Felietony

Hollywood ma rację, Netflix tym razem przesadził. Oglądanie "na spidzie" nie powinno mieć miejsca

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

46

Netflix pozwolił wąskiej grupie widzów zmienić prędkość odtwarzanych filmów i seriali, a informacja obiegła świat. To sprowokowało reżyserów i aktorów z Hollywood, którym nowa funkcja się nie spodobała. A podobno użytkownicy bardzo na nią czekali.

Zmiana prędkości odtwarzania na Netflix

Netflix lubi eksperymentować i sprawdzać na wybranej grupie użytkowników nowe funkcje swojej platformy, zanim udostępni je globalnie wszystkim subskrybentom. Jedną z nich jest możliwość zmiany prędkości odtwarzania wideo, która pojawiła się w aplikacji na Androidzie. Do wyboru są następujące warianty:

  • 0,5x
  • 0,75x
  • 1x
  • 1,25x
  • 1,5x

Oznacza to, że możecie oglądać nie tylko w zwolnionym tempie (jeśli zechcecie się czemuś przyjrzeć), ale także, a może przede wszystkim, nieco szybciej niż przewidzieli to twórcy filmu lub serialu. Doskonale pamiętam, jak wyglądają i brzmią nawet delikatnie podkręcone materiały wideo i prawdę mówiąc nie wiem, kto zdecydowałby się na taki krok, ale Netflix na poważnie rozważa udostępnienie takiej możliwości.

Polecamy: Nowości na Netflix w listopadzie - lista filmów i seriali

Taka metoda przyspieszania odtwarzania jest najpopularniejsza w przypadku podcastów i audiobooków. Przyznam, że i mi zdarzało się z niej korzystać (chociaż częściej z funkcji wycinania ciszy), ale tylko wtedy, gdy nie zaburzała ona znacznie struktury treści i brzmienia materiału. Przyspieszenie 1,5x to całkiem sporo i w pełni rozumiem oburzenie twórców (reżyserów i aktorów), którzy nie godzą się na takie traktowanie ich efektów pracy.

Widzowie mają prawo wyboru, ale istnieje pewna granica

Medal, jak zawsze, ma dwie strony i rozumiem, że użytkownicy powinni mieć swobodę w tym, jak konsumują treści, a jeśli ja osobiście nie mam ochoty korzystać z tego rodzaju funkcji, to nie muszę tego robić. Problem leży w tym, że coraz trudniej będzie nam narysować granicę, której nie powinniśmy przekraczać. Pomijam już fakt, że odbiór odcinka serialu czy filmu w przyspieszonym tempie będzie nieco inny (bo reżyser świadomie narzuca czas trwania niektórych scen, a my w ten sposób ignorujemy jego starania), ale skoro możemy zdecydować się na to, to może następnym krokiem będzie możliwość pomijania niektórych wątków w filmach i serialach? Już tłumaczę, jak bym to widział.

Przed seansem wybieralibyśmy postacie i/lub wątki, które nas interesują, a platforma ukazywałaby nam tylko te sceny, które ich dotyczą. Jeśli jakiś bohater seriali jest dla nas nieistotny lub go nie lubimy, to nie powinniśmy go oglądać, prawda? Po co tracić na to czas? A tego jest zbyt mało, by obejrzeć wszystko, co chcemy, więc nie tylko podkręćmy tempo oglądania, ale oglądajmy też wybiórczo. Co więcej, Netflix powinien wprowadzić też opcję odsłuchiwania seriali i filmów. Działanie na zablokowanym ekranie pozwoliłoby na słuchanie odcinków w drodze do pracy czy na uczelnie oraz w innych okolicznościach. To dopiero byłby przełom!

Chciałbym oglądać więcej, ale nie za wszelką cenę

Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę, iż powyższe wymysły powinny być odczytane jako kpienie z pomysłu Netfliksa, który mam nadzieję nie będzie szerzej dostępny. Reżyserzy Judd Apatow (Wpadka), Brad Bird (Iniemamocni), and Peyton Reed (Ant-Man) mają rację prosząc Netflix o wycofanie tej funkcji. Aktor Aaron Paul (El Camino, BoJack Horseman) zrobił to samo. I ja się z nimi w całości zgadzam, choć bardzo narzekam na brak czasu na konsumpcję wszystkiego, co chciałbym zobaczyć. Nie będę tego jednak robić za wszelką cenę. A na pewno nie kosztem pracy, którą włożono w przygotowanie produkcji.

Zobacz też: Nowy Netflix na smart TV – sprawdziliśmy eksperymentalne funkcje [zdjęcia]

Netflix skomentował całą sytuację w standardowy dla siebie sposób: eksperymentujemy z wieloma nowościami, by ulepszyć usługę dla naszych subskrybentów, ale Netflix nie ma planów na szersze udostępnienie tej funkcji.

Źródła: Android Police (grafika), The Verge

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu