Nowe rozwiązania technologiczne przyniosą pewnie sporo spraw rozwodowych i to z różnych powodów: wycieków danych, apek do śledzenia, filmów nagranych ukrytą kamerą, zdjęć opublikowanych w social media. Rozmowa prowadzona w komunikatorze może już być dowodem w sądzie, zadecydować o rozwodzie i nie musi świadczyć o czyjejś zdradzie. Wystarczy, że jedna ze stron nie będzie odpowiadać na wiadomości wysyłane przez drugą. Taki wyrok zapadł na Tajwanie, pewnie nie będzie to wyjątek.
Mąż nie odpowiadał na wiadomości wysłane w komunikatorze. Sąd uznał, że to powód do rozwodu
Sąd uznał, że mąż zaniedbuje żonę, nie poświęca jej odpowiednio dużo uwagi. A właściwie ją ignoruje. Dobry powód do rozwodu? Pewnie pojawią się głosy, że bardzo dobry albo przynajmniej wystarczający. Niektórzy mogą być jednak zdziwieni faktem, iż owo ignorowanie przejawiało się w braku odpowiedzi na wiadomości wysłane za pośrednictwem jednego z komunikatorów internetowych. Mąż odczytywał informacje, ale nie reagował. Przy tej sprawie poznałem słowo bluetick oznaczające właśnie ignorowanie kogoś w aplikacjach społecznościowych. Dotyczy szczególnie przypadków, gdy oczekuje się odpowiedzi.
Mamy zatem żonę, która pisze do męża w apce Line, faceta, który to kwituje milczeniem i sąd, który stwierdza, że małżeństwa nie da się uratować. Ktoś stwierdzi, że to jakieś szaleństwo. To nie jest ignorowanie, lecz zwyczajne naciąganie sprawy: może facet nie lubi korzystać z komunikatorów, a żona ciągle go męczyła wpisami o niczym? Takie rzeczy tylko w dalekiej Azji, gdzie ludziom już odbija od nadmiaru Internetu, wielkich smartfonów, gier komputerowych i vlogów z ludźmi, którzy jedzą kolację. Do takich wniosków mógłbym dojść, gdybym zapoznał się z tą sprawą wyłącznie za pośrednictwem The Next Web, gdzie zrobiono z tego "heheszkowe" story.
Z materiału BBC wynikało natomiast, że te ignorowane wiadomości to czubek góry lodowej. Pokazywały np., że mąż nie reagował zbytnio, gdy żona napisała, że miała wypadek samochodowy i trafiła do szpitala. Ale małżeństwo miało wiele innych problemów, z opisu wynika, że kobieta trafiła po prostu do bardzo toksycznego środowiska, mąż i jego rodzina wykorzystywali ją finansowo i zachowywali się nieprzyjaźnie decydując m.in. o czasie, jaki miała na wzięcie kąpieli. Ze śmiesznej opowiastki do kawy robi się materiał na dramat filmowy. To pokazuje, jak media potrafią spłycać temat, pokazywać część historii, która może i byłaby zabawna, gdyby nie jej tło. Tylko czekać na wesołe historyjki o pedofilach, którzy wabili swoje ofiary galeriami memów...
We wspomnianym przypadku sąd uznał po prostu, że zachowanie męża w komunikatorze potwierdza całą opowieść żony. Mężczyzna nie pojawił się w sądzie, więc nie mógł potwierdzić lub zaprzeczyć - jego strata. Trzeba się przy tym przyzwyczajać, że takich spraw będzie przybywać, część może się okazać zabawna, ale inne śmiechu raczej nie wywołają. W czym te komunikatory są gorsze od listów (tradycyjnych), maili czy dokumentów? Skoro korzystamy z takich narzędzi każdego dnia i uznajemy je za coś oczywistego, przestańmy się dziwić temu, że może po nie sięgnąć policja, sąd czy adwokat. Kolejny raz trzeba chyba powtórzyć, że życie w Sieci nie toczy się obok tego właściwego. To spójna całość.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu