Biznes

Japończyków powrót do domu

Maciej Sikorski
Japończyków powrót do domu
Reklama

Kilka godzin temu zastanawiałem się, dlaczego Japończycy tak kiepsko poradzili sobie na rynku mobilnym. Kryzys dotknął ich firmy w wielu segmentach br...

Kilka godzin temu zastanawiałem się, dlaczego Japończycy tak kiepsko poradzili sobie na rynku mobilnym. Kryzys dotknął ich firmy w wielu segmentach branży nowych technologii, ale mobile oberwał najbardziej, tutaj firmy z Kraju Kwitnącej Wiśni odgrywają marginalną rolę. Przy okazji szperania w Sieci i szukania tekstów na ten temat, natknąłem się na informację z początku roku, dotyczyła produkcji japońskich firm. Produkcji, która ma wrócić na wyspy, do domu.

Reklama

Temat nie jest świeży, więc podejrzewam, że część z Was już się z nim zapoznała. Przez tydzień mniej czasu poświęcałem na doniesienia z branży, podejrzewam, że mogło mi umknąć więcej ciekawych wiadomości. Ta zdecydowanie należy do grona wartych uwagi: Canon poinformował, iż zamierza przenieść część produkcji do Japonii. Firma wraca zatem do korzeni, opuszcza częściowo swoje fabryki położone poza Japonią, a przeniesione tam w celu obniżenia kosztów produkcji. Co ciekawe, korporacja nie jest jedyną wykonującą taki ruch.

Wedle doniesień Reutersa (ostatnio kilka razy przestrzelili w swoich rewelacjach, ale uznaję, że tym razem jest inaczej - japońscy top menedżerowie potwierdzili, iż dojdzie do zmian), Canon chce w najbliższych latach poważnie zwiększyć produkcję aparatów, kopiarek i drukarek w Japonii. Sharp podobno rozważa podkręcenie liczby lodówek i telewizorów produkowanych w Kraju Kwitnącej Wiśni, a Panasonic miałby zrobić to samo w przypadku AGD. Gdyby do tego doszło, mielibyśmy do czynienia z poważnymi zmianami.

Głównym powodem determinującym te kroki jest spadek kursu jena. Przez długie kwartały problemem był wysoki kurs japońskiej waluty, który uderzał w tamtejsze firmy stawiające na eksport. W końcu udało się osłabić jena, ale efekt jest taki, że produkcja poza granicami kraju przestała być tak opłacalna. Zwłaszcza, że spora część tych dóbr trafia na rodzimy rynek. W takiej sytuacji nie ma sensu uciekać poza Japonię i szukać taniej siły roboczej, mniejszych podatków, bo ostatecznie może się okazać, że koszty będą wyższe.


Niektórzy uznają ten ruch za zapowiedź szerszych zmian - może Japończycy nie będą wyjątkiem i firmy z innych państw też zaczną wracać do korzeni. To pewnie ucieszyłoby część Czytelników, może nawet sporą część, ale radzę się wstrzymać z przesadnym optymizmem. Prawdopodobnie będzie tak, że japońskie korporacje wykorzystają maksymalnie moce produkcyjne w zakładach położonych w swoim kraju, jednocześnie przystopują z produkcją w zagranicznych fabrykach. I będą czekać na rozwój wypadków - jeśli jen poważnie potanieje, to może rozważą budowę kolejnych zakładów czy linii produkcyjnych w domu. Jeżeli natomiast znów się umocni, to wrócą do fabryk na kontynencie. Nie jest zatem tak, że Japończycy masowo pakują walizki i wracają na wyspy. Coś się jednak dzieje.

Zawirowania na rynkach walutowych, rosnące koszty produkcji w Chinach i kwestie polityczne mogłyby sprawić i pewnie w końcu sprawią, że Chiny przestaną być "produkcyjnym eldorado" - firmy nie będą już tak chętnie przenosić tam swoich zakładów. Nie oznacza to jednak, że szybko wrócimy od modelu lokalnej produkcji - przecież można wymienić szereg innych państw z tanią siłą roboczą, w których władze chętnie widziałyby zagraniczne firmy. Jak nie Chiny, to Bangladesz, Wietnam i Indie. Potem Afryka.

Decyzja Canona i spółki z pewnością brzmi ciekawie i warto obserwować, co będzie się działo dalej, jakie decyzje podejmą wspomniane firmy w przyszłości. Nie spodziewałbym się jednak rewolucji i masowego "powrotu do domu". W tym przypadku chyba nadal obowiązują słowa Steve'a Jobsa, który stwierdził, że te miejsca pracy nie wrócą.

Reklama

Kurs jena: biznes.pl

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama