Felietony

Co Netflix robi nie tak? Największe grzechy giganta VOD

Konrad Kozłowski
Co Netflix robi nie tak? Największe grzechy giganta VOD
16

Jakiego Netfliksa pamiętam? Główną platformę VOD z obszernym katalogiem tytułów na licencji i świetnymi własnymi serialami. Wszystkim można było się cieszyć w znakomitej jakości, a przecież to Netflix był pionierem streamingu w 4K. Jak sytuacja wygląda obecnie?

Anulowanie seriali

Netflix przyzwyczajał nas do ciągłych zamówień nowych seriali, a także ratowania tytułów, które cieszyły się pewną popularnością, ale stacje domowe nie decydowały się na kręcenie kontynuacji. To właśnie Netflix uratował kilka produkcji, w tym uwielbiany przeze mnie "The Killing", więc takie działania napędzały oglądalność. Niestety, obecnie bywa wręcz odwrotnie, bo ku niezadowoleniu wielu widzów Netflix rezygnuje z seriali, które mają oddanych fanów lub tych, które nie zostały w prawidłowy sposób zakończone. Czasami decyzja zapada też o zakończeniu fabuły, pomimo potencjału na nowe sezony, ale liczy się przede wszystkim popularność serialu - jeśli nie spełnia pewnych kryteriów, Netflix z niego zrezygnuje. Takie zachowanie nie pokrywa się z chęcią podążania pod prąd, czym chwalił się serwis przez wiele lat, obiecując coś innego niż stacje telewizyjne, kablówka.

Opóźnienia w pojawianiu się nowych sezonów

Sytuacja ta dotyczy nie tylko seriali na licencji, ale także własnych produkcji i to coraz częściej. Niedawno znajomi przypomnieli mi o produkcji "Cień i kość", która jest jedną z niewielu z serii fantasy, jaką chciałbym oglądać dalej. Problem w tym, że dość długo czekano na potwierdzenie 2. sezonu, zaś zdjęcia do niego zakończyły się w czerwcu tego roku - to oznacza, że premiera zapewne nastąpi jesienią. Okres oczekiwania na nowe odcinki nie musi wynosić stricte jednego roku (choć kiedyś było to normą), ale ta niewiedza i oczekiwanie, a także zalewanie rynku nowymi produkcjami sprawiają, że wręcz zapominam o niektórych tytułach. Netflix nie radzi sobie też z dostarczaniem nowych odcinków wielu innych własnych seriali, niektóre czekają latami na konkrety, zaś te na licencji zaliczają nawet kilkumiesięczną czy roczną obsuwę względem premiery w kraju pochodzenia. Skoro niemożliwe jest dodawanie ich na bieżąco (co staje się normą), to może po zakończeniu sezonu? A taki szmat czasu później? Widzowie niemający cierpliwości oglądają w innych miejscach, czego można nie pochwalać, ale trudno się temu dziwić.

Natłok i masówka nowych produkcji

O tym problemie napomknąłem powyżej, a był on coraz bardziej odczuwalny od około 2018 lub 2019 roku. Gdy Netflix na całe wszedł w produkcję własnych seriali, chcąc uzupełnić kurczący się katalog produkcji na licencji, bo właściciele tytułów odbierali je w celu umieszczenia na własnej platformie, gigant zaczął się w tym wszystkim nieco gubić. Efektem są setki zamówień seriali, które trudno nazwać satysfakcjonującymi, a o części dziś już nawet nie pamiętamy. Oczywiście nie oczekujemy, że każda z produkcji będzie walczyć o miano serialu dekady, ale ta masówka i chęć stworzenia setek produkcji w ciągu roku ewidentnie wpłynęła na ich jakość. Dowodem na to mogą być pojedyncze tytuły, które w skali roku rywalizują z konkurencją o widza i otrzymują dobre oceny od krytyków. To nie zawsze jest oczywiście wyznacznikiem jakości, ale jeśli film za filmem okazuje się mało angażującym pokazem scen, a widzowie narzekają dość regularnie na te tytuły, to coś jest nie tak. Naturalnie na obronę swoich działań Netflix powie, że oglądalność nawet tych nisko ocenionych tytułów idzie w miliony, ale chyba nie o to chodzi...

Znikające tytuły

Netflix nie jest w stanie zatrzymać u siebie wszystkich produkcji, które oferuje na platformie - nikt tak naprawdę nie jest, jeśli nie dany serwis nie odpowiada za ich stworzenie i/lub nie posiada praw na wyłączność do dystrybucji. Niestety, coraz częściej mamy do czynienia z rotacyjną ofertą tytułów na licencji, które znikają w błyskawicznym tempie, nawet kilka tygodniu po dodaniu. Innym też zdarzają się takie sytuacje, np. niektóre filmy dodawane są na HBO Max jedynie na miesiąc czy dwa, ale czynienie z tego reguły nikogo nie powinno zadowalać. Rynek nie jest łatwy i opłacanie praw do dystrybucji czegoś, co się nie ogląda i nie przyciąga widzów mija się z celem, ale stale zmieniający się katalog uniemożliwia zaplanowanie seansów i spokojne zapoznanie się pojawiającymi się produkcjami.

Spadek jakości obrazu

Wielokrotnie poruszany przeze mnie temat i za każdym razem, gdy o nim mówię za przykład będę podawał jeden z moich ulubionych seriali, czyli "Mad Men". Możliwość obejrzenia go w świetnej jakości była przeze mnie wyczekiwana latami i gdy tylko pojawił się w Polsce na Netfliksie zakrzyknąłem z zachwytu, bo odróżnienie streamu online od Blu-ray'a nie było miejscami łatwe. Wprowadzenie nowych standardów kompresji przyniosło jednak sporą zmianę, która skutkuje zmniejszeniem ostrości obrazu i dotyka to nie tylko produkcji w 1080p, ale też w 4K oraz własnych seriali, a także filmów. Część traci na atrakcyjności w zauważalny sposób, dlatego zdarza mi się wybrać inną platformę albo nawet poszukuję wydania na płycie, bo bitrate wynoszący około 2 Mb dla produkcji w 4K po prostu nie ma prawa zapewnić odpowiedniego przepływu informacji, by na dużym ekranie seans był przyjemny.

Skomplikowana oferta

To jeden z najświeższych zarzutów wobec Netfliksa, ponieważ na tle konkurencji oferta z trzema pakietami, wśród których są nawet te z jakością SD i jednym ekranem, może wprawić w osłupienie nowych i starych użytkowników. Oprócz tego, coraz więcej osób deklaruje rezygnację z subskrypcji z powodu ceny, która na tle konkurencji jest mało przystępna. A w świetle coraz bardziej restrykcyjnych działań ograniczających współdzielenie kont może być zmusić wielu użytkowników do odejścia. Potrzebne są zmiany i to szybko, ponieważ aktualna oferta jest zbyt skomplikowana i kosztowna.

 

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu