iPad to jeden z moich najlepszych zakupów na przestrzeni ostatnich lat. I choć mam go jedynie ponad rok, jestem już dwie generacje do tyłu. Ale czy ja...
iPad Air? Świetny, ale w zupełności wystarczy mi trójka
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
iPad to jeden z moich najlepszych zakupów na przestrzeni ostatnich lat. I choć mam go jedynie ponad rok, jestem już dwie generacje do tyłu. Ale czy ja w ogóle potrzebuję przesiadki na mocniejszy sprzęt?
Posiadam iPada trzeciej generacji, pierwszego w którym postanowiono zastosować ekran Retina. Nie byłem jednak zbyt długo posiadaczem najnowszego tabletu Appla, bo już na jesieni wprowadzono generację czwartą, a mój model zszedł z taśm produkcyjnych. To swoją drogą dość zabawna sytuacja, bo nikt na jesieni nie spodziewał się nowego „dużego” iPada – wszyscy celowali jedynie w premierę wersji Mini. Jasne, kilka razy przeszło mi przez myśl zaopatrzenie się w nowszy sprzęt, oczywiście przy jednoczesnym sprzedaniu posiadanego modelu na którymś z serwisów aukcyjnych. Podobnie było tej jesieni – nie zaprzeczam, iPad Air wzbudził moje zainteresowanie. Zarówno wyglądem, odchudzeniem jak i osiągami. Usiadłem więc na spokojnie, złapałem kartkę i długopis, rozpisując wszystkie za i przeciw. Przede wszystkim jednak przeanalizowałem do czego używam tabletu, co w konsekwencji doprowadziło do zrozumienia, że tak naprawdę nie potrzebuję nowego urządzenia, a posiadany sprzęt w 100% spełnia pokładane w nim oczekiwania.
W pewnym pewnym sensie iPad jest w stanie zastąpić mi komputer. Chodzi przede wszystkim o dostęp do sieci i jej podstawowych dobrodziejstw. Mail, przeglądanie stron, Facebook, Twitter. Lubię czytać we Flipboardzie, żeby nie bić się w domu o czytnik, staram się też czytać książki właśnie na tablecie. Wiem, że to średnio wygodne (ciężar urządzenia) i męczy oczy, ale przyzwyczaiłem się już na tyle, że nie planuję rezygnować. No i komiksy, czyli coś czego klasyczny Kindle nie jest w stanie odpowiednio pokazać. Z dobrą aplikacją pochłanianie rysunkowych książek to czysta przyjemność. Sens kupowania nowszego iPada pod tym kątem? Żaden.
Czasami zastanawiam się, kto w moim domu ma największą frajdę z tabletu. I wychodzi mi na to, że syn, który upatrzył sobie kilka aplikacji dla dzieci i męczy je do znudzenia. Oczywiście mojego, bo jak zapewne wiecie małe dzieci nie potrafią się czymś znudzić i mogą powtarzać jedną czynność do oporu. Tu również zabawy nie usprawni nowszy tablet, no może poza ciężarem, choć medal za odwagę dla tego, kto nie ma serca w przełyku w momencie, kiedy maluch idzie gdzieś z tego typu urządzeniem. Tablet sprawdza się również świetnie w podróży, kiedy przymocowany do zagłówka zastępuje przenośny odtwarzacz bajek. Znów wymiana na nowszy, lepszy model nie ma sensu. Szczególnie, że ze względu na odrobinę inne gabaryty musiałbym wymieniać również specjalny futerał na samochodowy zagłówek.
Na dobrą sprawę jedyną rzeczą, która przemawiałaby za wymianą iPada na model z lepszymi podzespołami są gry. Tak, gram na tablecie i to całkiem dużo – szczególnie teraz, kiedy poza klasycznymi dla tego typu urządzeń grami, twórcy znanych z komputerów i konsol produkcji, postanawiają przenieść swoje pomysły właśnie na tę platformę. I tu w zasadzie dopiero niedawno przekonałem się, że niedługo może mojej trójce zabraknąć sił. Otóż chodzi o Anomaly 2, które przede wszystkim wygląda świetnie. Polska ekipa 11 bit studios nie kłamała mówiąc, że przeniesie PC-tową oprawę na ekrany tabletów. Gra działa płynnie, ale tak naprawdę tylko podczas właściwej zabawy. Otóż Anomaly 2 zdarza się delikatnie chrupnąć w scenkach przerywnikowych. Podejrzewam, że może chodzić o doczytywanie w tle, jednak mam dziwne wrażenie, że iPad Air poradziłby sobie z nimi lepiej. No chyba, że to jakaś kwestia wymagająca zwyczajnej łatki Patrząc jednak na to jak dynamicznie rozwija się oprawa graficzna na tabletach sądzę, że powinienem traktować to raczej jako jeden z pierwszych sygnałów typu „hej, chcesz grać? Niedługo Twój tablet złapie niezłą zadyszkę”. Tylko tak między nami – czy posiadając w domu przenośny sprzęt pokroju PlayStation Vita, którego dobrodziejstw póki co nikt nie jest w stanie jeszcze w pełni wykorzystać, faktycznie powinienem gonić za najładniejszą oprawą gier właśnie na tablecie? Nie sądzę.
To może chociaż nowa waga? Miałem przyjemność trzymać iPada Air w dłoniach i całkowicie zgadzam się z tym, co w swoim tekście napisał Janek Rybczyński. Jednym z najistotniejszych argumentów przemawiających za wymianą urządzenia na najnowszy model jest skuteczne odchudzenie sprzętu. Różnicę czuć od razu, choć mam taką dziwną przypadłość, wynikającą zapewne z przyzwyczajenia, że trzymając w dłoniach tablet lżejszy od swojego iPada nie mogę pozbyć się wrażenia, że ściskam kruchą zabawkę – takie odczucie mam też na przykład przy iPadzie Mini. Z mniejszą wagą i odrobinę smuklejszą sylwetką wiąże się też aspekt mobilności. Starsze iPady to nie małe, lekkie słodziaki, które można po prostu wrzucić do torby czy plecaka, zapominając o ich istnieniu. Ciężar dużego tabletu od Apple jednak czuć, zarówno podczas przenoszenia jak również użytkowania urządzenia trzymając je w jednej dłoni. Czy to jednak powód do inwestycji w nowy sprzęt, skoro stary sprawdza się dobrze, a jest po prostu cięższy? Nie sądzę.
Wszystko fajnie kiedy myślę o codziennym zastosowaniu. Interesując się technologiami trudno jednak przejść obojętnie obok testów i diagramów pokazujących faktyczny przyrost mocy nowego iPada.
Patrzę na wyniki, biorę obie liczby, kalkulator, dzielę. Z moich wyliczeń wynika, że porównując iPada Air do mojego iPada trzeciej generacji, ten pierwszy jest 5,3 raza mocniejszy jeśli chodzi o osiągi procesora. Nie raz, nie dwa, nawet nie trzy jak to było w przypadku generacji czwartej, ale ponad pięć. Patrzę jeszcze raz, zapamiętuje różnice w wydajności, a następnie posiłkuję się Wikipedią, aby dokładnie ustalić premiery wszystkich generacji tabletów firmy z nadgryzionym jabłkiem w logo. Wypuszczony w kwietniu 2011 roku iPad 2 jest minimalny słabszy od mającego premierę 13 miesięcy później modelu trzeciej generacji. Wiem, że „Nowy iPad” miał na dobrą sprawę różnić się od dwójki jedynie ekranem Retina (i tę zmianę widać), ale jednak to odrobinę inny procesor, różnica mogłaby być większa. Mija siedem miesięcy i na rynku debiutuje iPad 4, trzykrotnie mocniejszy od poprzednika. Kolejny rok i piątka jest dwukrotnie silniejsza od czwórki. Firmie Apple wystarczy więc rok, aby kilkukrotnie zwiększyć moc swoich procesorów – jaki jest więc sens kupowania kolejnego modelu, skoro za rok dostaniemy znów dwukrotnie silniejszy sprzęt? To oczywiście pytanie, które nie jest skierowane do osób lubujących się w benchmarkowych cyferkach.
Dla kogo są więc nowe tablety od giganta z Cupertino? Na pewno dla osób, które niezależnie od ceny czy problemów z dostępnością na i po premierze, muszą posiadać najnowsze urządzenie od Apple. Podejrzewam, że ci nie mają konkretnych powodów. I choć jestem gadżeciarzem, nie potrafię zrozumieć tego typu podejścia. Mówię całkiem serio. Ale to chyba fenomen, którego zrozumieć zwyczajnie się nie da. Przekonuję się o tym za każdym razem kiedy czytam o długich kolejkach, które tworzą się pod sklepami Apple zawsze kiedy na półkach pojawia się nowy sprzęt z logo nadgryzionego jabłka. Ja jednak w tej generacji odpuszczam, podejrzewając również, że najmocniejszym sygnałem do zmiany może okazać się dopiero fizyczne uszkodzenie posiadanego urządzenia.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu