Internet

ASmallWorld już w całości płatny. Kolejna próba zmonetyzowania „facebooka dla milionerów”

Grzegorz Marczak
ASmallWorld już w całości płatny. Kolejna próba zmonetyzowania „facebooka dla milionerów”
Reklama

Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl prowadzący również serwis VOD Vodeon.pl. Jeśli masz prywatny helikopter, jesteś w ciągu miesi...

Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl prowadzący również serwis VOD Vodeon.pl.
Jeśli masz prywatny helikopter, jesteś w ciągu miesiąca na kilku kontynentach przemieszczając się wyłącznie biznes klasą, a do tego nie wyobrażasz sobie hotelu poniżej pięciu gwiazdek, to pewnie miałeś też konto na ASW. Po 9 latach działania serwis się poddał i wprowadził opłaty abonamentowe, bo nie był w stanie wyżyć z reklamy, nawet posiadając kilkaset tysięcy użytkowników z najwyższych sfer.

Reklama

Historia ASmallWorld pokazuje z jednej strony, jak nośne są startupy internetowe. W projekt zainwestował swego czasu magnat filmowy Harvey Weinstein i to w czasach, gdy facebook raczkował. Serwis osobiście endorsowali celebryci, jak na przykład Adrien Brody, pojawiając się na licznych imprezach organizowanych przez załogę ASW na całym świecie. Każdy mógł przyjść… pod warunkiem że miał konto na ASW. A nie było to łatwe, bo zarejestrować się można było tylko na zaproszenie, które też było trudne do zdobycia. Każdy użytkownik miał ograniczoną liczbę zaproszeń, a jeśli wysyłał je zbyt często, a do tego zapraszani się nie rejestrowali, trafiał na czarną listę. A właściwie na zieloną – był odcinany od forum, podobnie jak osoby, których zachowanie algorytmy serwisu zakwalifikowały jako nietypowe i mógł tylko oglądać kilka podstron w zmienionej grafice, za karę zesłany do przestrzeni ABigWorld, gdzie już nie miał kontaktu z elitami.

Przez długi czas ASW był mocno niszowym projektem i – zaręczam – skupiał prawdziwych młodych milionerów, tak zwanych Jet Set, czyli po prostu śmietankę. Stąd też nazwa, bo świat bogaczy jest mały. Tylko kilka stolic, tylko kilkadziesiąt hoteli, kilka wysp, na których wszyscy wypoczywają i potrącają się w przejściu. Środowisko szybko podchwyciło pomysł i rejestrowało się, aby komunikować się przez tę elitarną sieć społecznościową, nie połączoną z innymi, do której ktoś z zewnątrz też nie miał dostępu. Co robili tam w środku trudno było się nawet dowiedzieć, bo w regulaminie był zakaz mówienia o serwisie. Jednak z biegiem czasu krąg się powiększał, głównie o osoby aspirujące do wyższych sfer, czyli tak naprawdę wizerunek ASW się rozmywał i serwis tracił swój wyjątkowy charakter. Cały czas trafiały się ogłoszenia „sprzedam jacht pełnomorski zacumowany w Monako” albo „szukam 10 mln dolarów na nowy film”, ale przede wszystkim na portalu ludzie umawiali się na imprezy, meldując się w różnych stolicach świata i szukając towarzystwa na wieczór, czasem nawet z lekkim flirtem w tle.

Z drugiej strony historia ASmallWorld pokazuje, jak ciężko jest robić w internecie biznes na społeczności czy na samych treściach. Bardzo ciężko, nawet jeśli ma się kilkaset tysięcy najbogatszych ludzi na globie. Okazuje się, że w reklamie – nawet produktów luksusowych – liczy się zasięg i skala, a nie targetowanie. Szokujące, prawda? Niech to będzie przestrogą dla internetowych przedsiębiorców wszelkiej maści. Serwis podobno tylko przez kilka chwil wychodził na swoje, a głównie pożerał pieniądze różnych inwestorów, których przyciągał posiadaniem jedynej w swoim rodzaju społeczności. Pozornie bardzo obiecującej do zmonetyzowania, ale jak się okazało, wcale nie różniącej się od przeciętnego internauty, który nie widzi wartości w pisaniu na forum i czytaniu tekstów, a co gorsza niesprzedawalnej z punktu widzenia klienta reklamowego. Serwis próbował bardzo wielu działań, takich jak sponsoringi, zniżki, akcje specjalne, ale nie zdołał wejść na rynek reklamowy jako obowiązkowy nośnik przekazu dla marek luksusowych, pod które skonfigurował swoją działalność. Model biznesowy nie zadziałał.


W zeszłym tygodniu miało miejsce kolejne podejście do zrobienia z ASW biznesu. Portal relaunchował się całkowicie, stając się tak naprawdę luksusowym biurem podróży, gdzie za około 100 dolarów rocznego abonamentu dostaje się złotą kartę z mnóstwem zniżek, wstęp bez kolejki do najlepszych klubów nocnych, tydzień za darmo na wyspie karaibskiej, darmowe odbiory z lotniska w Nowym Jorku, Londynie, Paryżu i Mediolanie… Wyprzedaż jak w Biedronce. Chodzi oczywiście o to, że w ten sposób konkretne firmy chcą promować swoje usługi wśród najbogatszych klientów, a portal ma nadzieję na zdobycie środków na utrzymanie. Target jest jednak wysoko: żeby pozyskać powiedzmy 3 mln dolarów na roczne utrzymanie, potrzebuje sprzedać około 30 tys. abonamentów. A to oznacza konwersję rzędu 10 procent, bo podobno aktywnych użytkowników było na przełomie roku około 300 tys. ze wszystkich 800 tys. zarejestrowanych. Wydaje się to niemożliwe nawet, gdy oferuje się darmowy tydzień na Karaibach. Bo kilkaset tysięcy to już nie jest mały świat bogaczy, tylko całkiem duży świat obserwujących ich życie i aspirujących do „lepszego” świata. Dla nich sto dolarów rocznie może być barierą nie do przeskoczenia, a z drugiej strony ewentualny sukces oznacza jednocześnie totalną klęskę, bo trzydzieści tysięcy ludzi nie zmieści się jednocześnie w hotelach nawet na największej karaibskiej wyspie.

PS Od 2008 roku prowadzę serwis StockWatch.pl, który jest jednym w niewielu miejsc w polskim internecie, potrafiącym przekonać użytkowników do płacenia za niektóre treści. Niewielką liczbę, za niewielkie kwoty, ale stopniowo coraz częściej. Wstępu do klubów nocnych na razie nie oferujemy, ale mamy konkretne pomysły na rozwój naszych usług, które wejdą w życie jeszcze w tym roku. Może znów uda się przetrzeć nowe ścieżki w świecie, gdzie wszyscy mają wszystko za darmo i to więcej, niż są w stanie do końca życia przeczytać, obejrzeć czy odsłuchać.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama