Felietony

Fifowy syndrom sztokholmski. Dlaczego wciąż kupujemy tę samą grę w innym opakowaniu?

Patryk Koncewicz
Fifowy syndrom sztokholmski. Dlaczego wciąż kupujemy tę samą grę w innym opakowaniu?
14

EA co rok wypuszcza nową odsłonę wirtualnego futbolu, która niewiele różni się od poprzedniej, powielając błędy i szkodliwe mechanizmy. Dlaczego więc wciąż łapiemy się na to samo, skoro gra powoduje tak wiele negatywnych emocji?

Wielkimi krokami zbliża się 30 września, a to oznacza, że FIFA 23 już niebawem trafi na sklepowe półki. Fani marki już zacierają ręce i zapewne wielu z nich zamówiło edycje przedpremierowe, aby uzyskać dostęp do gry na 3 dni przed oficjalnym wypuszczeniem na rynek. Dla sympatyków wirtualnego futbolu to część corocznego cyklu, coś jak zrzucenie skóry i wymiana na nową. Choć tak naprawdę z edycji na edycje niewiele się zmienia, to gracze i tak tłumnie rzucają się na tytuł, będący niemalże tym samym produktem w nowym opakowaniu. Dlaczego społeczność FIFY za każdym razem, niczym stado naiwnych owiec najpierw otwarcie krytykuje a potem łapie się na ten sam trik? Przedstawię to z perspektywy osoby, która uczestniczyła w tym zbiorowym szaleństwie.

Dasz palec, weźmie całą rękę

Z FIFĄ jest trochę jak z toksycznym małżeństwem. Wiesz, że nic dobrego z tego nie będzie, bo to związek pełen irytacji, złości i niechęci, ale i tak ponownie wchodzisz do tej samej rzeki. Na samym wstępie zaznaczę, że dla niedzielnego gracza, który pogrywa z botem raz na miesiąc, rozgrywając mecz między Barceloną a Realem na najniższym poziomie trudności, tekst może wydawać się niezrozumiały. Sęk w tym, że kręgosłupem cyfrowej piłki od Electronic Arts jest tryb Ultimate Team – jeśli raz wpadniesz w jego łapska, to nie wydostaniesz się z niego zbyt szybko.

Źródło: EA

W dużym skrócie polega on na budowaniu własnej drużyny od podstaw i rywalizowaniu w rozgrywkach weekendowych w celu uzyskania monet i paczek, dzięki którym pozyskać możemy lepszych graczy do naszego składu. Problem polega jednak na tym, że wymaga to systematyczności, a gra skrojona jest pod bieżące eventy i wydarzenia. Jeśli zaczniesz olewać sprawę, to trudno będzie nadrobić zaległości, a przeciwnicy będą miażdżyć Cię mocnymi składami w każdym meczu. Proces ten można przyspieszyć za prawdziwe pieniądze, kupując paczki z zawodnikami i sprzedając je na wewnętrznym rynku. Masz zatem prosty wybór – płacisz lub spędzasz na graniu każdą wolną chwilę. Jeśli dołożymy do tego liczne błędy w gameplay’u i powszechną złośliwość graczy, to otrzymamy toksyczną mieszankę, generującą więcej powodów do poirytowania niż do relaksu. Dlaczego więc FIFA co roku sprzedaje się w milionach egzemplarzy?

Po premierze nowej FIFY stara część natychmiastowo umiera

Cykl życia FIFY jest ściśle powiązany z bieżącym sezonem rozgrywek ligowych. Nowa odsłona ukazuje się w okolicach września, czyli chwilę po piłkarskiej przerwie urlopowej. To niezwykle gorący okres z uwagi na pierwsze spotkania rozgrywane przez gwiazdy okienek transferowych, które otrzymują w grze karty reprezentujące nowe drużny z podrasowanymi statystykami.

Można śmiało stwierdzić, że po premierze nowej FIFY stara odsłona bezpowrotnie kończy swój żywot. Rynek transferowy świeci pustkami, czas oczekiwania na dobór przeciwnika zwiększa się i próżno szukać ciekawego contentu w postaci nowych kart i eventów. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby dalej rozgrywać spotkania „dla zabawy”, ale to nigdy nie było celem prawdziwych fifowych wyjadaczy.

Paradoks mocnego klubu

Podstawowym założeniem trybu Ultimate Team jest systematyczne ulepszanie swojego zespołu i wspinanie się po rankingowych szczeblach Ligi Weekendowej. Choć brzmi to absurdalnie, to właśnie początkowy etap gry – gdy poziom posiadanych kart porównywalny jest z polską Ekstraklasą – jest uważany przez wielu graczy jako najprzyjemniejszy. To właśnie wtedy najbardziej liczą się umiejętności i znajomość schematów gry. Im dalej w las, tym więcej potężnych i horrendalnie drogich kart specjalnych z zawyżonymi statystykami.

Źródło: EA

Brzmi to trochę jak świadomy masochizm, jednak wieloletni gracze FIFY faktycznie oczekują na nową odsłonę, bo po roku niestrudzonego grindu ich drużyny nie mogą być już lepsze, a granie tymi samymi zawodnikami jest po prostu nudne, więc odczuwają potrzebę startu od zera. Głupie? Owszem, ale dokładnie na tym to polega.

FIFA uzależnia

Nie drodzy czytelnicy, nie jest to żart. Mechanizmy samej rozgrywki i polityka paczek z kartami oparta o mikropłatności zahaczają o hazard. FIFA – zwłaszcza w kontekście gry online – to bardzo konkurencyjny tytuł. Jeśli chcesz mieć szanse z innymi graczami, musisz albo nieustannie wykonywać czasochłonne zadania, albo przyspieszyć ten proces kupując paczki z kartami za realną walutę. Każde z tych rozwiązań ma swoje wady. Odczuwasz przymus poświecenia kilku godzin dziennie na granie, bo bez tego rozwój drużyny będzie stał w miejscu, lub wkręcasz się w paczki z losową zawartością, w których prawdopodobieństwo wygranej jest równie wysokie co w automatach zwanych jednorękim bandytą. Od czasu do czasu gra sypnie dobrym trafem, a wtedy niczym stały uczestnik kasyna próbujesz jeszcze raz.

O destrukcyjnym wpływie FIFY na psychikę można przeczytać na redditowych subforach. Gracze opisują tam przykre historie uzależnień od gry, ciągłej irytacji, zmarnowanych godzinach i niezliczonej ilości wydanych pieniędzy. Nie są to jednostkowe przypadki, a setki bliźniaczych historii, które stoją u podstaw świetnych wyników sprzedażowych kultowej serii o wirtualnej piłce. Z wypowiedzi uzależnionych graczy wynika, że co rok kupują nową odsłonę, bo po prostu czują natrętną potrzebę uczestniczenia w rozgrywkach, które nawet nie sprawiają przyjemności.

Brak realnej konkurencji

Powiedzmy sobie wprost. Nie ma na rynku gry, która mogłaby zagrozić dominacji FIFY. Pro Evolution Soccer kilka lat temu można było uznać za godnego pretendenta do tronu jednak FIFA przez bardziej arcadowy format rozgrywki i renomę marki zawsze była o krok przed symulatorem Konami. PES wraz z wydaniem edycji eFooball – bardzo ostro krytykowanej przez graczy – ostatecznie przypieczętował swoją porażkę i mocno wątpliwe jest to, że kiedykolwiek się z niej podniesie.

Na horyzoncie majaczą co prawda dwa nowe tytuły, GOALS i UFL jednak wnioskując po pierwszych zwiastunach i fragmentach rozgrywki, nie będzie to realna konkurencja, a co najwyżej darmowa alternatywa, bowiem oba tytuły zostaną wydane w modelu free to play. Na obecnym etapie odstają jednak mocno zarówno pod względem mechanicznym jak i graficznym, zatem EA raczej nie ma czego się obawiać.

Electronic Arts ma w posiadaniu kurę znoszącą złote jaja. To jeden z nielicznych tytułów, który na dobrą sprawę przechodzi jedynie delikatne zmiany kosmetyczne oraz odświeżenia pod względem statystyk i składów. Największym fartem FIFY jest to, że opiera się na najpopularniejszym, najbardziej medialnym i prawdopodobnie najbardziej toksycznym sporcie na świecie. W futbolu przywiązanie do barw i zawodników jest traktowane jako kwestia honoru i podobne mechanizmy zachodzą w przypadku jej wirtualnej odsłony. Nie ważne w jak opłakanym stanie będą serwery EA, nieistotne też jak irracjonalnie natarczywe będą zawarte w grze mikropłatności.

Źródło: EA

FIFA nie tylko w tym roku, ale także na przestrzeni kilku następnych lat sprzeda się świetnie, bo gracze toną po uszy w cynicznych technikach stosowanych przez EA i własnej naiwności. Jedynym sposobem na zatrzymanie tego szaleństwa byłoby całkowite zaprzestanie piłkarskich rozgrywek. Chociaż znając życie sprytni Kanadyjczycy i tak znaleźliby na to sposób.

Obrazek wyróżniający: EA

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu