NSA, czyli amerykańska wewnętrzna agencja wywiadowcza, ponownie stała się obiektem zainteresowania mediów, polityków i obywateli. Tym razem nie chodzi jednak o inwigilację, a o problemy z bezpieczeństwem - możliwe, że podmiot przyczynił się do wypłynięcia tajnych danych. Mieli je przechwycić rosyjscy hakerzy jeszcze w 2015 roku, a w działaniach tych pomógł im... program antywirusowy firmy Kaspersky Lab. Ta ostatnia znalazła się ostatnio na celowniku w USA.
Rosjanie podobno włamali się do NSA. Wszystkiemu winny Kaspersky?
Rosjanie powtarzają coraz częściej, że oskarżenia pod ich adresem są wyssane z palca i stanowią przejaw rusofobii, a druga strona sporu (nie tylko Amerykanie) zapewniają, że o winie świadczą twarde dowody i nie wynika to z uprzedzeń. Doczekaliśmy się kolejnej sprawy tego typu, ta może mieć poważne konsekwencje i przez część mediów już uznawana jest za aferę.
Amerykańscy dziennikarze informują, że rosyjscy hakerzy zdobyli dane należące do NSA, instytucji, o której zrobiło się głośno za sprawą Edwarda Snowdena. Tajne informacje miały dotyczyć penetrowania obcych sieci komputerowych i ochrony własnych struktur przed atakami z zewnątrz. Tym samym, gdyby inne państwo znalazło się w posiadaniu tych danych, wiedziałoby, jak zabezpieczyć się przed Amerykanami i którędy dostać się do danych przechowywanych w USA. NSA nie potwierdza tych rewelacji, jeśli wierzyć mediom, agencja sama dopiero niedawno zrozumiała, co zaszło. Najciekawsze jest jednak to, jak (przypuszczalnie) doszło do wycieku.
Jeden z pracowników miał wynieść tajne dane z siedziby agencji i umieścił je na prywatnym komputerze. Ten natomiast zabezpieczony był przez program antywirusowy firmy Kaspersky Lab. Rosjanie mieli wykorzystać luki w tym oprogramowaniu, by zdobyć dane. Albo skrajny przejaw głupoty pracownika idący w parze z kiepską ochroną w NSA albo... bardziej zorganizowana akcja. Zbiegów okoliczności jest tu sporo, warto przy tym dodać, że to kolejny pracownik agencji, który okazał się "słabym punktem". Najpierw Snowden, potem Harold Martin, który też miał wynieść tajne dane do domu, teraz to. Podkreślę, że nie mówimy tu o księgowych, którzy nie mają pojęcia, jakie cyberzagrożenia nad nimi wiszą - to specjaliści z tej działki.
Jak już wspomniałem, Rosjanie odpierają zarzuty, robi to m.in. firma Kaspersky Lab, która przekonuje, że stała się przedmiotem w walce geopolitycznej. Warto w tym miejscu dodać, że niedawno, we wrześniu bieżącego roku, amerykańscy urzędnicy zakazali używania produktów tej firmy w sektorze cywilnym i wojskowym. Dziwić może fakt, że takie kroki podjęto dopiero teraz. Nawet, jeśli o włamaniu do NSA dowiedziano się niedawno, to podejrzenia kierowane wobec Kaspersky Lab nie pojawiły się w ostatnich miesiącach - ta sprawa ciągnie się znacznie dłużej. Ale znowu: korporacja o globalnym zasięgu przekonuje, że jest bezpieczna i nie współpracuje z władzami.
Jeśli mielibyśmy się opierać wyłącznie na doniesieniach medialnych, wypada jasno stwierdzić, że Rosjanie spuszczają USA niezły cyber łomot. Mieliśmy już włamania do kont mailowych polityków, podejrzenia o manipulacje przy okazji wyborów, działania w social media, którym Facebook zamierza poświęcić więcej uwagi. Teraz wpadka NSA, a na tym temat się nie kończy. Do tego doniesienia z Yahoo, które podaje coraz więcej informacji dotyczących potężnego wycieku danych - wyłania się obraz kraju, który ma poważny problem z zabezpieczeniami. A mowa przecież o istnym imperium na polu rozwoju technologicznego. Przypomina się ludowa mądrość głosząca, że szewc bez butów chodzi...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu