Świat

Były pracownik Facebooka oskarża firmę o handel ludźmi

Krzysztof Rojek
Były pracownik Facebooka oskarża firmę o handel ludźmi
4

Facebook próbuje nas przekonać, że buduje lepsza przyszłość, a tymczasem działania firmy pokazują, że nawet prawa człowieka nie stanowią dla niego przeszkody, jeżeli chodzi o traktowanie własnych pracowników.

Jedną z naszych porażek, jeżeli chodzi o społeczeństwo, jest to, że przeszliśmy do porządku dziennego nad faktem, że najbogatsi ludzie i największe firmy łamią prawo, aby maksymalizować swoje zyski. Afery takie jak Panama czy Pandora Papers przeszły bez echa, a jedynymi osobami, które poniosły realne konsekwencje, byli ludzie, którzy ujawnili skalę przekrętów i oszustw. Jednak nawet w takim wypadku co jakiś czas dowiadujemy się o rzeczach, które nawet w takiej sytuacji wydają się nam niedopuszczalne i zwyczajnie, moralnie złe. Taki właśnie przypadek dotyczy Daniela Motaunga, obywatela RPA, który podzielił się swoją historią odnośnie pracy dla "dużego F".

Oto, jak wygląda rekrutacja i praca dla Facebooka

Żeby zrozumieć, cały proces, trzeba najpierw przypomnieć, że Facebook jako spółka nie odpowiada za wszystkie elementy działania platformy. W wielu miejscach, jak np. moderacja, polega na pracownikach kontraktowych, oficjalnie zatrudnionych przez inne firmy. Tak było także w przypadku Daniela Motaunga. Pochodził on z ubogiej rodziny w RPA i kiedy dostał propozycję pracy w firmie Sama, przeniósł się z tego powodu do stolicy Kenii, Nairobi. Jednak, jak zaznacza w swoim pozwie, na żadnym etapie rekrutacji nie powiedziano mu, że jego właściwą pracą będzie moderowanie treści na Facebooku. Twierdzi, że oferty pracy były tak skonstruowane, by "specjalnie zmylić niczego nie podejrzewających ludzi, by nieświadomie zgadzali się się na bycie moderatorami Facebooka". To z kolei, według lokalnego kenijskiego prawa, podpada (słusznie z resztą) pod paragraf handlu ludźmi.

Niestety, po 6 miesiącach pracy, Motaung spotkał się ze scenami, które mocno odbiły się na jego psychice, jak morderstwa czy gwałty, co zakończyło się zdiagnozowaniem u niego zespołu stresu pourazowego (PTSD). Odpowiednią reakcją na to była dla niego próba założenia związku zawodowego, aby walczyć o prawa swoje i osób, które znalazły się w podobnej do niego sytuacji. Jednak gdy tylko firma usłyszała o tych próbach, Motaung został z miejsca zwolniony, co bardzo mocno pokazuje, że pomimo zapewnień prawa pracownika w dalszym ciągu nie są w firmie respektowane.

Pozostaje pytanie Facebook i Sama szukali moderatorów w dalekiej Kenii? Cóż, raport magazynu Time pokazuje, że Sama płaciła moderatorom równowartość 2,5 dolara za godzinę, czyli 3x mniej, niż wynosi minimalna pensja w Stanach Zjednoczonych. Motaung w wywiadzie dla Time powiedział, że  ‎"Mark Zuckerberg i jego kumple z firm takich jak Sama nie mogą pozwolić na takie traktowanie ludzi. Dlatego to robię. Nie jesteśmy zwierzętami. Jesteśmy ludźmi – i zasługujemy na to, by być tak traktowani".‎ W swoim pozwie wymaga też on od Facebooka rekompensaty nie tylko dla siebie, ale też dla wszystkich, którzy zostali przez firmę potraktowani w ten sposób.

Takie sytuacje pokazują, jak bardzo to, co widzimy na materiałach marketingowych, w szczególności bajki wkładzie firmy w budowę "lepszego jutra" rozmijają się z brutalną rzeczywistością, w której korporacja posunie się do takich rzeczy, by tylko zaoszczędzić kilka dolarów na swoich pracownikach. Jeżeli to w ogóle możliwe, moja opinia o Facebooku i jego działaniach właśnie stała się jeszcze niższa.

Źródło

 

 

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu