Felietony

Zmarł Alvin Toffler, amerykański pisarz i futurolog. Smutna okazja, by przypomnieć, że piractwo to jednak kradzież

Maciej Sikorski
Zmarł Alvin Toffler, amerykański pisarz i futurolog. Smutna okazja, by przypomnieć, że piractwo to jednak kradzież
176

Zmarł Alvin Toffler, amerykański pisarz i futurolog, który w poważnym stopniu przewidział rewolucję technologiczną, którą właśnie obserwujemy. Współpracował z korporacjami tworzącymi biznes IT, dinozaurami tego sektora, jednocześnie dzielił się przemyśleniami na temat przyszłości. Niektórzy na tym skorzystali, okazuje się, że część zrobiła to za darmo, bo spiraciła dzieła autora i jego żony. W takich chwilach zazwyczaj myślę o ludziach, którzy przekonują, ze piractwo jest całkowicie nieszkodliwe, bo niczego się nie zabiera...

Alvin Toffler to postać, której należałoby poświęcić długie artykuły i książki, a nie jedną krótką notkę. Dzieła tego autora mogły rozpalać umysły w poprzednich dekadach, pamiętam, że sam dziesięć lat temu czytałem Trzecią falę z wielkim zainteresowaniem. Żeby było zabawniej, trafiłem na wydanie z czasów PRL, które ucierpiało z powodu cenzury - jeśli dobrze pamiętam, wyrzucono całe dwa rozdziały. Dzisiaj stwierdziłem, że czas odświeżyć tę lekturę: dziesięć lat temu konfrontowałem prognozy Tofflera z rzeczywistością, zauważałem, że jedne rzeczy przewidział doskonale, w innych się mylił, jestem ciekaw, jak to wygląda dzisiaj? Wszak w ciągu tej dekady świat zdążył się zmienić.

Czytając tekst poświęcony tej postaci, dowiedziałem się, że na świat przyszedł w Nowym Jorku, ale jego rodzice pochodzili z Polski. Dobrze się stało, że wyjechali - gdyby tego nie zrobili, to rodzina prawdopodobnie zginęłaby podczas wojny (Żydzi). A nawet gdyby młodemu Alvinowi udało się przeżyć, wydaje się mało prawdopodobne, by pod rządami komunistów pisał książki i artykuły, które wywarły duży wpływ na ekonomistów, wynalazców, polityków, a nawet większe masy społeczeństwa. Wyłączając kwestie polityczne, wystarczy podkreślić, że nie mógłby w Polsce obserwować, jak rozwijały się firmy IBM, Xerox, AT&T, jak rośnie Dolina Krzemowa, jak wykluwa się branża, która w ciągu kilu dekad wywróci świat do góry nogami...

Przeglądając informacje na jego temat, zwróciłem uwagę na pewien fragment:

Toffler’s impact may be most evident in China. In 2006, the Communist Party named him to a list of 50 foreigners who significantly influenced the country in recent centuries. “The Third Wave,” published in 1980, was a best-seller in China, and a video version, produced by Heidi Toffler, was distributed to schools nationwide. The couple said both were pirated, so they didn’t earn any royalties.[źródło]

Osoba zasłużona dla wielkiego kraju, mająca spory wpływ na jego rozwój, doceniona i jednocześnie... nieopłacona. Skorzystali, pochwalili, ale pokazali figę. Alvin Toffler i jego żona mogli czuć się ograbieni. Ktoś mógłby stwierdzić, że to nic dziwnego i nadzwyczajnego - wszak mowa o Chinach, tam piracą na potęgę i nie mają wyrzutów sumienia. Co więcej, uważają, że autor piraconego produktu powinien czuć się doceniony. I to ma mu wystarczyć. Niestety, kasy z tego nie ma, a to za nią płaci się rachunki i robi zakupy. Przykra sprawa i niestety nie dotyczy jedynie Chin: niejednokrotnie czytałem na AW wywody, że piractwo w sumie jest dobre, a przynajmniej nieszkodliwe, bo pirat nie kradnie - nie można ukraść czegoś, co fizycznie nie istnieje.

Taka filozofia jakoś do mnie nie trafia. Nie napiszę, że jestem święty i nigdy nic nie spiraciłem - okrutnie bym zełgał. Ale od kilku lat staram się tego unikać, kupuję książki, filmy, gry, muzykę, bo wiem, że ta kasa należy się twórcom. I nie ma różnicy na jakim wydali to nośniku, czy płacę za wersję cyfrową czy "tradycyjną". Korzystam i chcę, by twórca też skorzystał. Dzięki temu jest szansa, że stworzy znowu coś dobrego. Dla jednych to "oczywista oczywistość", stwierdzą, że serwuję banały. Owszem, to są banały i truizmy. Ale do sporej części społeczeństwa nadal one nie docierają. Ich zdaniem, Alvin Toffler nie zasługiwał na kasę za książki spiracone (przynajmniej w wersji cyfrowej), bo przecież nie wydał pieniędzy, by dostarczyć je na rynek. Z czego zatem jest okradany?

Mam nadzieję, że takie myślenie zanika. Jeżeli ktoś już piraci, to niech powie wprost: tak, biorę te rzeczy za darmo i zdaję sobie sprawę z tego, że to kradzież. Takie wyjaśnienie bardziej do mnie trafia.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

piractwohot