Bezpieczeństwo w sieci

Droga policjo. Cel szczytny, ale forma raczej nie ta

Mirosław Mazanec
Droga policjo. Cel szczytny, ale forma raczej nie ta
2

Bezpieczeństwo dzieci w sieci jest tematem starym jak świat, ale cały czas aktualnym. Bardzo więc dobrze, że instytucje za to odpowiedzialne wciąż trzymają rękę na pulsie. Problemem jest jednak to, w jakiej formie to robią.

O co całe zamieszanie? O film przygotowany z pomocą filmowca przez inowrocławskie policjantki. Zanim zaczniecie czytać dalej, proszę, byście go zobaczyli. Żebyśmy wiedzieli, o czym rozmawiamy.

https://www.youtube.com/watch?v=4tIGd2XwRh0&t=3s

I jak? Napiszę jeszcze raz. Film ma jak najbardziej szczytny cel. Wkładania dzieciom do głowy tego, że po drugiej stronie komputera nie musi siedzieć kolega/koleżanka ale brzuchaty oblech, nigdy za wiele. I zawieranie takich znajomości i przenoszenie ich do realnego życia jest ryzykowne. Tak samo jak powtarzanie, że długie siedzenie przed monitorem męczy oczy i niszczy kręgosłup. A gry pełne przemocy mogą powodować u dziecka agresję. Chyba nie ma wśród czytających ten tekst nikogo, kto by się z tym nie zgodził.

Nie mam też problemu z tym, żeby nawet tak mało odkrywcze rzeczy co jakiś czas przypominać. I dzieciakom, i dorosłym. Przy nauce zdalnej trudno ograniczać dostęp do komputera i dobrze, gdyby raz na jakiś czas rodzić sprawdził, czy lekcja online nie przerodziła się czasem w sesję CS GO.

Warto by się jednak zastanowić, jak sprawić, by treść tworzona przez nadawcę dotarła do odbiorcy. Czyli jak zainteresować takim przekazem nastolatki. Boję się, że ten spot w takiej formie zainteresuje… nikogo. Jest trochę jak reklamowanie grzebienia łysemu. I równie dobrze można go pokazać rybkom w akwarium. Efekt będzie podobny. Czyli żaden.

Zacznijmy od początku czyli ustalenia do kogo jest ten film zrobiony. Część pierwsza sugeruje, że dla dzieci. Bo to do nich skierowany jest przekaz o niebezpieczeństwach znajomości zawieranych w sieci. Część druga – ta o wadach postawy – może trafić i do dzieci i do dorosłych. Część trzecia – o agresji – skierowana jest już raczej do rodziców. Takie gotowanie zupy, drugiego dania i deseru w jednym garnku. Może z tego wyjść coś strawnego? Nie sądzę.

To treść, a jak z formą? Nie mam zamiaru wymagać od takiego filmu produkcji na miarę Hollywood czy Bollywood. Po co to komu. Za to fajnie, by mieć na sprzedanie tematu jakiś pomysł. Jasne, to nie jest łatwe, właśnie dlatego spece od reklamy słono się cenią. Tu jednak najwyraźniej tego pomysłu zabrakło. Choć doceniam figurki z plasteliny – plus za podjęcie próby.

Reasumując aż trudno mi uwierzyć, że ktoś zrobił to „na serio”. Chyba, że cały film jest tak zły, że aż… dobry. Że specjalnie jego twórcy zdecydowali się na artystyczny prymitywizm spod znaku Nikifora Krynickiego. Że w ten sposób chcieli stworzyć viral który rozniesie się wśród młodych. Będą się z niego śmiali, ale będą go oglądali. I w głowach coś z tego słusznego przecież przekazu im zostanie.

Jest też jeszcze jedno wyjście. Jeśli czegoś nie potrafimy, lepiej się za to nie bierzmy. Poprośmy o pomoc kogoś, kto się na tym zna. Chcecie dotrzeć do dzieci – idźcie tam, gdzie one są. Do Internetu. Może pomoże jakiś popularny jutuber który gra w Minecrafta? Zbudujcie razem posterunek i zróbcie live. Pobawcie się w policjantów i złodziei, zamieńcie rolami. Zróbcie akcję z jakimś streamerem. Wtedy ktoś was zobaczy, usłyszy i nie będzie się z tego śmiać.

Drodzy twórcy filmu. Doceniam wasze starania. Ale po prostu nie tędy droga.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu