Przeglądam Internet. Google. Szukam najbliższej apteki. Google. Dzwonię do kolegi. Google. Piszę maila. Google. Oglądam vloga. Google. Zrzucam zdjęcia...
Przeglądam Internet. Google. Szukam najbliższej apteki. Google. Dzwonię do kolegi. Google. Piszę maila. Google. Oglądam vloga. Google. Zrzucam zdjęcia z aparatu. Google. Google wszędzie. Już niedługo będzie mnie woziło i patrzyło wszędzie tam, gdzie i ja. Pozycja i ogrom wiedzy jaką dysponuje ta firma staje się niebezpieczna.
Wczoraj świat obiegła informacja o podpisaniu przez największe na świecie korporacje wspólnego listu skierowanego do Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. W towarzystwie tym znalazły się m.in. Google, Apple i Microsoft, które mimo niedawnych oskarżeń o współpracę z NSA, opowiedziały się za potrzebą kontroli działania wywiadu.
Na razie jednak wygląda na to, że to nie NSA się kontroluje, a NSA kontroluje. Wszystko i wszystkich.
I nie potrzebuje do tego własnych skomplikowanych algorytmów, bo wystarczy, że skorzysta z już dostępnych na rynku usług znajdujących się w portfolio Google. A jak udowodniłem we wstępie, jest ono nader szerokie. Tym razem okazało się, że NSA korzystało z „ciasteczek” Google do śledzenia internautów.
Zastosowany powyżej cudzysłów wynika z tego, że Google nie wykorzystuje ciasteczek jako takich, a korzysta z mechanizmu PREF, któremu poświęciłem już na łamach Antyweb artykuł. Nie zapisuje on historii przeglądania Internetu, co można by połączyć z tożsamością użytkownika, a zamiast tego zapisuje numer przeglądarki, która obsługuje ich usługi. Nie trzeba nawet korzystać z wyszukiwarki, a wystarczy wejść na stronę, która ma wstawioną miniaturkę Google’owych map i już jest się zapisanym.
Google wykorzystuje ten mechanizm do personalizowania reklam, ale we wszechobecnych mackach NSA może on służyć do łączenia numeru przeglądarki bezpośrednio z maszyną, na której jest zainstalowana, a następnie z konkretnym imieniem i nazwiskiem Johna Smitha, albo Jana Kowalskiego.
NSA co prawda dysponuje autorskimi mechanizmami inwigilacji w sieci, która łączą w sobie nie tylko wiadomości, lecz też rozmowy głosowe i przesyłanie wideo, ale tak naprawdę to wystarczy im tylko dostęp do infrastruktury największych na świecie korporacji i już dysponują ogromną wiedzą.
Tyle jeśli chodzi o przemysł informatyczny. W czasie pisania tego artykułu naszła mnie jeszcze pewna myśl. Nie od dziś wiadomo, że rząd USA współpracuje blisko z największą siecią sklepów na świecie Wall-Mart. Co gdyby Obama wpadł nagle na pomysł, że chce posiadać informacje o pozycji wszystkich Amerykanów. Nawet tych, którzy nie są podpięci do sieci. Czy dużym problemem byłoby wepchniecie do orzeszka ziemnego miniaturowego odbiornika GPS? To tylko taka notatka na boku, ale myślę, że może Wam dąć nieco do myślenia.
A co tymczasem robi sam Obama? Oczywiście celebruje odejście Nelsona Mandeli. Robiąc selfie…
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu