Austria - kraj byłego gubernatora Kalifornii i lichego malarza, który spełnił się jako mocno wykolejony polityk pałający dziką nienawiścią do Żydów. O Austrii na Antywebie mówimy rzadko, ale tym razem mamy dobrą okazję. To właśnie w tym kraju włodarze chcą pozbyć się anonimowości w internecie - pomysł oczywiście jest, a ja mam ogromne wątpliwości co do jego powodzenia.
Projekt ustawy, który pojawił się w austriackim parlamencie zakłada konieczność podania prawdziwych danych osobowych przed przystąpieniem do dyskusji w internecie. Oznacza to, że nawet, jeżeli będzie pisać pod pseudonimem, w razie wystąpienia naruszeń i tak będzie wiadomo, kto jest autorem tego i tego komentarza. Austriacki rząd wychodzi z założenia, że jest to najlepsza forma zlikwidowania wszędobylskiego hejtu. Oczywiście, o ile nikt nie skłamie i będzie grzecznie, zgodnie z prawdą wypełniał formularze przed przystąpieniem do dyskusji.
Jak podaje serwis Mediaphilia, tego typu obostrzenie nie będzie funkcjonować dla wszystkich serwisów w internecie. Mechanizmy weryfikacyjne pojawią się jedynie na tych platformach, gdzie: zarejestrowanych jest 100 000 (i więcej użytkowników) / mają 500 000 (lub więcej) euro przychodów w ciągu roku / otrzymują 50 000 (lub więcej) euro dotacji od rządu. Wszyscy inni, którzy nie spełniają żadnego z tych wymogów nie muszą wprowadzać tych zmian. Według planów austriackiego rządu, mają one zacząć obowiązywać od 2020 roku.
Brak anonimowości w internecie? Też bym chciał - ale to głupie
Po pierwsze, nie karajmy "dużych" za to, że "są duzi". Obłożenie serwisów, które osiągnęły sukces obowiązkami, które są problematyczne to nic innego jak kara za osiągnięcie sukcesu. Ludzie natomiast, tj. autorzy czasami nienawistnych, napastliwych komentarzy w sieci po prostu tacy są i za pomocą obostrzeń oraz procedur nie zlikwidujemy podstawowej przyczyny problemu. Właściwie, to hejtu samego w sobie nie da się niczym zabić - traktujemy internet jako miejsce, w którym można się wyżyć, bo wizja kary nawet za bardzo brutalną tyradę jest zasadniczo bardzo zamglona.
Wiem natomiast do czego pije autor tego projektu ustawy - chce on, by ewentualna kara za nienawiść w internecie była nieuchronna. Każdy, kto podpisze się pod swoim komentarzem będzie musiał liczyć się z tym, że jeżeli przegnie w dyskusji - nie ominie go sankcja. Z pewnością jednak najważniejsze jest to, aby ludzi odwieść od hejtowania (skoro się podpisałem pod swoim komentarzem prawdziwymi personaliami, powstrzymam się, by uniknąć nieuchronnej sankcji).
W świecie idealnym może miałoby to sens
Gdyby przyjąć założenie, że każdy wypełniłby taki formularz zgodnie z prawdą - świetne prawo, będzie skuteczne, pożegnajmy hejt. Ale tak nie będzie. Dodatkowo, z ustawy wprost wynika, że to serwisy, na których wypełnia się formularze są odpowiedzialne za weryfikowanie prawdziwości pozostawionych przez użytkowników danych. I to jest kolejny powód za tym, by pomysł Austriaków obśmiać - w jaki sposób serwisy internetowe mają sprawdzać prawdziwość tych danych? W razie wątpliwości, prosić o skany dowodów osobistych?
Żeby nie było - nie jestem za obecnością nienawiści w internecie, ale z drugiej strony - wiem, że nie da się jej całkowicie zlikwidować. I zasadniczo, pogodziłem się już z tym, że cyberprzestrzeń to bardzo często arena brutalnych utarczek słownych. Zresztą, wydaje mi się, że służby porządkowe już teraz mają naprawdę sporo narzędzi ku temu, aby odnajdować przeginających w ujęciu prawnym hejterów. Chyba, że się mylę i... takie prawo (karzące również te osoby, które nie hejtują) jest potrzebne? Nie wydaje mi się.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu