Jedną z najciekawszych informacji minionego weekendu była ta poświęcona zakończeniu amerykańskiego lotu samolotu Solar Impulse. Maszyna, która bezpiec...
Jedną z najciekawszych informacji minionego weekendu była ta poświęcona zakończeniu amerykańskiego lotu samolotu Solar Impulse. Maszyna, która bezpiecznie dotarła do Nowego Jorku odznacza się nie tylko dość niespotykanymi wymiarami oraz niekonwencjonalną budową. Tym, co najbardziej przyciąga uwagę jest paliwo samolotu, czyli energia słoneczna. Można śmiało napisać, że ludzie zaangażowani we wspomniany projekt wykonali kolejny krok na drodze do sporych zmian w przemyśle lotniczym.
Projekt Solar Impulse nie powstał wczoraj i w żadnym wypadku nie można go uznać za coś totalnie nowego, ponieważ liczy sobie ponad dekadę (więcej informacji znajdziecie pod tym adresem, a także na FB). Z czym dokładnie mamy do czynienia? Z eksperymentem, który ma przekonać niedowiarków i krytyków, że energia słoneczna może (i powinna) być wykorzystywana także w komunikacji – nawet tej bardzo zaawansowanej i energochłonnej, jaką bez wątpienia jest transport lotniczy.
Samolot testowany jest od kilku lat, a ostatnim zadaniem był lot z Kalifornii do Nowego Jorku. Maszyna pokonała tę trasę w kilku etapach (lot rozpoczął się jeszcze w maju) i nie zaliczyła przy tym żadnej większej wpadki (co prawda na lewym skrzydle wykryto sporej długości rysę, ale nie wpłynęła ona na sam przebieg podróży). Patrząc na konstrukcję samolotu aż trudno w to uwierzyć, gdyż Solar Impulse wygląda na dość niestabilny produkt (waży jedynie 1,5 tony przy rozpiętości skrzydeł wynoszącej 63 metry). Twórcy dopięli jednak swego i przy średniej prędkości kilkudziesięciu kilometrów na godzinę samolot zdołał przelecieć z Zachodu na Wschód USA.
Czy wspomniany eksperyment można uznać za rewolucję? Zdecydowanie nie – w branży lotniczej zapewne długo nic się nie zmieni i nie wpłynie na nią poważnie jednoosobowa maszyna poruszająca się w żółwim tempie. Nie dokona tego nawet wtedy, gdy obleci cały świat (ten projekt ma być zrealizowany w ciągu kliku najbliższych lat). Jest zatem co podziwiać? Owszem. Samolot zasilany energią przetworzoną w ogniwach słonecznych (na skrzydłach zainstalowano ich aż kilkanaście tysięcy) spełnia swoją rolę – intryguje, edukuje i skłania do dyskusji oraz dalszych badań.
Nie można wykluczać, że jego obecność skłoni innych naukowców, eksperymentatorów oraz zapaleńców do podjęcia prac w tej dziedzinie. Powinien także przyciągnąć uwagę biznesu, bez którego badania i testy nie będą możliwe (prace nad Solar Impulse dofinansowało sporo firm i można zaryzykować stwierdzenie, że ich brak zabiłby ten projekt w jego wczesnej fazie istnienia). Po co nam eksperymenty tego typu? Wiele osób odpowie, iż potrzebujemy nowego paliwa, ponieważ to stosowane dzisiaj w końcu się wyczerpie. Zgoda, choć takie tłumaczenie nie wyjaśnia całego zagadnienia: projekty tego typu są oznaką innowacyjności i poszukiwania nowych rozwiązań. Bez wątpienia mogą się one przysłużyć ludzkości – zarówno w wymiarze gospodarczym, jak i społecznym i kulturowym. Pozostaje dopingować i trzymać kciuki za dalszy rozwój Solar Impulse i równie intrygujących konceptów.
Źródło grafiki: facebook.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu