Jak tak patrzę na to, co się dzieje - to trochę chce mi się śmiać. Odrobinę z siebie, odrobinę z sytuacji, troszkę z reakcji mediów. Przyznaję się ponadto do błędu: uznałem, że Musk Twittera nie zepsuje. A on co na to? Wpadł, wrzucił ekskrementy do wentylatora i ucieszony prowokuje wszystkich wkoło. Co najgorsze, dobrze się bawi.

Gdybym miał tyle kasy co Musk i takie możliwości... to pewnie bym robił tak samo. To niesamowite, że jest na tym świecie człowiek, który ma za sandbox cały świat i może sobie dowolnie manipulować jego szczególnymi zasadami. A to połechta jakiś kurs kryptowaluty, a to zirytuje jakąś grupę społeczną, a potem kupi sobie kolejną zabawkę (jak Twittera) i siedzi ucieszony w swoim centrum dowodzenia światem. Jeżeli to nie jest kwintesencja bycia kimś podobnym do boga - to ja nie wiem co to jest...
Bitwa o Twittera trwa w kuluarach, a to co widzimy jest odpryskiem wytoczonych dział. Dochodzi do kuriozalnych rzeczy: ludzie, w tym ja skarżą się na okresowe złe działanie webowej wersji "ćwierkacza". Niektórzy tego nie doświadczają w ogóle, jak chociażby Tomek Popielarczyk. Okej, ma szczęście. Natomiast jest sporo osób, które widzą zauważalny zjazd w wydajności Twittera, którego nie da się racjonalnie wytłumaczyć.
Twitter Files. Bitwa na świeczniku
Yoel Roth to wyrzucony przez Elona Muska dyrektor ds. zaufania i bezpieczeństwa. Najnowsza odsłona bitew między zwolennikami starego systemu i nowego daje nam pogląd na wiele spraw (najpewniej nieco wstawianych pod konkretne tezy, ale mimo wszystko liczą się fakty). Wspomniany na początku pan przyznał się do odpowiedzialności za zbanowanie chociażby Trumpa - to akurat uważam za dobre, bo Trump to nieobliczalna hiena zdolna nawet do podpalenia świata dla zabawy.
Ale przy okazji, Yoel Roth miał również w swojej pracy doktorskiej zawrzeć informacje dotyczące tego, że dostęp do stron dla dorosłych powinien być pełen i nieograniczony. Wiem, zlinczujecie mnie za przywoływanie tego - niemniej jest to dosyć niefortunne. Mało tego, wytykano Rothowi fakt, iż dziecięca pornografia nie była zdecydowanie usuwana z Twittera za jego rządów. Natomiast tuż po nich już tak. Serwis miał z tym całkiem spory problem.
Ludzie często wytykali Rothowi zaniedbania w tej materii. W odpowiedzi na pierwsze akordy Twitter Files, Jack Dorsey - były CEO Twittera wezwał Muska do pełnej transparentności i ujawnienia WSZYSTKIEGO, co ma związek z Twitter Files. I teraz pytanie: czy Dorsey i Musk grają w tchórza i sprawdzają, kto pierwszy "spęka", a może zwyczajnie jest sporo rzeczy, których Musk ujawniać nie chce, bo... nie pasują pod jego tezę? Możliwe, że się nie dowiemy.
Jak będzie wyglądać Twój newsfeed przy limicie 4000 znaków?
Będzie wyglądać świetnie! To oczywiście ironia, bo realnie będzie wyglądać dramatycznie źle. I to jest ogromny problem nowego pomysłu Elona Muska. Zaletą tej platformy jest fakt, iż w skondensowanej formie daje ludziom możliwość konsumowania treści. Czasami przekazanie czegoś w tym limicie jest trudne i wymaga kreatywności. Jednak wszyscy dają radę. Po jaką cholerę to psuć? Powiedzcie mi?
Jeżeli nie otrzymamy czegoś w stylu "Read more", to nasze feedy będą wyglądać tak:
No i Twitter Blue. To jest dramat
Nowy Twitter Blue ponownie wylądował i dalej jest tragiczny - może inny i rozwiązuje problemy poprzednich wcieleń: ale powoduje i nowe. Jakoś mnie do tego nie ciągnie: adopcja na innych rynkach niż Stany Zjednoczone idzie mozolnie. Musk telepie podpiłowanym stołkiem bez zastanowienia się, jakie to będzie mieć implikacje. Może być tak, że ta platforma w końcu spadnie i sobie buzię potłucze.
Czego Twitterowi oczywiście nie życzę. Ale jednak - to mimo wszystko wygląda nie tak, jak powinno. Musk zdaje się bawić doskonale, ale przecież nie o zabawę tutaj chodzi. "Ćwierkacz" ma zarabiać pieniądze. A jak mu się spadnie i stanie się parodią samego siebie, to nie zarobi nic. No i my będziemy mieć spory problem, bo ostatecznie zostanie nam zabrana bardzo fajna platforma komunikacyjna. Lepsza od wszystkiego, co obecnie jest na rynku social mediów.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu