Felietony

Kiedyś to były reklamy. A teraz? Seksizm, syf, brud i ubóstwo

Jakub Szczęsny
Kiedyś to były reklamy. A teraz? Seksizm, syf, brud i ubóstwo
33

NAAA SZOOO PI PI PI PI PI PI, CHYBA KUPIĘ NARKOTYKI... bo na trzeźwo nie zniosę. Ale nie te twarde i nie miękkie, ale te "al dente". Mam to szczęście, że telewizja mnie zupełnie nie rajcuje, na YouTube mam Premium i Shopee do wczoraj nie trafiło do mnie ani razu. Były kiedyś reklamy, które były sztuką. Były ciekawe, nowatorskie i chwytliwe. Dzisiaj śmieszą, wwiercają w zwoje "cringe". Ale i po latach można je docenić.

Wczoraj, gdy zobaczyłem wreszcie legendarną reklamę Shopee, czułem się jak po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z Lisowską i jej włączaniem niskich cen. Odpaliłem protokół "giga-facepalm", a potem przypomniałem sobie, że przecież to musi zadziałać. Widzicie, im o to chodziło. Reklama jest kretyńska, irytująca - ale tak miało być. Miał napisać o niej Antyweb, Człowiek Warga miał zrobić o niej materiał, liczono się z pojawieniem się setki przeróbek. Ale - ja wiem, czym jest Shopee, Ty wiesz czym jest Shopee, efekt został osiągnięty. Lisowska też dała radę z włączaniem niskich cen.

Pan Cezary Brzoski stał się sławny dzięki reklamie przestrzeni biurowej w Warszawie. Tam cofnęliśmy się do mniej więcej lat 90-tych XX. wieku, kiedy to wokół prezesa - człowieka sukcesu, miały prężyć się zawsze ładne sekretarki, dużo pięknych kobiet oraz wszelkie atrybuty władzy i pieniędzy. Seksizm leje się z ekranu, na koniec prezes odjeżdża wypasioną furą w dal, a w międzyczasie daje do zrozumienia, że całość jest genialnie wyciszona. Można tam pić, używać i kobiety podrywać. Normalnie cud, miód i orzeszki. Niektóre środowiska to na tyle zdenerwowano, że wokół reklamy zrobił się szum. A spójrzcie sobie na nią, bo dlaczego nie?

Klan może się uczyć budowania dialogów w tym trzymającym w napięciu materiale. Pan Czarek uzyskał dokładnie to, czego chciał. "Chamówą" zrobił wokół sprzedaży biura na Żeromwskiego 77 w Warszawie furrorę, która przydała mu aż 500 tysięcy wyświetleń. Przytulił po tym dokładnie taki efekt, jaki mógłby mieć... gdyby naprawdę dobrze zapłacił. A tak? Przyoszczędził. I co z tego, że w reklamie seksizm można zdzierać szpachelką?

A po tym wszystkim - zrobił materiał, w którym niektórych zirytował jeszcze bardziej. Samodzielnie zasiadł za stolikiem recepcji, sam powyginał się w trakcie treningu i... wyświętował 500 tysięcy wyświetleń. No, cóż za wytrawny trolling. Mnie się podoba, bo sam jestem złośliwym człowiekiem. Nie uważam, że to co widzieliśmy jest dobre. Jest... ciekawe, inne, choć chamskie.

Podoba mnie się to tylko dlatego, że sam wiem ile czasami kosztuje EFEKT w działaniach reklamowych. Jak masz niewielki budżet (albo nie chcesz mieć większego, bo szkoda) - musisz improwizować. Zastanowić się nad tym, w jaki sposób możesz uzyskać coś, co jest Twoim celem. Czasami jest to śmieszność. Czasami pomysł. Innym razem będzie to kontrowersja. Przecież reklamy byłyby miejscem wypalania kasy na pokaz, gdybyśmy do każdej ładowali mdłe utwory, które nie wpadają w ucho. Gdyby nie przyciągały uwagi na jakiekolwiek sposoby - nie miałyby sensu.

Kiedyś to były reklamy!

Chłopaki na antywbowskim Slacku (są takimi samymi tech-świrami jak ja), podrzucili mi tę reklamę. Zapomnianą nieco - dotyczącą Microsoft Excela, z roku 1992. W tym roku dopiero kiełkowałem i szykowałem się do wyjścia na świat, gdzieś tak od około majówki (he, he, Drodzy Rodzice). Pokazano w tej reklamie rzeczy, z których obecnie się śmiejemy. Zrobiłbym je szybciej już nawet nie w Excelu, ale w Sheetsach pakietu Google Docs. Tak, da się i działa to fajnie. Od dłuższego czasu latam sobie wśród dokumentów w Google Workspace i jest mi z tym dobrze. Dziękuję Google. Ale w tamtych czasach robiło to wrażenie. No i to My spreadsheet doesn't do that! Miodzio.

Ale były i takie reklamy, które były durne z urzędu. Bo takie miały być. Miały pokazywać produkt i jakiś styl życia. Tutaj: wyluzowany, niemal tak jakby człowiek napadł magazyn dowodów wydziału narkotykowego Policji i zaczął lubować się w smakowaniu narkotyków miękkich. Reklama z 1999, wartości w sobie nie ma żadnej - poza niesamowitą głupotą. Ale zapada w pamięć, prawda?

Agencja Wieden+Kennedy, która stworzyła kampanię dla Old Spice uderzyła w to, co jest chwytliwe. Umięśniony facet zwraca się do partnera / partnerki i każe spojrzeć na swojego faceta, potem na siebie, na swojego faceta i na siebie. Czy jest on nim? Niestety nie. Ale może pachnieć, jak ten wzór z reklamy. Przez lata kultywowane atrybuty mężczyzny: władza, pieniądze, siła, sukces obecnie są przecież podkopywane... ale świat i tak na nich stoi. Co byśmy nie zrobili, faceci zawsze będą chcieli być bogaci, silni, mieć władzę i sukcesy. Ewentualnie pachnieć jak gość z reklamy.

Wspominałem o tym na Antywebie, ale mnie natomiast najbardziej podobały się reklamy aut i... Daft Punk w tle. Najpierw Audi A3 Sportback, a następnie Alfa Romeo MiTo.

Harder, better, faster, stronger. Czy istnieje lepszy komunikat w kontekście auta? Mocniejszy, lepszy, szybszy, silniejszy. No, jasna cholera - jakby reklamować czołg i wcale nie ruskij wojennyj tank z kartona, blyat.

A tutaj już Alfa Romeo MiTo. Komunikat jest taki - życie jest nudne, ale nie wtedy jeżeli masz Alfę Romeo MiTo. Praca jest nudna, ale jedziesz do pracy w MiTo. Wracasz? Też w MiTo. Możesz poczuć emocje jak na torze i uruchomić w sobie gen współzawodnictwa. Mieć fajne kobiety, mieć wszystko.

A tutaj na deser - przeróbka reklamy Volvo XC40 Recharge (Daft Punk: Crescendols)

Że oni o tym nie pomyśleli...

Dziękuję Wam, Drodzy Czytelnicy. Miłego weekendu, bezpiecznego i spokojnego. Widzimy się... a może w weekend. ;)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu