Gry

Kiedy gracze się jednoczą, czyli wyjątkowe projekty w gamingowym świecie

Patryk Koncewicz
Kiedy gracze się jednoczą, czyli wyjątkowe projekty w gamingowym świecie
0

Gracze są zdolni do wielki czynów, gdy zapominają na moment o wewnętrznych konfliktach

Zwykło się mówić, że wieloosobowe gry wideo to tylko niekończąca się rywalizacja. W wielu środowiskach graczy postrzega się jako toksycznych tryhardów, którzy dla stłamszenia przeciwnika nie cofną się przed żadnym słowem i czynem. Choć w pewnych przypadkach ten obraz faktycznie jest bliski prawdy, to zdarzają się sytuacje, że ta ogromna społeczność łączy się pod sztandarem świetnych inicjatyw. Tekst ten chce dedykować tym, którzy zapomnieli na chwilę o rywalizacji i kooperowali z kompletnie nieznanymi ludźmi, aby wspomóc innych graczy, walczyć o słuszne cele lub po prostu stworzyć wspólnie coś wielkiego. Ludzie, kierujący się zasadą, że gry łączą, a nie dzielą.

Build the Earth, czyli zbudujmy Ziemię w Minecraft

Największe dziecko Mojang to gra w zasadzie nieśmiertelna. Minecraft w swojej kilkunastoletniej historii przechodził wiele etapów. Choć jego złota era, podczas której dominował na Twitchu i YouTube dawno już minęła, to społeczność skupiona wokół tej produkcji nie przestaje zaskakiwać. Przyznam szczerze, że nigdy nie darzyłem Minecrafta szczególnymi uczuciami. Traktowałem ją po prostu jako ciekawą formę wyrażania dziecięcej kreatywności. Być może dlatego, że sam nigdy nie potrafiłem zbudować tam czegokolwiek wartego uwagi. Dlatego z takim podziwem podchodzę do graczy, których minecraftowe budowle można bez cienia szydery nazwać dziełami sztuki.

Widziałem już wiele imponujących projektów, takich jak znane z Władcy Pierścieni Minas Tirith czy odwzorowane lokacje z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Zazwyczaj jednak były to projekty jednoosobowe, bądź wykonywane w niewielkich grupach znajomych. Build the Earth to jednak coś wyjątkowego.

Odzwierciedlenie naszej planety w skali 1:1. Brzmi imponująco, a wręcz niemożliwie. Mimo to tysiące graczy pokłada wiarę w tym nietypowym zadaniu. Zamysł jest prosty. Odwzorować Ziemię w Minecraft, gdzie jeden blok reprezentuje jeden metr sześcienny. Projekt rozwija się prężnie już od dwóch lat, a uczestnicy podzieleni są na mniejsze jednostki, pracujące przy konkretnych dystryktach świata. Jak do tej pory udało się stworzyć Budapeszt czy Chateauroux, ale największym wyzwaniem wydaje się być Nowy Jork. Przy jego budowie pracuje niespełna 3 tysiące graczy, a miasto z dnia na dzień coraz bardziej przypomina swój prawdziwy odpowiednik.

Budowniczowie organizują się przy pomocy Discorda i tam zostają przydzieleni do poszczególnych zadań. Istnieje także polski oddział, który pracuje między innymi nad wirtualnym Krakowem i Poznaniem. Build the Earth to wyzwanie na długie lata, jednak znając zawziętość gamingowego środowiska nie obawiam się o porzucenie projektu. Ich organizacja i zapał są naprawdę godne podziwu.

Fuel Rats – paliwowi superbohaterowie z Elite Dangerous

To jedna z tych historii, o których mówiono nawet poza branżowymi mediami. Elite Dangeorus nie jest zapewne obce fanom sci-fi. Tym, którzy z tytułem nie mieli nigdy styczności, wyjaśnię najpierw, na czym polega fenomen tej produkcji.

Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest rzucić wszystko i wyruszyć na eksplorację bezkresnych kosmicznych rubieży? Cóż, Elite Dangerous tym właśnie jest. Setkami godzin spędzonych na odkrywaniu najdalszych zakątków kosmosu, międzygalaktycznego handlu i bitew rodem z Gwiezdnych Wojen. Ten niezwykle rozbudowany symulator może z początku odrzucać swoją złożonością i wysokim progiem wejścia, jednak gdy już się w nim zatopimy, to ciężko jest oderwać się od swojej kosmicznej łajby.

Gra posiada bardzo zaangażowane community, które dzieli się na różne profesje. Istnieją tacy, którzy postanowili poświęcić swój czas i środki, na bezinteresowną pomoc innym graczom. Do takiej grupy należą Fuel Rats, organizacja galaktycznych aniołów stróżów, dostarczająca paliwo graczom zagubionym w czeluściach kosmosu.

Żeby rozumieć, jak ważna jest działalność Fulel Rats, należy najpierw pojąć jak istotną rolę odgrywa paliwo w Elite Dangerous. Rozwój kosmicznego statku, którym będziemy przemierzać galaktykę, to długi i kosztowny proces. Ekonomia stanowi bardzo ważny aspekt rozgrywki, a błędy w dokładnym planowaniu podróży mogą być tragiczne w skutkach. Paliwo nie tylko napędza nasz statek, ale także odpowiada za utrzymanie procesów życiowych. Jeśli źle wyliczmy zasoby konieczne do pomyślnego zakończenia misji eksploracyjnej, to może się okazać, że utkniemy w gdzieś w bliżej nieokreślonym kosmicznym pustkowiu, z dala od stacji paliwowej. Takie zdarzenie będzie tragiczne w skutkach. Utrata statku jest nieodwracalna. Przepada zarówno maszyna, jak i wszelkie materiały, które udało nam się zebrać w trasie. No, chyba że wezwiesz na pomoc Fuel Rats.

Ta wyjątkowa grupa ochotników jest niczym Avengers. Autorzy inicjatywy zobowiązali się dostarczać paliwo zagubionym graczom w ramach wolontariatu. Od początku swojej działalności wykonali ponad 128 tysięcy misji ratunkowych, przy średnim wyniku 52 akcji dziennie. Sławę przyniosła im jednak szczególna wyprawa, zakrojona na skalę tak szeroką, że odbiła się ona echem w wielu internetowych mediach. Mowa o próbie uratowania Deluviana Reyesa Cruz, gracza, który chciał pobić rekord najdalszej podróży poza układ słoneczny.

Nieszczęsny podróżnik popełnił pewne błędy w przygotowaniach i utknął w martwym punkcie po przebyciu 65788 lat świetlnych. Podróż w pustkę zajęła mu aż 42 dni. Paliwo niestety się skończyło, a Cruz utknął pośrodku nicości. Do akcji wkroczyli ratownicy z Fuel Rats oraz społeczność skupiona wokół gry. Dotarcie do zagubionego zajęło Paliwowym Szczurom setki godzin, a cała akcja była transmitowana na Twitchu. Historia na szczęście zakończyła się pozytywnie, a pechowy komandor wrócił bezpiecznie do swojego układu. Wideo ze spotkania Fuel Rats z Cruzem możecie obejrzeć pod tym adresem.

Społeczność graczy solidarna z Ukrainą

Fragment ten poświęcę nie konkretnemu wydarzeniu, a serii pomniejszych inicjatyw, które rozegrały się na przestrzeni ostatniego miesiąca. Wiele podmiotów, społeczności i organizacji zaangażowało się w pomoc ofiarom wojny na Ukrainie. Gracze także stanęli na wysokości zadania, pokazując, że technologia może służyć słusznej sprawie. MMO mają szczególną moc. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy swój międzynarodowy zasięg wykorzystują do czynów godnych naśladowania. Na szczególne wyróżnienie zasługują tutaj polscy gamerzy.

W akcji „Polscy Gracze dla Ukrainy” tysiące uczestników wzięło udział w zbiórce pieniędzy, promowanej przez znane persony pokroju Remigiusza Maciaszka, Patryka Rojewskiego czy Tomka Grabika. Growi youtuberzy w kooperacji z największymi portalami poświęconymi gamingowi nagłaśniali zbiórkę, która na ten moment zebrała już ponad 45 milionów złotych, z czego 155 tysięcy podchodzi od samych graczy.

Niemałą sumę – bo aż 50 milionów dolarów – uzbierała społeczność Fortnite. Choć na temat Epic Games krążą w branży mieszane opinie, to akurat w tym wypadku firma stanęła na wysokości zadania. Dochód z wirtualnych przedmiotów w Fortnite jest przekazywany na poczet akcji humanitarnej na Ukrainie. Dwa dni po rozpoczęciu inicjatywy zbiórka osiągnęła zawrotną sumę 50 milionów, a pieniądze wciąż wpływają na charytatywne konto.

Prężne zbiórki trwają także na Twitchu. Gracze przekazują środki uzyskane za pomocą datków od widzów na organizacje pomagające Ukraińcom dotkniętym działaniami wojennymi. Streamer HasanAbi wykorzystał popularność wydanego niedawno Elden Ringa do zebrania 160 tysięcy dolarów, które następnie zostały przekazane w ramach darowizny.

Gracze Warcrafta przeciwko molestowaniu w Blizzard

Społeczność World of Warcraft to prawdziwe gamingowe dinozaury, które słyną z aktywistycznych zapędów. W grze nie raz dochodziło już do manifestacji przeciwko nieudanym aktualizacjom bądź decyzjom podjętym przez developerów, niezbyt ciepło przyjętych przez graczy. W związku z niedawnym skandalem związanym z molestowaniem i mobbingiem w strukturach Blizzard, społeczność „wyszła na ulice” serwerowych lokacji jednocząc się w pokojowym proteście. Dwuletnie śledztwo wykazało toksyczne praktyki – w tym dyskryminację kobiet i rasizm – panujące w firmie, które doprowadziły do tragicznych wydarzeń.

Gracze w geście poparcia dla ofiar zebrali się początkowo w kantynie wiecznego miasta Oribos i zamarli w bezruchu. „Siedzący protest” przeniósł się później na inne lokacje, a przedstawiciele społeczności wystosowali na czacie komunikaty nawołujące do koniecznych zmian w szeregach Blizzarda. Ponadto w ramach akcji udało się zebrać 8500 dolarów na poczet organizacji wspomagającej naukę programowania młodych dziewcząt wykluczonych ze względu na pochodzenie.

Trzydzieści tysięcy czołgistów kontra Wargaming

Białoruski developer słynnego MMO z czołgami w roli głównej ma specyficzną relację ze społecznością. World of Tanks porusza niezwykle delikatną tematykę drugowojenną, a każda decyzja podejmowana przez twórców zazwyczaj spotykała się z mocną krytyką. Faktem jest, że gracze WoT są dość marudną i momentami toksyczną grupą. Miałem lata temu bliską styczność z grą i na własne oczy widziałem, jak gra może sunąć w przepaść przez złośliwych graczy i złe zarządzanie.

Produkcji zarzucano niesprawiedliwy matchmaking, miłość do mikropłatności, faworyzowanie radzieckich czołgów czy kompletne ignorowanie próśb community. O nim zaś można powiedzieć tyle, że z biegiem lat bardzo mocno się rozwinęło głównie ze względu na wejście World of Tanks na arenę e-sportową. Gracze grupowali się w klany prawdziwych zajawkowiczów, walcząc o niemałe nagrody pieniężne i wirtualne. Grając na „poważnym” poziomie, wymaga się poważnego podejścia ze strony developerów. Ci jednak głusi byli na feedback co doprowadziło do buntu wysoko postawionych czołgistów (jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało).

W 2017 rogu – kiedy gra znajdowała się w swoim złotym okresie – koalicja 30 tysięcy graczy (głównie członków klanów) zjednoczyła się w grupie o nazwie CONTRAS. Buntownicy sabotowali starcia klanowe, namawiali do bojkotu Wargaming i organizowali petycje przeciwko niesprawiedliwej polityce firmy. Akcja nie była tylko czczym gadaniem w Internecie. Przedstawiciele CONTRAS domagali się osobistego spotkania z włodarzami Wargaming, na co Białorusini chcąc nie chcąc przystali. Nie jestem w stanie stwierdzić na ile inicjatywa okazała się skuteczna (czołgiści narzekają bowiem tak, jak narzekali wcześniej), jednak pokazuje to, że szeroko zakrojony protest przynosi efekty nawet w tak błahych sprawach jak potyczki wirtualnych czołgów.

Gry łączą, a nie dzielą

Tworząc grę wieloosobową, trzeba być świadomym tego, że w momencie aktywacji serwerów stajemy się częścią zróżnicowanego społeczeństwa. Społeczeństwa, które wymaga od nas podejmowania decyzji uzależnionych od wspólnego dobra. To trochę jak w polityce. Wszelkie plany i ambicje muszą iść w parze z satysfakcją „podopiecznych”, którzy bywają kapryśni i potrafią pokazać pazur. Piękne jest to, że ta zbieranina pozornie obcych ludzi, porozrzucana po różnych zakątkach świata, potrafi zjednoczyć się w słusznej sprawie, i realizować wspaniałe projekty. Szkoda tylko, że często nie potrafimy tej jedności wyciągnąć poza wirtualne ramy.

Image from Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu