Kosmos

Flagi „Ługandy” i „Donbabwe” na ISS. Rosja rozkręca propagandę w kosmosie

Krzysztof Kurdyła
Flagi „Ługandy” i „Donbabwe” na ISS. Rosja rozkręca propagandę w kosmosie
5

Od początku wojny było wiadomo, że konflikt wywoła napięcia na tle współużytkowania Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ostatnie wydarzenia pokazują, że Rosja nie zachowa tu umiaru, a jej kosmonauci nie prezentują, jak niektórzy uważali, wyższego poziomu niż reszta tego narodu.

Świętowanie „wyzwolenia”

W serwisie Telegram, na oficjalnym kanale Roskosmosu pojawiły się zdjęcia trzech rosyjskich kosmonautów przebywających obecnie na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej z flagami w rękach. O ile takie zdjęcia z flagą Rosji można byłoby zrozumieć i machnąć na nie ręką, to jednak użycie symboli samozwańczych republik ludowych, Ługańskiej i Donieckiej, jest bardzo wyraźną prowokacją.

Zdjęcia ukazały się w internecie 3 lipca, po tym, jak siły rosyjskie zmusiły wojsko ukraińskie do wycofania się poza granice tworu zwanego prześmiewczo Ługandą, z dopiskiem mówiącym że: „To jest długo oczekiwany dzień, na który mieszkańcy okupowanych obszarów obwodu ługańskiego czekają od ośmiu lat”.

Całą akcję propagandową przygotowano zapewne jeszcze przed wybuchem wojny, cała trójka kosmonautów dotarła na ISS 18 marca 2022 r. a więc w pierwszych tygodniach konfliktu. Rosja miała pewnie nadzieję, że wyciągnięcie tych flag nastąpi wcześniej i w innej sytuacji militarnej i politycznej, ale najwyraźniej uznano, że skoro nie ma co się lubi... Pozostaje pytanie, co jeszcze rosyjscy propagandyści, przepraszam, astronauci mają przygotowane.

NASA gra zachowawczo

Kiedy na początku wojny rozpatrywałem możliwości, jakimi dysponuje NASA, postawiłem tezę, że agencja i sojusznicy powinni zrobić wszystko, aby współpracę z Rosją na stacji zakończyć, nawet ryzykując utratę stacji. Niestety, administrator Bill Nelson wybrał bardzo zachowawcze podejście i współpracę chce kontynuować, łącznie z przeprowadzeniem wymiany kosmonautów na statkach załogowych.

Przypomnę, według ciągle obowiązującego planu, astronauta Frank Rubio miałby polecieć na ISS na pokładzie jednego z Sojuzów, a na pokładzie Crew Dragona miejsce miałaby otrzymać kosmonautka Anna Kikina. Porozumienie w tej sprawie nie zostało co prawda sformalizowane, ale Nelson broni go w wywiadach, twierdząc, że pozwala to na większe zabezpieczenie stacji, jeśli statków można używać zamiennie.

W obliczu tego, ile Crew Dragonów posiadają NASA i SpaceX... brzmi trochę śmiesznie, a przecież niedługo do służby wejść ma jeszcze Starliner. Zachowanie Nelsona od początku wojny jest zbyt spolegliwe, a przecież nie jest to pierwsza rosyjska prowokacja, wcześniej co najmniej kilkoma, idiotycznymi dodajmy, podjazdami popisał się polityczny clown stojący na czele Roskosmosu, Dmitri Rogozin.

Co NASA powinno

Moim zdaniem NASA powinno grać znacznie ostrzej i ograniczyć współpracę z Rosją na stacji do kontaktów czysto technicznych. Jednocześnie w otwarty, wręcz nagłośniony sposób ogłosić program mający na cele odłączenie amerykańskiego segmentu lub przyśpieszenia budowy nowej stacji, która ISS miałaby zastąpić.

Nie przekonują mnie tutaj argumenty Nelsona, że w czasach Zimnej Wojny doszło do symbolicznego połączenia statków obu mocarstw. Apollo - Sojuz miało miejsce w czasie odprężenia stosunków między oboma mocarstwami, w czasie gdy po obu stronach było widać chęć „wyciągnięcia nogi z drzwi”. Dziś Rosja jest w zupełnie innym miejscu i konflikt stara się eskalować.

Podział stacji to trudne zadanie, ponieważ przez dekady nie zadbano o to, żeby amerykański segment zachował autonomię (na początku należący do Amerykanów moduł Zaria miał możliwość manewrowania). Jednak ostatnie testy statku Cygnus, mającego pozwolić na prowadzenie manewrów, choć z problemami, powiodły się.

Swoją pomoc oferował też Elon Musk, a przez środowisko inżynieryjne i naukowe przetoczyła się oddolna decyzja, co należałoby do szybkiego rozdzielenia zrobić. W budowie są też modułu firmy Axiom Space i wydaje się, że Amerykanie mają na tyle argumentów w ręku, żeby to oni mogli grozić Rosji, a nie Rosja im. Mam nadzieję, że ostatnia prowokacja zmieni nastawienie decydentów i zdopinguje NASA oraz amerykańską administrację do opracowania i wprowadzenie w życie planu... „atomowego”.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu