Felietony

Nie wchodziłem na Facebooka od miesięcy. Serwis w sumie mógłby dla mnie nie istnieć

Krzysztof Rojek
Nie wchodziłem na Facebooka od miesięcy. Serwis w sumie mógłby dla mnie nie istnieć
23

Co by się stało, gdyby serwery Facebooka dziś wyleciały w powietrze? Dla mnie - absolutnie nic.

Nie wchodziłem na Facebooka od miesięcy. Serwis w sumie mógłby dla mnie nie istnieć

Kiedy Facebook powstał, nie robił niczego wyjątkowego. Na świecie istniały już bowiem sieci społecznościowe, pozwalające nam sprawdzić, co się dzieje z naszymi znajomymi oraz samemu dać znać, co się dzieje u nas. Oczywiście, Facebook robił to wszystko po prostu lepiej, wygodniej i na niespotykaną dotąd skalę, szybko integrując platformę i komunikator Messenger w jedną, spójną usługę. Dorzućmy do tego Instagrama i WhatsAppa i bum, oto przepis na megakorporację, której globalny zasięg sprawia, że dziś decyzje podejmowane przez Facebooka mają wpływ nawet na tak ważne dla globalnego porządku kwestie jak wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych. Trzeba jednak przyznać, że w 2016 faktycznie wydawało się, że od Facebooka nie ma ucieczki. Nie chodzi tu nawet o brak alternatywy, ale o użyteczność tej platformy.

Coś jednak się zmieniło. Na „fejsa” nie zaglądałem od miesięcy

Kiedy ostatnio wszedłem na platformę, żeby sprawdzić coś do jednego z tekstów, które pisałem, zdałem sobie sprawę, że… dawno tam nie byłem. To znaczy – nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnio faktycznie sprawdzałem feed na Facebooku. Na przestrzeni ostatniego czasu zwyczajnie moja chęć by patrzeć co tam się dzieje zwyczajnie malała do poziomu, w którym gdy chciałem faktycznie tam wejść, zauważyłem, że nie mam nawet aplikacji Facebooka zainstalowanej na swoim telefonie.

Oczywiście, powody takiej zmiany mogą być różne i niekoniecznie musi to być kwestia samego Facebooka. Jednocześnie jednak, muszę przyznać się, że nie czuję, by moje życie zmieniło się jakoś drastycznie. Bardziej jestem zdania, że to zmiany, które wprowadziła Meta sprawiały, że jej portal stawał się dla mnie coraz mniej i mniej atrakcyjny, do poziomu, w którym dziś mógłby przestać istnieć i nawet bym tego nie odczuł. Dlaczego? Cóż, Facebook pełnił dla mnie przede wszystkim dwie role: informacyjną i rozrywkową. I to, co zrobiła Meta sprawiło, że dziś w żadnej z tej ról się nie sprawdza.

Źródło: Depositphotos

Po pierwsze, jeżeli chcemy dziś znaleźć jakąkolwiek informację na fejsie, to… powodzenia. Możecie mieć zasubskrybowane same portale informacyjne, a i tak algorytm będzie wam podrzucał posty, które polubili wasi znajomi, albo nawet randomowe rzeczy, ponieważ „to pozwala zwiększyć zaangażowanie”. Wszystko to przeplatane postami sponsorowanymi (z którymi nie macie nic wspólnego) i reklamami i bum, mamy idealny przepis na to, by Facebook jako hub informacyjny przestał być użyteczny dawno temu.

A co natomiast z funkcją rozrywkową? W końcu Fejsa odpala się głównie wtedy, kiedy nam się nudzi, prawda? Przegląda się go jadąc tramwajem, czy czekając w kolejce. Cóż, tutaj każdy ma swoje preferencje, ale ja zwyczajnie mam wrażenie, że dziś to medium społecznościowe przeszło z dyskusji na tym, co u kogo na w pełni rozwinięte pole bitwy, gdzie 99 proc. czasu ludzie poświęcają na przepychanki na każdy możliwy temat, szczególnie jeżeli chodzi o politykę. I tak – być może tak było zawsze, a teraz algorytmy po prostu faworyzują takie dyskusje. Być może po prostu bardziej to zauważam, a być może po prostu z wiekiem zaczęło mi to przeszkadzać. W moim odczuciu jednak Facebook stał się bardziej jak Twitter. W zamierzchłych czasach internetu ludzie byli nieco bardziej powściągliwi, jeżeli chodzi o pisanie czegoś pod „swoim” imieniem i nazwiskiem, dlatego rozdźwięk pomiędzy komentarzami na portalach i na Facebooku był widoczny. Cóż, mam wrażenie, że teraz po prostu puściły hamulce i szambo zaczyna wylewać się przez coraz szersze szczeliny.

Źródło: Depositphotos

Facebook odchodzi w oparach ludzkiej obojętności

Oczywiście – dalej korzystam z Messengera, ponieważ namówienie znajomych do komunikatorów, które ewentualnie szanują prywatność użytkownika jest tak samo trudne jak zawsze, a moment, w którym Facebook mógł dostać mocny cios od Telegrama, Signala i innych przepadł, przykryty grubą warstwą ludzkiej obojętności na to, co dzieje się z ich danymi. Jednocześnie nie jest tak, że postępujący brak Facebooka w jakikolwiek sposób zwiększył ilość dostępnego w ciągu dnia czasu. Współczesny świat oferuje więcej niż wystarczającą liczbę zamienników, które równie skutecznie pochłaniają czas. W moim wypadku takim okazał się YouTube i fakt, że dzisiejsi twórcy coraz częściej wrzucają tam produkcje, które nie ograniczają się do 10-12 minut, ale potrafią trwać nawet ponad godzinę.

Czasami też, jeżeli już znajdę coś naprawdę interesującego w sieci, to podzielę się tym na Facebooku od wielkiego dzwonu, ale bardziej z przyzwyczajenia niż z realnej potrzeby. Podejrzewam, jeżeli dziś serwery Facebooka by wybuchły, w moim życiu nie zmieniłoby się absolutnie nic. I tak, wiem, że teraz pewnie odezwą się osoby, które nigdy z tego serwisu nie korzystały i będą mówiły, że odkryłem tym stwierdzeniem Amerykę. Ja jednak jestem zdania, że wszystko jest dla ludzi (nawet TikTok) i każdy ma prawo korzystać z tego co chce i lubi. Jednak, jeżeli miałbym dziś powiedzieć, co może stanowić o końcu Facebooka, to wychodzi na to, że najsilniejszą bronią nie są skandale czy afery (tych platforma miała pod dostatkiem) ale postępująca obojętność wobec tego, co się na nim znajduje.

Źródło grafik: Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu