Koniec z byciem anonimowym w Sieci, z komentowaniem, które podpisze się nazwiskiem postaci z książki czy filmu, inicjałami albo przypadkowym ciągiem liter: chcesz coś napisać? Zrób to otwarcie, używając prawdziwego imienia i nazwiska. Takie rozwiązanie niebawem stanie się rzeczywistością w najludniejszym kraju świata. I w tym przypadku należy nad tym kręcić głową, bo śmiało można to podciągnąć pod cenzurę w kraju niedemokratycznym - władza zabezpiecza się w ten sposób. Ale co z państwami prawa, w których wolność jednostki jest gwarantowana? Może tam takie rozwiązanie jest wskazane?
Wielki kraj kończy anonimowymi komentarzami w Sieci. Przydałoby się w Polsce...
Komentarze w Chinach przestaną być anonimowe - nowe zasady zaczną obowiązywać za niewiele ponad miesiąc, o czym donoszą zagraniczne media. Strony internetowe nie będą mogły ich publikować, dopóki nie zweryfikują autorów. Kiedy już potwierdzą, że pan(i) X to pan(i) X we własnej osobie, treści zaczną się pojawiać w serwisie. A jeśli tego nie zrobią, prawdopodobnie zostaną ukarane. Przedstawiciele władz przekonują, że ma to zapobiec rozprzestrzenianiu się nieprawdziwych informacji, wulgaryzmów oraz... nielegalnych treści. W tym przypadku należy zwrócić uwagę zwłaszcza na tę ostatnią kategorię.
Pisaliśmy jakiś czas temu, że Rosja i Chiny blokują dostęp do VPN-ów. Powód? To proste: cenzura. Na te działania nie ma mocnych, Apple szczególnie nie protestowało i usunęło ze swego sklepu większość niewygodnych programów. Gdy chce się robić biznes, trzeba tańczyć tak, jak gospodarz zagra. Starsze doniesienia w pakiecie z informacjami, iż komentarze przestaną być anonimowe, nie pozostawiają złudzeń: cenzura w Chinach nie tylko nie słabnie, ale wręcz nasila się. Partia nie zmienia się pod wpływem Internetu, lecz zmienia Internet według swojej wizji.
Nie wygląda to dobrze, Państwo Środka nie chce poluzować kontroli nad społeczeństwem, można zakładać, że demokratyczne zmiany wyhamują. W tym wypadku nie pozostaje nic innego, jak krytyka działań chińskich władz. Zdaję sobie przy tym sprawę, że głosy tego typu płynące z całego świata, od polityków, biznesmenów, ludzi kultury i sztuki, na niewiele się zdadzą, zderzą się z partyjnym betonem. Wolność słowa będzie deptana, bo poważna część obywateli w obawie przed konsekwencjami nie skrytykuje w Sieci urzędników, systemu, polityków. Przecież ryzykują więcieniem, utratą pracy, represjami, które mogą dotknąć najbliższych.
Warto się jednak zastanowić, czy rozwiązanie wprowadzone w państwie komunistycznym, zasługujące na krytykę i naganne wręcz, należy w podobnych kategoriach rozpatrywać na Zachodzie, w państwach demokratycznych? Może tutaj komentarze nie powinny być anonimowe, bo to stwarza jeszcze większe problemy? Dyskusja rzeczywiście obniża loty, gdy część rozmówców używa wulgarnego języka, nie podaje faktów na poparcie swych twierdzeń (czasem zwyczajnie kłamie), nie ma szacunku dla innych komentujących, a w dużej mierze wynika to z bezkarności. Człowiek jest przekonany, że komentarze mogą być przepełnione jadem, wyzwiskami i bzdurami, bo jednocześnie ma świadomość, iż nie będzie kojarzony z tymi wypowiedziami.
Dobrym przykładem są tu treści, które pojawiają się w mediach społecznościowych i uderzają np. w celebrytów, jakieś grupy czy wydarzenia. Czasem reakcją na nie jest internetowy lincz (nie popieram tego zjawiska) i szybkie przepraszanie, wykręcanie się autora wpisu, odchodzenie od swojego stanowiska. Owszem, napisali to pod swoim nazwiskiem, ale być może nie zdawali sobie sprawy z tego, jak szybko wpis w social media może dotknąć życia w realu, że Siec jednak nie przyjmie wszystkiego. I zakładam, że to może być przedsmak sytuacji, w której komentarze przestają być anonimowe, a jednocześnie zyskują na jakości. Wielu "bohaterów" szybko zmięknie, gdy przekona się, że podpisując się imieniem i nazwiskiem nie można już być bezkarnym.
Ograniczanie wolności, zwłaszcza wolności słowa? Nie odbieram tego w tych kategoriach. Anonimowe obelgi i pisanie głupot to żadna wolność. Nie trzeba się przy tym obawiać konsekwencji za pisanie prawdy, bo nie żyjemy w Chinach, na Kubie czy w Korei Północnej. Chcesz kogoś nazwać złodziejem? Bardzo proszę: tylko pamiętaj, że musisz mieć jeszcze dowody świadczące o jego winie. A jeżeli chcesz komuś powiedzieć, że ma gówno zamiast mózgu, też musisz być gotowy na to, że adresat postanowi to zweryfikować w sądzie.
To mogłoby w jakimś stopniu wyprostować dyskusję w Sieci, która stacza się z każdym rokiem. Wymysły? Nie, to Wy często piszecie do nas, by zablokować użytkowników, X, Y, Z, bo nie da się z nimi rozmawiać, są agresywni i nic nie wnoszą do tematu. Może nie musielibyśmy ich blokować, gdyby pisali pod swoim imieniem i nazwiskiem? A nuż okazałoby się, że stają się potulni, gdy trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje słowa. Albo zwyczajnie by zniknęli - w obu przypadkach problem rozwiązany. Serwisy nie będą musiały szukać alternatywnych dróg: zamykać się na komentarze lub pozwalać na nie wyłącznie osobom, które płacą za treści (co akurat ma sens). Chętnie zobaczyłbym Internet w takiej wersji i przekonał się, ilu jest w nim twardzieli atakujących ludzi z odkrytą twarzą.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu