Europa

ACTA "na drugą nóżkę". Nowe prawo UE uderzy nie tylko w twórców

Jakub Szczęsny
ACTA "na drugą nóżkę". Nowe prawo UE uderzy nie tylko w twórców
Reklama

Ustawa ACTA rozpaliła do czerwoności internet już wiele lat temu - wtedy m. in. Antyweb dołączył do akcji protestacyjnej i na jeden dzień zawiesił funkcjonowanie bloga. Zrobiło to również wiele innych podmiotów, które nie zgadzały się nie tylko z założeniami rozporządzenia, ale i trybem jego wprowadzenia. Sporo złego w tej kwestii zrobiło m. in. to, że ACTA nie było z nikim konsultowane.

Bezpośrednim skutkiem wprowadzenia ACTA mogłyby być sytuacje, w których nastąpiłoby przewartościowanie tego, co rzeczywiście w sieci może być publikowane, a co nie powinno. Prawo dodatkowo było w tej kwestii niesamowicie niejednoznaczne, co w prostej linii mogło prowadzić do nadużyć - nawet ze strony rządów, czy instytucji, które odpowiadają za monitorowanie internetu. Ówcześnie aktywni internauci nie zgodzili się na takie zmiany i... m. in. w Polsce wyszli na ulicę twierdząc, że zależy im na tym, aby zachować stworzone na drodze naturalnego rozwoju globalnej sieci zasady.

Reklama

Unia Europejska po klęsce ACTA zapowiedziała, że nie będzie już próbować wprowadzać żadnego prawa w inwazyjny sposób - będą odbywać się konsultacje społeczne, ale szczerze powiedziawszy mało kto o nich słyszał, również w kontekście najnowszego pomysłu, głosowanie nad którym ma odbyć się już 20 czerwca. W mediach na razie panuje grobowa cisza (Niebezpiecznikowi trzeba podziękować za rzetelne opisanie sprawy), ale uwierzcie nam - to jedynie spokój przed prawdziwą burzą. Co powiecie na "podatek od linków" i inne tego typu pomysły?

Unia Europejska chce uregulować kwestię praw autorskich. To kolejny dowód na to, że urzędnicy niekoniecznie wiedzą jak działa internet

Choć "podatek od linków" jako ogólnie znana nazwa pewnego zjawiska dotykającego urzędników to nie tyle pomysł Unii Europejskiej, co pewnej grupy urzędników w tej grupie. Jedną z osi sporu, która dotyczy "podatku od linków" było m. in. to, że Google de facto nie produkuje swoich treści, ale żyje z ich dostarczania. Indeksując strony staje się niejako wydawcą, który bazuje tylko na działaniu swojego algorytmu. Ale to przecież nie wyczerpuje całej sprawy - kwestii do rozważenia jest znacznie więcej.

Tyle, że "podatek od linków" miał zwyczajnie odwrotny skutek do zamierzonego. Ten wprowadzono m. in. w Hiszpanii oraz Niemczech, gdzie kompletnie się nie sprawdził. Google dostosował się do tego prawa i ograniczył wyświetlanie się wyników od dużych tytułów prasowych, przez co ich czytelność znacząco spadła. To naprawdę ciekawe, że żaden z wydawców nie zadał sobie trudu, by przeanalizować skutki ograniczenia przypływu użytkowników z Google. Operacja mająca na celu ograniczenie hegemonii m. in. Google nie powiodła się i jednym z powodów tego stanu rzeczy wg. urzędników jest fakt, iż to prawo "nie funkcjonuje globalnie".

Nowe rozporządzenia mogą spowodować ogromne zamieszanie, bowiem mogą wymusić na wszystkich krajach UE stosowanie podatku od linków. Komisarze UE muszą być mocno oderwani od rzeczywistości, skoro zamierzają przepychać prawo, co do którego udowodniono, że tworzy więcej problemów niż rozwiązań dla kluczowych problemów. Walka z Google i jego wypracowanym poniekąd na naturalnych podstawach (potrzeby użytkowników) mechanizmem działania jest kompletnie bezcelowa.

Kolejnym pomysłem UE jest obowiązkowe stosowanie filtrów antypirackich - niektórzy wielcy wydawcy / usługodawcy już to robią (w YouTube działa mechanizm wykrywający takie treści), ale ostatecznie może dojść do tego, że obecne platformy służące do umieszczania na nich treści będą mieć więcej problemów niż dotychczas. Problem będzie z cytowaniem, również w materiałach wideo. Każdy przypadek użycia fragmentu czyjegokolwiek filmu (np. na potrzeby recenzji właśnie) może zostać odebrany jako wykroczenie w kontekście filtra antypirackiego i jeżeli takie treści będą automatycznie domyślnie blokowane, trudno będzie stworzyć coś, co zyska aprobatę obowiązkowego, "unijnego" mechanizmu.

W maju państwa członkowskie wyraziły zgodę co do wprowadzenia nowych zasad, a 20 czerwca ma odbyć się nad nimi głosowanie. Nie jest to sytuacja dobra - po pierwsze jest to tak naprawdę powtórka z ACTA, a po drugie - nie widać protestów internautów. Można wskazać co prawda na drobne inicjatywy, które dotyczą dziwacznego podejścia UE do kwestii praw autorskich (które mają służyć wszystkim, a nie urzędnikom), ale te w ostatnim czasie "siedzą cicho". Mało tego, w mainstreamowych mediach nie słychać nic o zamiarach Unii Europejskiej. Im ludzie mniej o tym wiedzą tym zwyczajnie gorzej: brak świadomości naturalnie warunkuje brak sprzeciwu w społeczeństwie, którego te zmiany mogą dotyczyć.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama