Autorem tego tekstu jest Jacek Artymiak mieszkający w sieci pod adresem artymiak.com. Kto czyta blogi technologiczne może odnieść wrażenie, że blog...
Autorem tego tekstu jest Jacek Artymiak mieszkający w sieci pod adresem artymiak.com.
Kto czyta blogi technologiczne może odnieść wrażenie, że blogerzy uwzięli się na Microsoft, że nie chcą dać firmie szansy, że to nie fair, bo inni też nie są święci. Cóż, Microsoft ciężko pracował na swoją opinię i teraz tylko zbiera to co zasiał.
Bez względu na to, co myślimy o tej firmie, nie można im odmówić chęci do nadążenia za resztą świata. Czasami to wychodzi, a czasami nie. Tym razem znów nie wyszło, bo starając się nadążyć za konkurencją na rynku usług w chmurze, Microsoft potknął się o własny dział prawny, który wysmażył dla usługi SkyDrive warunki użytkowania w typowo korporacyjny sposób poszerzające definicję tego co zabronione.
SkyDrive jest "dyskiem w chmurze", na którym możemy składować nasze dokumenty, zdjęcia oraz inne potrzebne nam pliki. Możemy też przesyłać tam zdjęcia zrobione telefonem z systemem Windows Phone 7, czyli jest to odpowiednik iCloud od Apple, Google Drive czy DropBoxa.
O ile inne firmy w zapisach umów starają się w sposób wyważony podchodzić do kwestii zawartości plików umieszczanych przez nas na wynajmowanych przez nas dyskach, chowając się za standardowymi formułkami "nie będziesz składował treści niedozwolonych gdziekolwiek" to prawnicy Microsoftu postanowili zająć moralne stanowisko i dodali do warunków użytkowania usługi SkyDrive zpisy o tym, że nie jest dozwolone przechowywanie tam zdjęć przedstawiających pornografię, nagość lub częściową nagość, treści wulgarne, obsceniczne, propagujące rasim, bigoterię, nienawiść lub przemoc.
No i tu mamy problem, bo nie wiadomo jak Microsoft definiuje np. "częściową nagość człowieczą" (partial human nudity). A jest to problem ważny, bo od interpretacji tych zapisów zależy to czy Microsoft zdecyduje się zawiesić nam dostęp do poczty Hotmail, konta Xbox Live, dysku SkyDrive oraz reszty usług podłączonych do naszego konta w chmurze Microsoftu.
O tym jak trudno jest zdefiniować pornografię i jak trudno jej zakazać przekonywali się sędziowie oraz obrońcy moralności przez wiele wieków i najmądrzejszą jej definicją jaką byli w stanie wymyślić jest "wiem co jest pornografią kiedy to widzę", a ta nie spełnia warunków wzorca metra. Podobnie trudno jest zdefiniować "częściową nagością człowieczą", bo co to oznacza? Odkryty łokieć?. Standardowa odpowiedź, że w przypadku sporów dotyczących interpretacji zaisów umowy można pójść do sądu jest po prostu niepoważna.
A jest to sprawa ważna dla tych firm, które chcą zarabiać na przechowywaniu, przetwarzaniu i publikacji treści generowanych i konsumowanych przez użytkowników.
Microsoft już raz zawiesił konto fotografa za umieszczenie na dysku SkyDrive zdjeć przedstawiających "częściową nagość."
Jeżeli Microsoft monitoruje prywatne pliki i wtrąca się do ich zawartości, to co zrobi jeśli na liscie zakupów wpiszemy dwie paczki prezerwatyw, kajdanki i strój do zabaw SM? Czy wygnają nas z microsoftowego internetowgo raju i zabronią korzystania z pakietu Microsoft Office (coraz bardziej zintegrowanego z chmurą Microsoftu) i w ten sposób zablokują nam dostęp do rynku pracy skazując na bezdomnosć i nędzę? I kto dał im do tego prawo?
To nie są pytania stawiane tylko po to żeby sobie pożartować z braku dystansu do spraw ludzkiej seksualności w świecie korporacyjnej kultury, ale są to poważne pytania o to kto tak naprawdę ustala reguły według, których żyjemy. A są to pytania ważne w świecie, w którym jest możliwe przechowywanie zdjęć zrobionych na europejskich plażach topless w katalogu na dysku siedzącym w serwerowni w bogobojnym Teksasie zarządzanej przez wyznających islam administratorów mieszkających w Indiach. Jakie wtedy należy zastosować prawa? Które zasady obyczajowe powinny być przestrzegane?
Im więcej danych wkładamy do chmury, tym częściej będziemy zadawać te pytania, bo kiedy zapisujemy pliki na dysku lokalnym, to my decydujemy o tym co można tam przechowywać, ale kiedy dysk wynajmujemy, o jego zawartości decyduje właściciel a nie najemca.
Obrona moralności nie jest Microsoftowi potrzebna, bo to nie jest ich sprawa. Dostawcy technologii pozwalających na rejestrację, przechowywanie i publikację teści powinni spojrzeć wstecz i przypomnieć sobie, że producenci papieru nie wtrącali się do tego jakie treści są na nim publikowane. A kiedy władza próbowałą cenzurować je lub reglamentować dostęp do papieru, kończyło się to zwykle mniejszą lub większą rewolucją.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu