Smartfony

Recenzja OnePlus 10T. Średnia półka z wielkim sercem

Tomasz Popielarczyk
Recenzja OnePlus 10T. Średnia półka z wielkim sercem
0

OnePlus zamieszał na rynku smartfonów… kiedyś. Dziś jest to już marka, jak każda inna. Ceny poszły w górę, polityka aktualizacji została zracjonalizowana (tak, żeby producenta nie kosztowała zbyt wiele). A same telefony… cóż. Dość powiedzieć, że jako posiadacz OnePlusa 7, 8 i 9 (wszystkie Pro) uznałem, że na tym ostatnim poprzestanę.

OnePlus 10T debiutuje na rynku w dość specyficznym momencie. Zaburzone łańcuchy dostaw i braki w podzespołach sprawiają, że producenci smartfonów mają ostro pod górkę. Być może to właśnie sprawiło, że 10T mocno odbiega na minus pod pewnymi względami w stosunku do wydanego na początku roku 10 Pro. Choć niektórzy określają ten ruch, jako próbę powrotu do korzeni. I rzeczywiście coś może w tym być, bo opisywany model został wyceniony na 3899 złotych. Nie jest to dużo, patrząc na kwoty, jakie krzyczą za swoje urządzenia Samsung, Xiaomi, Huawei i reszta.

Co otrzymujemy w zamian? Oto specyfikacja.

  • Wyświetlacz 6.7" Fluid AMOLED, Full HD+ (2400 x 1080 px), 120 Hz, Gorilla Glass 5
  • Qualcomm Snapdragon 8+ Gen 1 (4 nm)
  • 8 GB / 16 GB pamięci RAM LPDDR5
  • 128 GB / 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 3.1
  • aparat główny 50 Mpx, f/1.8 z OIS (matryca Sony IMX766 1/1.56")+ 8 Mpx, f/2.2 + 2 Mpx, f/2.4, wideo 4K@60 fps
  • aparat przedni 16 Mpx, f/2.4
  • Bluetooth 5.2, Wi-Fi 6, NFC, 5G
  • Android 12 z OxygenOS 12.1
  • bateria 4800 mAh, ładowanie 150W
  • wymiary 163 x 75,4 x 8,8 mm
  • waga 204 g

W pudełku razem ze smartfonem otrzymujemy ładowarkę (160 W) oraz kabel USB-C – USB-C. Szkoda, że zabrakło silikonowego etui – te musimy dokupić sobie osobno. Na szczęście jest jednak ładowarka (i to nie byle jaka).

Wygląd i wykonanie

Smartfony OnePlus od dłuższego czasu prezentują się naprawdę dobrze. Producent zdecydowanie przykłada wagę do designu. Nie inaczej jest w modelu 10T. To bardzo zgrabna konstrukcja.

Wykończenie tyłu na wysoki połysk świetnie komponuje się z zielonym kolorem. I fakt, zbiera odciski palców jak szalone, ale chyba nikt nie spodziewał się, że będzie inaczej. Początkowo byłem przekonany, że to jakaś ceramika. Jednak producent zastosował tutaj po prostu szkło Gorilla Glass 5.

W oczy rzuca się tutaj mocno wypukła wyspa z aparatami, która do złudzenia przypomina miniaturową płytę kuchenną z palnikami. Łącznie mamy tutaj jednak 3 obiektywy – czwarty okrąg to doświetlająca zdjęcia dioda LED.

Front niczym Was nie zaskoczy. Ramki wokół ekranu są zadowalająco cienkie. Tuż przy górnej krawędzi, na samym środku mamy obiektyw przedniej kamery.

Ramkę wokół wykonano z lakierowanego na srebrny kolor plastiku, co może trochę rozczarowywać. Zabrakło tutaj typowego dla OnePlusów suwaka, który pozwalał na szybkie przełączanie między wyciszeniem, wibracjami a dzwonkiem. Zamiast niego mamy klasyczne połączenie dwustopniowego przycisku głośności po lewej stronie i guziczka power po prawej. Na dolnej krawędzi umieszczono złącze USB-C (w wersji 2.0), szufladkę na dwie karty nanoSIM oraz otwory głośniczka multimedialnego oraz mikrofonu. Analogiczne otwory mamy na krawędzi górnej.

OnePlus 10T mierzy 163 x 75,4 x 8,8 mm przy wadze 204 g. To sprawia, że smartfon zaskakująco przyjemnie leży w dłoni.

Niestety, w tzw. „bend” testach model 10T pro nie wypada najlepiej. Już jest głośno na temat tego, że obudowa przy próbach wyginania łamie się jak zapałka. Co ciekawe, na podobny problem cierpiał OnePlus 10 Pro. Zdecydowanie nie powinno to mieć miejsca.

OnePlus 10T nie jest też wodoszczelny. Nie uświadczymy tutaj żadnego certyfikatu IP.

Wyświetlacz

Wyświetlacz to jeden z mocniejszy punktów nowego OnePlusa 10T. Zastosowano tutaj panel Fluid AMOLED (nie jest to LTPO) o przekątnej 6,7 cala, rozdzielczości 1080 x 2412 px (20:9, 394 PPI) oraz odświeżaniu 120 Hz. Ekran stanowi 87,9 proc. powierzchni przedniego panelu. Zabezpieczono go tym samym szkłem, które znajdziemy na tyle - Gorilla Glass 5.

Widać tutaj pewne oszczędności względem OnePlusa 10 Pro, gdzie mieliśmy ekran pracujący w rozdzielczości QHD+ oraz szkło Gorilla Glass Victus. Nie zastosowano tutaj też charakterystycznych zaokrągleń wokół ekranu, co może się podobać lub nie – kwestia gustu.

Niemniej sam kontrast, kolory i jasność ekranu (blisko 700 nitów w trybie auto) robią dobre wrażenie. Na smartfonie bardzo dobrze wyglądają zarówno gry, jak i multimedia. Mamy tu wsparcie dla HDR10+ oraz HLG. W razie potrzeby oddano nam też do dyspozycji możliwość software’owego skalibrowania kolorów – w tym przełączania się na tryb pokrywający w 100% paletę P3.

Do minusów zaliczyłbym umieszczenie obiektywu przedniego aparatu pośrodku ekranu – znacznie bardziej praktycznym miejscem na niego jest narożnik.

Czytnik linii papilarnych w dalszym ciągu mamy natomiast pod ekranem – działa on poprawnie. Nie zauważyłem tutaj żadnych odstępstw od normy. Sam panel dotykowy też spisuje się znakomicie. Dużą tego zasługą jest próbkowanie na poziomie 1000 Hz.

Oprogramowanie i wydajność

OnePlus 10T pracuje pod kontrolą Androida 12 z nakładką OxygenOS 12.1. Cudem przetrwała ona niedawne plany Oppo (firmy matki OnePlusa), które zakładały połączenie działów rozwijających software. Efektem tego miało być też instalowanie na OnePlusach znanego ze smartfonów Oppo systemu ColorOS, który mocno odbiega od stylistyki OxygenOS – będącej mimo wszystko dość blisko natywnego Androida. Stanęło jednak na tym, że OxygenOS zostaje i będzie „tylko” czerpał z ColorOS, co ogólnie nie jest takim złym pomysłem.

Oxygen OS jest żwawy i szybki, a w dodatku ma sporo możliwości personalizacji. Niestety mam poważne obawy o przyszłość tego systemu. Mój OnePlus 9 Pro otrzymał aktualizację do Androida 12, która była najeżona błędami. Dziś, kilka miesięcy później, testowany jest już Android 13, a bugi na 9 Pro jak były tak są. W prace nad oprogramowaniem dla OnePlusów wkrada się zbyt wiele bylejakości.

OnePlus odstaje też nieco od czołówki w kwestii polityki aktualizacji. 10T ma otrzymać trzy „duże” wersje Androida i przez 4 lata ma dostawać poprawki zabezpieczeń.

Sercem smartfona jest topowy procesor Snapdragon 8+ Gen 1 wspierany przez 8 lub 16 GB pamięci RAM LPDDR5. Na dane przeznaczono 128 lub 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 3.1. Jak widać, tutaj producent nie szedł na żadne kompromisy. Ja miałem do dyspozycji mocniejszy wariant, który notował następujące wyniki w testach:

  • GeekBench 5 (multi) – 3871
  • GeekBench 5 (single) – 1220
  • Antutu 9 - 1017012
  • PC Mark – 11311
  • GFX Bench (Car Chase) – 60 (onscreen), 103 (offscreen)

Bez wątpienia jest to smartfon, który poradzi sobie z każdym wyzwaniem, każdą grą czy aplikacją. Oczywiście przy dłuższym użytkowaniu robi się ciepły (szczególnie w górnej części), ale throttling termiczny, który za tym idzie, nie jest na tyle agresywny, żeby rujnować doświadczenia użytkownika.

I tu warto zwrócić uwagę, że w trybie standardowym procesor w OnePlusie 10T działa bardzo zachowawczo. Widać, że producent chciał za wszelką cenę uniknąć tutaj problemów z temperaturą i throttlingiem. Uzyskiwane wyniki są właściwie więc porównywalne ze Snapdragonem 8 Gen 1 (bez plusa). Dopiero po wejściu w tryb wysokiej wydajności (który można aktywować w ustawieniach) robi się ciekawiej. I tu faktycznie z powodu temperatury taktowanie jest szybko obniżane do ok. 65% mocy układu. Nie jest to zły rezultat, szczególnie, że zastosowane chłodzenie szybko przywraca optymalne działanie. A przecież w codziennym użytkowaniu nie jest tak, że stale potrzebujemy 100% mocy procesora.

Bardziej hardkorowi użytkownicy mogą się wyposażyć w specjalne etui, które OnePlus zaprojektował z myślą o bardziej efektywnym odprowadzaniu ciepła. Prawdę mówiąc, trudno mi jednoznacznie ocenić jego skuteczność. Różnice w temperaturach i benchmarkach były raczej marginalne.

Aparat

OnePlus 10T nie powala na tym polu, bo łudząco przypomina model Nord 2, który obecnie hula w segmencie 1400-2000 zł. Na układ aparatów składają się trzy jednostki:

  • 50 Mpx, f/1.8, 24mm, 1/1.56", 1.0µm, PDAF, OIS - Sony IMX766
  • 8 Mpx, f/2.2, 120˚ (szerokokątny), 1/4", 1.12µm -
  • 2 Mpx, f/2.4, (makro)

Do tego należy dodać podwójną diodę LED, którą trudno przeoczyć (czwarty „palnik” na kuchence).

Z przodu mamy aparat 16 Mpx z przysłoną f/2.4, ogniskową 24 mm oraz matrycą 1/3” z pikselami o rozmiarze 1 mikrometra. Tu również szału nie ma.

Nie ma natomiast tutaj znanej z poprzednich modeli kooperacji z marką Hasselblad. Właściwie, gdyby nad tym pomyśleć dłużej, ma to sens, bo OnePlus 10T smartfonem fotograficznym nie jest.

Jakość fotografii jest przeciętna. W ciągu dnia nie uświadczymy żadnych problemów. Zdjęcia są dość szczegółowe przy optymalnym oświetleniu. Detale uciekają dopiero w zacienionych fragmentach kadru. Kolorystyka wypada nienagannie, choć osobiście jest fanem raczej cieplejszych odcieni, od których OnePlus 10T wyraźnie lubi uciekać. Rozwiązaniem może być zastosowanie trybu AI, choć ten lubi przesadzać w drugą stronę. Fotografowanie z zoomem raczej bym odradzał. Przy wartości 2x jest jeszcze nieźle, ale im dalej w las tym… mniej wyraźnie się robi.

Zdjęcia nocne wypadają oczywiście zauważalnie gorzej. Często brakuje tutaj detali, a wszelkie światła w kadrze bywają rozmyte. Wkrada się też sporo szumu. Na plus trzeba natomiast zaliczyć przyzwoite kolory oraz właściwe ustawienie ekspozycji – nie wszystkie smartfony to potrafią.

Rozczarowujący jest trochę tryb makro. Nie spodziewałem się zbyt wiele po nim, patrząc na specyfikację dedykowanego obiektywu. I rzeczywiście OnePlus 10T wypada na tym polu kiepsko. Właściwie tego aparatu do makro mogłoby tutaj nie być, bo znacznie lepsze zdjęcia makro daje się uzyskać za pomocą głównej jednostki.

Smartfon nagrywa wideo w 4K z płynnością 30/60 fps oraz w 1080p w 30/60/240 fps. Ich jakość trochę odstaje od topowego segmentu, ale jeżeli porównamy tutaj OnePlusa 10T ze średnią półką, trzeba przyznać, że jest po prostu poprawny.

Bateria

OnePlus 10T posiada baterię o pojemności 4800 mAh (2 x 2400 mAh). Producent podkreśla tutaj wsparcie dla obłędnie wręcz szybkiego ładowania 150 W (i taką też ładowarkę otrzymujemy w zestawie) to prawie dwukrotnie więcej niż w OnePlusie 10 Pro, gdzie mieliśmy ładowanie 80 W. W rezultacie pełne naładowanie 10T od zera do 100 procent zajmuje zaledwie… 20 minut. To fantastyczny wynik.

Samo ogniwo spokojnie wystarcza na cały dzień pracy (a nawet dłużej). Na ogół notowałem SoT na poziomie 6,5-7h, co wypada świetnie.

Niestety to wszystko jest okupione jednym poważnym minusem – brakiem ładowania bezprzewodowego. Trudno mi dziś sobie wyobrazić smartfon, który nie ma tej funkcji. Dla mnie absolutny must have – szczególnie w wyższej średniej półce, do jakiej aspiruje OnePlus 10T.

Podsumowanie

OnePlus 10T jest smartfonem pełnym sprzeczności. Z jednej strony mamy konstrukcję typową dla średniej półki, z drugiej topowe podzespoły, z trzeciej bardzo zapobiegliwe zarządzanie ich mocą. Jest tu sporo kompromisów – plastikowa ramka, brak ładowania bezprzewodowego itp.

Z drugiej jednak strony urządzenie radzi sobie z praktycznie każdym wyzwaniem, ma solidny wyświetlacz i przyzwoite chłodzenie potężnego Snapdragona wewnątrz.

Ogólnie można więc napisać, że mamy do czynienia z dobrym smartfonem, choć niewybitnym. Szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę niewygórowaną (jak na dzisiejsze standardy) cenę 3899 zł (4199 zł za wariant 16/256). Być może jeszcze kilka lat temu takie podejście by wystarczyło, by zostać zabójcą flagowców i rozbić smartfonowy bank. Dziś jednak mam wrażenie, że użytkownicy coraz częściej szukają czegoś innego niż tylko potężnego procesora i przyzwoitej całej reszty. I to może stanowić dla OnePlusa 10T pewien problem.

OnePlus 10T
plusy
  • Zgrabna konstrukcja, która dobrze leży w dłoni
  • Przyzwoity wyświetlacz
  • Solidny czas pracy na baterii
  • Ładowanie 150 W
  • Szybkość i wydajność
minusy
  • Plastikowa ramka
  • Przeciętny aparat
  • Brak ładowania bezprzewodowego

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu