Militaria

Prom kosmiczny Dream Chaser idzie w kamasze. Początki kosmicznej logistyki

Krzysztof Kurdyła
Prom kosmiczny Dream Chaser idzie w kamasze. Początki kosmicznej logistyki
1

Choć mogliście słyszeć, że era kosmicznych wahadłowców się skończyła, statki tego typu tak naprawdę nie wyszły z użycia. Jeszcze zanim wycofano „Atlantisa”, w kosmos poleciał wojskowy Boeing X-37. Trwały też już prace nad Dream Chaserem, którym Pentagon właśnie się zainteresował.

Kosmiczna logistyka

Firma Sierra Space i Pentagon podpisały właśnie bardzo ciekawe porozumienie, w ramach którego opracowana ma zostać specjalna wersja Dream Chasera, przystosowana do błyskawicznego przewozu ładunków i personelu tak na orbitę, jak i w dowolne miejsce na Ziemi. Ważny jest tu oczywiście czas, w 3 godziny nie będzie tego w stanie zrobić żaden samolot.

Z tego co można wyczytać między wierszami, będzie to swoisty proof-of-concept dla budowy wojskowej logistyki wykorzystującej loty orbitalne. Sam Dream Chaser, ze względu na niezbyt wielkie rozmiary przełomu żadnego nie będzie w stanie, przynajmniej bezpośrednio, dokonać. Nie jest jednak wykluczone, że może stać się za jakiś czas bazą dla większych pojazdów.

Wahadłowiec Mini

Dream Chaser to projekt, który rozpoczęła firma SpaceDev, choć jej korzeni można szukać nawet w Związku Radzieckim. To właśnie tam powstał eksperymentalny samolot kosmiczny BOR-4, który po odkryciu go przez Amerykanów stał się inspiracją dla NASA do stworzenia projektu podobnej maszyny, wahadłowca HL-20.

Ten program nie wyszedł jednak poza fazę makietowo-koncepcyjną, a później został zakończony. Wskrzesić próbowała go firma SpaceDev, która rozpoczęła pracę nad nim jeszcze w 2004 r. W 2008 firma wraz z projektem została przejęta przez jedną z dużych firm zbrojeniowych, Sierra Nevada Corporation. Dziś projekt wahadłowca należy do spółki-córki koncerny, Sierra Space.

Statek jest projektowany w dwu podstawowych wersjach, pierwszy ma pojawić się bezzałogowy transportowiec, która ma wozić zaopatrzenie do ISS (obok Cargo Dragona i Cygnusa), w następnie stworzona zostanie wersja załogowa, przewożąca między 3 a 7 osób. Statek ma być wynoszony przez rakiety ULA Vulcan i Ariane 6.

Wyboista droga

Przez te wszystkie lat twórcy zgarnęli na ten projekt niemało grantów od NASA, Dream Chaser był między innymi konkurentem SpaceX Crew Dragon i Boeinga Starliner w programie Commercial Crew Development, ale... wciąż nie zdołał wyjść z fazy głębokich prototypów i nie dotarł w kosmos.

Do dziś przeprowadzono jedynie próby lotu ślizgowego w atmosferze, gdzie wahadłowiec był zrzucany przez helikopter. Niektórzy żartują sobie z tego powodu, że Stany przeznaczają na rozwój tego statku na tyle dużo, że firmie nie opłaca się go kończyć.

Faktem jest, że prace nad samolotem przeciągają się w nieskończoność. Być może ta epopeja zakończy się w 2023 r. kiedy bezzałogowy Dream Chaser ma polecieć w ramach misji SNC Demo-1 i zacumować do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Jeśli mu się to uda, będzie mógł rozpocząć realizację misji zaopatrzeniowych otrzymanych w ramach Commercial Resupply Services-2.

Wahadłowiec czy rakiety?

Jak już zaznaczyłem na wstępie, chodzi o szybkość. Pentagonu nie od dziś interesuje się szybkim przerzutem sprzętu i personelu z użyciem rakiet i orbit. Jakiś czas temu pisałem o podobnym projekcie związanym ze SpaceX. Jednak zastosowanie rakiet lądujących w taki sposób jak robi to Falcon, a jeszcze bardziej jak ma robić to Starship (łapanie przez wielkie chwytaki) nie specjalnie przystaje dla wymagań wojska.

W czasie opadania taka rakieta jest w zasadzie bezbronna, a co gorsza, na miejscu wymaga też specjalnej infrastruktury, nawet do tak prozaicznej czynności jak ukrycie jej w hangarze. Latający w atmosferze na zasadzie lotni, mogący w pewnym zakresie manewrować, a przede wszystkim lądować na normalnych lotniskach wahadłowiec jest tych wad pozbawiony.

Podstawowe pytanie dotyczące tego programu nie brzmi więc „dlaczego”, ale „kiedy”. Dream Chaser nie jest konstrukcją, której koncepcja budziłaby jakieś zastrzeżenia techniczne czy związane z fizyką lotu, ale Sierra Space musi wcisnąć gaz... Zdobycie pozycji i wojskowych kontraktów na lata być może będzie lepszym środkiem dopingującym, niż kontrakty typu „fixed price” od NASA.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu