Militaria

K239 Chunmoo, a mniej HIMARS. MON przyrządza Homara bardziej po koreańsku

Krzysztof Kurdyła
K239 Chunmoo, a mniej HIMARS. MON przyrządza Homara bardziej po koreańsku
32

Wygląda na to, że zarówno realia dotyczące amerykańskich możliwości produkcyjnych, jak i zapewnie potencjalna cena zmusiły MON do zmiany planów dotyczących artylerii rakietowej. MON dalej chce aż 500 wyrzutni, ale już „tylko” 200 szt. HIMARS, za to 300 koreańskich K239 Chunmoo.

Umowa na dniach

Jak poinformował Mariusz Błaszczak, a za nim ppłk Krzysztof Płatek z Agencji Uzbrojenia zakończono już negocjacje ze stroną koreańską dotyczące zakupu 300 wyrzutni K239 Chunmoo, a umowa na nie ma być niedługo podpisana. Pierwsze wyrzutnie mają trafić do Polski już w przyszłym roku. Umowa przewiduje też zakup dużej, choć nieujawnionej jeszcze ilości koreańskich rakiet.

MON poinformowało, że K239 będą posadzone na podwoziach Jelcz 8x8 z automatycznymi skrzyniami biegów. Wyrzutnie będą w pełni zintegrowane z polskim systemem BMS Topaz, wyposażone w system komunikacji Fonet, wraz polskimi radiostacjami i będą współpracować z polskimi wozami dowodzenia. Umowa przewiduje też zakup licencji i rozpoczęcie produkcji kontenerów oraz rakiet o zasięgu 70 i 290 km w Polsce (dane za AU).

Warto tu dodać, że wyrzutnie K239 są dwupakietowe, co oznacza, że są tak naprawdę ekwiwalentem 600 HIMARS M142, które równolegle również chcemy kupić (słynna monowska dywersyfikacja). W związku z tym zamówienie na te ostatnie ma być znacznie mniejsze i będzie opiewać na 200 szt. Plan MON oznacza jednocześnie, że siła ognia wszystkich 500 wyrzutni będzie większa niż wcześniej (ekwiwalent 800 szt. M142)

K239 Chunmoo

Koreański system MLRS powstał relatywnie niedawno, jego opracowywanie rozpoczęto w 2009 r. a produkcja ruszyła już 5 lat później. Podobnie jak HIMARS, jest systemem kontenerowym, rakiety są za wczasu pakietowane, a taki gotowy „pad” jest bezpośrednio dostarczany i ładowany do wyrzutni, co znacznie upraszcza tak logistykę, jak i polową obsługę tych zestawów. Jeśli ktoś widział, jak ładuje się np. Grady, szybko załapie dlaczego to prawdziwie rewolucyjne rozwiązanie.

Podstawowym efektorem tego systemu są kierowane (za pomocą GPS/INS) rakiety kalibru 239 mm i długości 3.96 m, pakowane w kontenery po 6 szt. Ponieważ każda wyrzutnia dysponuje dwoma „slotami”, pojedyncza salwa K239 to 12 szt. dwa razy więcej niż w przypadku M142. Ich obecny zasięg ocenia się na 80 km, w opracowaniu jest nowa odmiana z silnikiem strumieniowym, która ma go wydłużyć nawet do ~200 km.

W K239 można też używać niekierowanych rakiet 227 mm z systemu HIMARS, także pakietowanych po 6 szt., oraz znacznie mniejszych rakiety niekierowanych K33 kalibru 130 mm pakietowanych po 20 szt. (40 na salwę). Dostępne są też rakiety kierowane KTSSM kalibru 400 i 600 mm, pakietowane odpowiednio po 2 i 1 szt. na kontener (salwa 4 i 2 szt.) o zasięgach ocenianych na 300+ km.

W dyskusjach na temat tego systemu podnosi się często sprawę jego kompatybilności z rakietami systemu HIMARS, ale wygląda na to, że jest ona bardzo ograniczona. Z tego co udało mi się znaleźć w źródłach, z wyrzutni K239 można odpalać wyłącznie podstawowe niekierowane pociski systemu HIMARS, czyli rakiety M26. O możliwości użycia kierowanych rakiet M30/31 nigdzie nie znalazłem nawet wzmianki. Czy wynika to z ograniczeń technologicznych czy licencyjnych, również nie udało mi się znaleźć.

Pozostaje też pytanie, czy kompatybilne są same kontenery na M26 pomiędzy tymi systemami. Podejrzewam, że nie, a jeśli mam rację to ewentualne użycie M26 na K239 będzie się wiązało z rozdzieleniem ich logistycznych ścieżek już na etapie pakietowania. Trzeba też zaznaczyć, że w drugą stronę to nie zadziała w ogóle, żadna z koreańskich rakiet nie poleci z HIMARS.

Co ciekawe, choć jednym z efektorów K239 jest wspomniana już rakieta 130 mm K33, nie oznacza to końca rozwoju i zakupów polskich rakiet niekierowanych kalibru 122 mm Feniks. Produkt Mesko nie będzie jednak zintegrowany z K239, co już mocno zaskakuje. Dlaczego nie spiąć tego w jedno, zunifikowane rozwiązanie?

Według informacji z Agencji Uzbrojenia Langusta z Feniksami będzie kupowana i używana w organicznych dywizjonach artylerii rakietowej naszych wielkich jednostek. Czy więc nasze K239 nie dostaną w ogóle najniższego „piętra” rakietowego, czy też będziemy używać równolegle rakiet 122 i 133 mm? To się okaże dopiero przy podpisaniu umów wykonawczych.

Zakup na plus

Decyzja o zakupie K239 jest chyba najlepszym z wszystkich koreańskich pomysłów MON. Według informacji, które można znaleźć na stronach koreańskich, system ma być przynajmniej tak samo dobry jak HIMARS (sporo źródeł twierdzi, że jest lepszy), a jednocześnie znacznie tańszy. Cóż, można tylko żałować, że Korea nie zdecydowała się wspomóc nim Ukrainy, dałoby to nam jakiś materiał porównawczy z HIMARS, a samym Koreańczykom wirtualną nalepkę „battle proven”.

Nie mniej ważnym aspektem jest to, że Korea mocno stawia na artylerię rakietową, w związku z czym stara się swoje systemy szybko rozwijać i usprawniać. Na koreańskich stronach są informacje o pracach nad zestawami Chunmoo II i III, lepiej dostosowanymi do strzelania rakietami o większych kalibrach. Trzeba tu zaznaczyć, że rakieta o kalibrze 600 mm, często pokazywana w materiałach Hanhwa, prawdopodobnie nie jest kompatybilna z obecnie produkowanymi K239, a dopiero będzie z jego większymi wersjami rozwojowymi.

Na pewno ogromnym plusem jest transfer technologii stojących za K239 i jej efektorami do Polski. To coś, na co przy HIMARS można było liczyć tylko w bardzo ograniczonym zakresie. Tutaj wygląda, że nasz kraj docelowo będzie mógł samodzielnie produkować zarówno wyrzutnie, jak i rakiety. Oczywiście nie ma szans na to, żeby każdy element w środku był „Made in Poland” ale jest szansa, że polonizacja będzie naprawdę głęboka.

Także od strony czysto wojskowej K239 wygląda na system lepiej zaprojektowany od duetu HIMARS M142/M270. Od tego pierwszego K239 ma dwa razy większą siłę ognia i dzięki dwu slotom wygodniejszą obsługę. Od tego drugiego, dzięki zastosowaniu trakcji kołowej, będzie znacznie tańszy i prostszy w użytkowaniu. Nie uważam braku pojazdu o trakcji gąsienicowej za błąd, wojsk rakietowych o takim zasięgu nie pcha się na pierwszą linię.

Czy leci z nami pilot?

O ile sam zakup K239 nie budzi zastrzeżeń, to już cały plan rozbudowy wojsk rakietowych i w ogóle armii jako całość ciągle budzi duże wątpliwości. Czy te plany nie są czasem „z kosmosu”, czy da się go w takiej formie w ogóle zrealizować? Czy ktoś policzył, jak ogromne zaplecze i zapasy będą nam potrzebne?

Cóż, jeśli ktoś wierzy w budowę 6 dywizji, rozbudowę armii do 300+ tys. żołnierzy, 1000+ czołgów i 96 Apache oraz szybkie ogarnięcie infrastruktury i zaplecza niezbędnego dla wszystkich planów MON, z pewnością zakup 500 wyrzutni MLRS go nie przerazi. Skoro udźwigniemy tyle, to i 500 wyrzutniami sobie poradzimy. Ja niestety takim optymistą nie jestem.

Nie wierzę w tak dużą rozbudowę armii, ani w jej zdolność do wchłonięcia takich ilości sprzętu w tak krótkim czasie. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że duża część tych pomysłów zostanie utrącona z powodów czysto finansowych niezależnie od wyniku przyszłych wyborów, a schemat umów ramowych z późniejszymi mniejszymi umowami wykonawczymi na takie coś w posty sposób pozwoli.

Pójście w K239 traktuje jako pierwszą, jeszcze nieśmiałą jaskółkę wymuszającą urealnianie zakupów na decydentach z MON. Mam tylko nadzieję, że cięcia ilościowe, które wymusi w kolejnych latach sytuacja, będą prowadzone w miarę mądrze, tak aby nie komplikować sobie logistyki, niepotrzebnie mnożyć bytów i nie generować niepotrzebnych kosztów. Było jakieś celne przysłowie o nadziei...

Realizm a sprawa polska

W optymistycznym wariancie,  dla naszych wojsk rakietowych taki racjonalny scenariusz musiałby oznaczać rezygnację z zamówienia wspomnianych 200 wyrzutni HIMARS. Te baterie które już zamówiliśmy plus 300 szt. K239 to i tak jest ilość, którą ciężko będzie ogarnąć. Wystarczy przeanalizować sobie, jakie finansowe konsekwencje taki zakup niesie.

Jeśli nasze wyrzutnie mają być czymś więcej niż sprzętem defiladowym, trzeba zapewnić im odpowiednią ilość amunicji. Rakiety, szczególnie te kierowane o większym zasięgu są po prostu drogie. Jednocześnie to w nich jest cały sens zakupu wyrzutni klasy HIMARS.

Policzmy więc w najprostszy, wręcz prostacki sposób. Szacuje się, że koszt jednej rakiety M31 to ~150 tys. dolarów. a ATACMS ~700 tys. dolarów. Przyjmijmy, że nasz zakup obejmie minimalną ilość rakiet na wyrzutnię, taka samą jak zamówiliśmy wraz z pierwszym dywizjonem HIMARS w 2019 r. Mamy w tym pakiecie 270 rakiet klasy M31 i 30 rakiet klasy ATACMS na 18 wyrzutni bojowych (były jeszcze 2 szkolne).

W przypadku HIMARS-ów mamy w ten sposób zabezpieczone po 2 salwy mniejszych pocisków na wyrzutnię, ATACMS nie będę tak rozdrabniać, są używane w innym reżimie. Koszt takiego pakietu wyniesie około 60 mln dolarów, a że kupujemy kolejnych 10 dywizjonów, więc koszt rakiet dla HIMARS zamkniemy w kwocie ~600 mln dolarów.

Nie znamy cen rakiet koreańskich, ale przyjmijmy, że kosztują nawet 2 razy taniej (nie postawiłbym na taką różnicę ani złotówki). Koszt salwy wyjdzie więc taki sam, a że kupujemy 25 dywizjonów, to musimy zabezpieczyć kolejne 1,5 mld. dolarów. Wychodzi ponad 10 mld złotych  za mikroskopijny zapas, policzony z ogromnym przekłamaniem i zaokrągleniami na korzyść naszej armii. Osobiście, z tą ilością amunicji obstawiam, że koszty samej amunicji i jej obsługi wyniosą ze trzy razy więcej.

Gdzie w tym rezerwa, potrzebna do tego, żeby jednostki którym przytrafi się konieczność prowadzenia intensywnego ognia po dwu salwach nie rozłożyły rąk? W czasie Pustynnej Burzy Amerykanie wystrzelili 17 tys. rakiet M26. Amunicji kierowanej zużywa się mniej, założę się jednak, że intensywność ognia na wyrzutnię na Ukrainie jest wielokrotnie wyższa.

Niestety nie znamy na razie twardych liczb z tego konfliktu, ale prawda jest taka, że Polska powinna mieć na pierwsze dni wojny przynajmniej kilka jednostek ognia na wyrzutnię. Oczywiście nie każda jednostka je wystrzeli, ale teleportacja na razie nie istnieje, więc liczby pocisków nie da się oderwać od ich lokalizacji.

Do tego wszystkiego trzeba doliczyć też inne koszty. W czasie pokoju nasze jednostki muszą też z tych systemów raz na jakiś strzelać, nawet jeśli z rakiet treningowych, to i ich będziemy musieli zamówić duże ilości. Niezbędne są magazyny, obsługa, serwis, wspomniane Jelcze. A to przecież tylko jeden z wielu gigantycznych programów naszego MON z ostatnich miesięcy.

Mam niestety wrażenie, że obecna polityka min. Błaszczaka polega na tym, żeby do wyborów dotrwać jako papierowe mocarstwo, a potem albo będą mieli 4 lata na odkręcanie tego, chwaląc się, że „chcieliśmy dobrze, ale się nie da”, albo w razie przegranej przerobi się to cięcie umów na paliwo polityczne przeciw temu, kto będzie aktualnie rządził.

Podsumowanie

Zakup K239 jest najlepszym z dotychczasowych pomysłów MON. W pełni zrealizowany będzie korzystny tak dla armii, jak i dla zbrojeniówki. Jeśli coś zastanawia, to niechęć do przejścia na rakietę K33 130 mm lub integracji Feniksów z K239 i zmiany koncepcji dla Langusty II, tym bardziej że ta również jako nośnika ma używać Jelcza 8x8. Dlaczego nie pójść w unifikację, szczególnie że nawet w optymistycznym scenariuszu z wchłonięciem takiej ilości sprzętu będą problemy?

W kontekście wojska rakietowych największym zagrożeniem dla tego planu jest całość działań MON, które moim zdaniem są z gatunku myślenia życzeniowego i fantastyki ekonomicznej i organizacyjnej. Boję się, że zrealizujemy tylko pierwsze umowy wykonawcze, kupimy kilkadziesiąt HIMARSÓW i K239 z półki, a na transfer i rozwinięcie produkcji w Polsce braknie kasy, możliwości i miejsca. Bardzo chciałbym się mylić, ponieważ sam pomysł i kształt umowy z K239 jest bardzo obiecujący.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu