Fragmentacja Androida jest hasłem powtarzanym niczym mantra i mrożącym krew w żyłach użytkowników pachnących nowością smartfonów. Najnowsze wyniki dot...
Jeden na dziesięć smartfonów z Androidem ma Lollipopa, ale co drugi nie ma się czego wstydzić. Twój zresztą też nie powinien!
Fragmentacja Androida jest hasłem powtarzanym niczym mantra i mrożącym krew w żyłach użytkowników pachnących nowością smartfonów. Najnowsze wyniki dotyczące popularności poszczególnych wersji napawają jednak optymizmem. Lollipop w ciągu miesiąca prawie podwoił swój skromny udział na rynku. Straciły za to wszystkie pozostałe wersje. Można śmiało powiedzieć, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
"Lollipop prawie podwoił" - pięknie brzmi, prawda? Jeżeli jednak przyjrzymy się wykresowi nie wygląda to wszystko aż tak okazale. Lollipop ciągle odgrywa marginalną rolę. O wersji 5.1 nie ma co pisać, bo póki co jest ona dostępna wyłącznie dla Nexusów. Daje jej to udział na poziomie 0,7 proc. (wzrost z 0,4 proc. z ubiegłego miesiąca). Znacznie lepiej wygląda popularność wydania 5.0, które w ciągu ostatniego miesiąca urosło z z 5 proc. do 9 proc. Dodając do tego 39,8 proc. należące do KitKata (spadek z 41,4 proc.) mamy blisko połowę rynku należącą do dwóch najnowszych wydań Androida. Urządzenia z KitKatem i Lollipopem zdecydowanie nie mają się czego wstydzić i są zgodne z praktycznie każdą nową usługą lub aplikacją. Sęk w tym że to ciągle "tylko" (bo wcale nie "aż") połowa. Co z resztą?
Froyo (Android 2.2.) jest nie do zarżnięcia - w ciągu miesiąca jego udział spadł z 0,4 do 0,3 proc. W takim tempie możemy się spodziewać, że jeszcze przez kilka dobrych miesięcy będzie straszył w tym zestawieniu. Podobnie zresztą jak znacznie mocniejszy Gingerbread, który ma dziś 5,7 proc. (bardzo mały spadek z 6,4 proc.). Co znamienne mniej popularny jest od niego Ice Cream Sandwich, a więc przełomowe wydanie 4.0, które ma dziś 5,3 udziału na rynku. Wynika to z faktu, że dopiero po pojawieniu się tej wersji Google zaczął solidnie przykładać się do niwelowania różnic między poszczególnymi urządzeniami.
Niestety to ciągle było za mało, bo zaowocowało milionami urządzeń, których rozwój zatrzymał się na etapie Jelly Bean. W sumie Androidy 4.1, 4.2 i 4.3 mają 39,2 proc. udziału w rynku, a więc prawie tyle, co KitKat. Pytanie, czy ich użytkownicy są z tego powodu w jakikolwiek sposób poszkodowani. Wszystkie nowe aplikacje i usługi Google'a działają z Jelly Bean. Właściwie ta zgodność została już zapewniona od wersji 4.0. Różnice sprowadzają się zatem przede wszystkim do elementów wbudowanych w system, których z wydania na wydanie ubywało. Dziś właściwie każdy istotny program z Androida jest w sklepie Play - włącznie z launcherem, klientem SMS, kalendarzem, a nawet galerią zdjęć (niestety tylko w Nexusach). Powoli zauważają to inni producenci - LG zrezygnowało np. z natywnej przeglądarki internetowej na rzecz Chrome, a HTC ma w sklepie Play równie pokaźną liczbę aplikacji co Google (i co ważne, regularnie je aktualizuje). Fragmentacja nie jest dziś takim problemem, jak kiedyś.
Niemniej powinno napawać optymizmem, że wszystkie wersje Androida poza Lollipopem tracą swoje udziały rynkowe. Jedyne, czego można sobie obecnie życzyć, to zwiększonego tempa. W minionym miesiącu napędzały je Samsungi Galaxy S6 i HTC One M9. W tym będzie to robił LG G4 wraz z Huawei Ascend P8. Co i rusz pojawiają się też informacje o kolejnych aktualizacjach i nowych urządzeniach z Lollipopem. Nie jest zatem źle, poza nielicznymi wyjątkami, do których można zaliczyć chociażby wczorajszą wpadkę HTC.
Staramy się na Antywebie regularnie informować Was o aktualizacjach Androida. Do tego celu została przeznaczona specjalna strona, gdzie mniej lub bardziej regularnie pojawiają się nowe wpisy. Warto ją śledzić - szczególnie, gdy nasze urządzenie ciągle ma szansę na to, by otrzymać najnowszą wersję systemu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu