Czy można stworzyć przeglądarkę, która nie będzie pożerała całej pamięci RAM. Mighty twierdzi, że tak, ale to rozwiązanie ma swoją cenę.
Czy zapłacilibyście za przeglądarkę internetową ponad 100 zł... miesięcznie?
W zamierzchłych czasach, w których połączenie z internetem nie było podstawą do wszystkich czynności, jakie możemy wykonać z komputerem, a raczej - luksusem, na który mogli pozwolić sobie nieliczni - przeglądarki internetowe traktowane były jak każdy inny program. Żeby ją zdobyć, trzeba było pójść do sklepu i zapłacić. Dopiero w 1998 Netscape Navigator stał się darmowym programem dla użytkowników indwidualnych. Dziś przywykliśmy już do tego, że wszystkie największe przeglądarki (Edge, Chrome, Firefox, Opera, Safari etc.) oferowane są za darmo. Ciężko sobie nawet wyobrazić, że na rynku pojawia się nowy konkurent, który nie tylko chce udostępniać swoje oprogramowanie za opłatą, ale też - chce robić to w modelu subskrypcyjnym kosztującym naprawdę sporo. A jednak, coś takiego miało miejsce i na rynku pojawił startup Mighty, które oferuje bardzo ciekawe rozwiązanie, mające rozwiązać problemy dzisiejszych przeglądarek.
Mighty odpowiedzią zasobożerne przeglądarki?
Zapewne znana wam jest sytuacja, w której odpalicie o jedną kartę za dużo w Chrome, przez co wasz komputer bardzo mocno zwalnia. Dziś kości pamięci RAM zaczynają się pocić nawet na samo słowo "przeglądarka internetowa" i mimo zapowiedzi - nikomu nic nie udało się z tym fantem zrobić. Przechowywanie kart jako osobnych procesów w pamięci operacyjnej zwiększa oczywiście stabilność całego programu, ale mocno daje w kość szczególnie starszym maszynom. W 2020 sporo osób przekonało się o tym, próbując pracować/uczyć się zdalnie na nie tak nowym sprzęcie. Czy można zrobić przeglądarkę, która będzie w pełni funkcjonalna, ale która nie będzie pochłaniała większości zasobów komputera? Mighty to startup, który deklaruje, że posiada rozwiązanie.
W jaki sposób Mighty zamierza to osiągnąć? No cóż, przede wszystkim, produkt Mighty to nie jest przeglądarka internetowa w klasycznym rozumieniu tego słowa. Bardziej niż przeglądarką jest on klientem usługi streamingowej. Za określoną opłatą Mighty połączy swojego klienta z ich serwerem, na którym będzie odbywało się faktyczne przeglądanie internetu, odpalanie zakładek i programów webowych. Cała ta treść jest następnie streamowana na komputer użytkownika, dzięki czemu maszyna końcowa obciążona jest wyłącznie przez lekkiego klienta. Mighty zapewnia, że doświadczenie z korzystania z ich oprogramowania prawie niczym nie różni się od klasycznego przeglądania internetu. Jedyną różnica ma być szybkość ładowania się bardzo rozbudowanych stron (serwery Mighty mają mieć niesamowicie szybkie połączenie z internetem, więc ma tu być widoczna zauważalna poprawa względem tradycyjnych przeglądarek) oraz fakt, że komputer użytkownika w czasie pracy działa dłużej na baterii, nie nagrzewa się, a wentylatory nie muszą pracować na pełnych obrotach.
Czy streaming jest przyszłością przeglądarek?
Dziś na komputer streamujemy wszystko - muzykę, filmy, gry, a w chmurze nie tylko przechowujemy pliki, ale też pracujemy dzięki wykorzystaniu programów webowych. Wydawać by się mogło, że wcześniej czy później musi dojść do swego rodzaju streamingocepcji, w której streamujemy np. film na YouTube na czyjś komputer, po czym on przesyła obraz do nas (bo tak właśnie działa Mighty). Jest tu jednak jedno bardzo duże "ALE". Twórcy za swoje rozwiązanie życzą sobie 30 dolarów miesięcznie, co przekłada się na ponad 110 zł uiszczane co miesiąc za możliwość przeglądania internetu. I tu pojawia się największy zgrzyt. Oferta jest bowiem adresowana do osób, które raczej nie posiadają mocnych pecetów, a więc - raczej nie mają też dużo gotówki by skorzystać z takiej usługi. Jeżeli ktoś korzystałby z rozwiązania Mighty przez 3 lata, mógłby za tę cenę kupić topowy, solidnie wyposażony laptop, bądź nawet komputer stacjonarny, który będzie spokojnie radził sobie z wszystkimi zadaniami związanymi z przeglądaniem sieci, a także - będzie potrafił dużo dużo więcej.
Dlatego o ile pomysł Mighty jest ciekawy, to moim zdaniem pozostanie właśnie tym - ciekawostką. Moim zdaniem bardzo mało ludzi zdecyduje się na wykupienie abonamentu, ponieważ ci, których będzie na niego stać, najprawdopodobniej mają już w domu sprzęt pozwalający komfortowo przeglądać internet, a więc - nie mają potrzeby kupować tego rozwiązania. Z kolei osoby, dla których byłby on przeznaczony prawdopodobnie odbiją się od zaporowej ceny.
A wy? Skusilibyście się na przejście na przeglądarkowy streaming?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu