandem Phantomów Gold. Zastosowane tam tytanowe kopułki zapewniają znacznie więcej szczegółów, lepszą scenę i skala rozmachu będzie większa dzięki większej rezerwie mocy. Miałem przyjemność słyszeć wykonanie koncertu na zestawie dwóch Phantomów Gold w średniej wielkości sali odsłuchowej i mimo ustawienia głośności na połowę mocy, ciśnienie akustyczne było tak ogromne, że czułem się jakbym stał przy głośnikach estradowych a nie przy sześciolitrowym systemie all-in-one. Co najważniejsze, bas był idealnie kontrolowany, szybko wygasał i nie powodował uszczerbku w innych pasmach.
Co z obsługą?
Przy pierwszym uruchomieniu należy pobrać aplikację Devialet Spark (dla połączenia z routerem) lub Devialet Remote (dla połączenia Bluetooth). Oczywiście z racji na lepszą jakość dźwięku, sugerowane jest połączenie przez Wi-Fi. Aplikacja potem prowadzi nas praktycznie za rękę do momentu pełnej synchronizacji między urządzeniami, podobnie jak w przypadku urządzeń z rodziny Yamaha MusicCast. Wszystko jest uproszczone do maksimum. Rewelacyjne wrażenie robi odpowiedź Phantoma na nasze działania . Boczne "membrany" nagle się wychylają wydając z siebie dźwięk podobny do grzechotnika. Aż ciarki człowieka przechodzą jak jest tego świadkiem po raz pierwszy. Nieco odmiennie - ale równie fascynująco - sprawa wygląda przy aktualizacji systemu. Wtedy w trakcie instalowania plików "membrany" zaczynają falować, przez co mamy wrażenie, że Phantom oddycha. Siedziałem i patrzyłem na to jak zamurowany, zastanawiając się tylko, kiedy Phantom ożyje, zbuduje Skynet i zacznie przejmować kontrolę nad światem :)
Sama obsługa aplikacji jest tak prosta jak tylko to możliwe. Ilość zbędnych funkcji została ograniczona do minimum. Przy pojedynczym Phantomie mamy dostęp do muzyki zgromadzonej na telefonie/tablecie/macbooku, internetowego radia i Spotify Connect. Połączenie jest całkowicie stabilne, nie ma żadnych lagów, ani razu nie musiałem zrestartować aplikacji. Koniecznie muszę też wspomnieć o "społecznościowej" funkcji aplikacji Spark, jaką jest współdzielenie listy odtwarzania i plików muzycznych dostępnych na wszystkich urządzeniach w naszej sieci Wi-Fi. Działa to tak, że każdy może stworzyć playlistę i każdy może w nią dowolnie ingerować. Znajoma osoba/partner ma muzykę, której chcielibyśmy posłuchać? Nie ma problemu. Każdy ma dostęp do zbiorów każdego o ile wszyscy mają uruchomioną aplikację i są w tej samej sieci Wi-Fi. Kapitalny pomysł na spotkanie ze znajomymi.
Niektórym może przeszkadzać brak możliwości ingerencji w charakter dźwięku (brak jakichkolwiek ustawień tonów, EQ), ale taka jest najwidoczniej polityka francuzów, że przy tych wymiarach lepiej już po prostu się nie da i ja jestem w stanie to uszanować.
To jednak nie wszystko, co do zaoferowania ma Devialet Phantom. Po dokupieniu swoistego media hub-a, jakim jest Devialet Dialog, możemy sparować ze sobą nawet 24 Phantomy i podzielić je na zasadzie systemu multi-room, po czym oddzielnie lub wspólnie sterować każdym z nich. Dodatkowo, zyskujemy dostęp do serwisów online, takich jak Tidal, Deezer, Qobuz, Soundcloud czy nawet Youtube. Można też podłączyć Dialoga do telewizora i stworzyć kino domowe w systemie stereo. Zważywszy na moc i potęgę basu, Phantomy bez problemu poradzą sobie z każdym filmem. Bez subwoofera na podłodze, bez ogromnych kolumn podłogowych, całkowity minimalizm w pięknej formie.
Dla chcących rozbudować jeszcze bardziej system Devialeta, jest jeszcze możliwość dokupienia bardzo eleganckiego pilota Devialet Remote, standów Tree wykonanych z takim samym pietyzmem jak same Phantomy, uchwytów na ścianę Gecko, czy nawet sztywnego futerału Cocoon do przenoszenia Phantoma w całkowicie bezpieczny sposób.
Na pewno każdy z was czyta tą recenzję, aby przede wszystkim się dowiedzieć, czy taki system jest w stanie zastąpić klasyczny zestaw dla audiofili. Odpowiem tak: nie taki jest jego cel.
Dla audiofili, Devialet ma swoje sławne wzmacniacze o rozszerzonej funkcjonalności, takie jak Devialet 200 czy 800, które z każdych kolumn są w stanie wycisnąć max możliwości dzięki autorskiemu systemowi SAM.
Trzeba pamiętać, że Phantom jest przede wszystkim bezprzewodowy i wśród bezprzewodowych systemów all-in-one, Phantom góruję pod każdym względem.
Docelowym odbiorcą Phantoma jest osoba, która ma bardzo eleganckie mieszkanie, każdy element wystroju wnętrza dobiera skrupulatnie i nie chce przejmować się plączacymi po podłodze przewodami, ani dobieraniem każdego elementu toru audio pod kątem synergii. Tutaj wszystko jest już optymalnie spasowane, maksymalnie uniwersalne i proste w obsłudze oraz przede wszystkim brzmi niesamowicie potężnie i przestrzennie jak na swoje wymiary.
To dzięki takim wizjonerskim markom jak Devialet, nasz domowy sprzęt audio za 15 lat będzie już przeżytkiem i miejsce audiofilskiego voodoo z powodzeniem zastąpi najnowocześniejsza technologia.
Tak to właśnie powinno wyglądać w audio - mędrca szkiełko i oko powinno zastąpić czucie i wiarę.
--
Tekst powstał przy współpracy z firmą Top Hi-Fi & Video Design.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu